Duszpasterstwo mówiące językiem akademickiej teologii nie ma szans dotrzeć do serc ludzi, którzy tego języka zupełnie nie rozumieją
Mieszkam w Tyńcu, klasztorze założonym w roku 1044. Dzisiaj nadal są tam benedyktyni. Klasztor przechodził biedy rozmaite, okresy wspaniałości i kasaty, teraz na nowo próbuje się rozwijać. Od 1973 r. miejscowość jest włączona w dzielnice administracyjne Krakowa.
Nie jestem krakowianinem, bo pochodzę z Podlasia, ale Kraków dla wszystkich Polaków jest miejscem drogim, tak samo dla cudzoziemców, którzy przychodzą, patrzą, podziwiają i dla milionów turystów. Kiedyś w lecie przechodzę, piękne kolorowe miasto, wystawy, reklamy, ludzie poubierani kolorowo, wycieczek cała masa.
W pewnym momencie w tym kolorowym obrazku, takim pięknym pejzażu krakowskim, coś mi się mignęło zupełnie niepasującego do reszty. Jakaś czarna postać, z powiewającym szkaplerzem. A to ja w lustrze. Było duże lustro wystawowe i w nim się odbiłem. Myślę: „Boże drogi, jak to nie pasuje do barwnego Krakowa!”. Ludzie tam przyzwyczajeni, że księża kręcą się po ulicach, ale wielu też patrzyło: „Ojej, co za dziwoląg!”.
Dlaczego dzisiaj od tego zaczynam naszą naukę? Trzeba sobie bowiem takie pytanie postawić, czym jest ta niedziela i nasz pobyt w kościele w czasie Mszy św., kiedy się to zestawi z naszymi codziennymi zaangażowaniami, sprawami, problemami, radościami? Czy nie jest właśnie takim nie wiadomo czym? Czy jest wtopione organicznie w nasze życie jako coś koniecznego i zrozumiałego, czy jest też czymś na zasadzie „Wpadnę na te pół godziny, godzinkę do kościółka”, a poza tym nie ma nic wspólnego z moim codziennym życiem?
Jestem katechetą od roku 1949. Chciałem kiedyś sprawdzić, omawiając jakiś temat biblijny z dziećmi, co rozumieją z tego, co jest czytane w Ewangelii, bo nie tak dawno mówiono nam, że chyba połowa Polaków, czytając gazetę, prawie nie rozumie tego, co jest tam napisane. Pytam więc dzieci, omawiając przemienienie Pańskie, jak rozumieją słowa: „Apostołowie padli na swoje oblicza” (zob. Mt 17,6). Dzieci w czwartej klasie, zastanawiamy się razem: co to jest oblicze? Cisza. Padli na oblicza, to na co padli, może na kolana? Wreszcie wytłumaczyliśmy sobie, że jest to twarz. Następny problem językowy: „Błogosławieni cisi, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,5). „Dzieci, co to znaczy cisi”? Żadne dziecko nie wiedziało, także od jakiego rzeczownika to słowo pochodzi.
Podobnych słów nie znały i myślę, że gdy my czytamy Ewangelię i mówimy kazanie, to i dzieci, i znaczna część ludzi dorosłych jest jakby na kazaniu w języku, który troszeczkę znamy, ale do końca nie wiemy, o co chodzi. Wyłapujemy poszczególne słowa. A jak ksiądz zechce mądrzej powiedzieć i powie nam o relacjach interpersonalnych w eklezjologii postkoncyliarnej, to wtedy już są to wyżyny niedosiężne.
Wracając do tematu dzisiejszej Mszy św. — co trafiło do nas z tego, co było tu czytane? Co jest dla nas zupełnie normalne i możemy od razu powiedzieć na to „tak”? To jest włączone w moje życie. Mojżesz — co o nim wiemy? Faraon, kto to faraon? A Egipt, niewola egipska, kto w niej był? (Żydzi do tej pory biją się z Egipcjanami). A św. Paweł? Co to za jeden? Pisał do Rzymian, a kto to ci Rzymianie? O kogo tu chodzi? Dalej: sam Jezus to kto? Jaką odpowiedź byśmy dali? Słuchacze Ewangelii by powiedzieli: „To taki ktoś, kto był kuszony przez szatana”. A szatan to kto? Widzimy za to, jak często ludzie w złu są doskonale poinstruowani, doskonale wiedzą, o co chodzi.
A teraz poważniejsze rzeczy. Nie tak dawno dziewczyna, maturzystka, zdawała na historię na UJ. Zapytana „Proszę panią, kto to był Edward Gierek?” pomyślała i odpowiedziała: „A to chyba taki dawny polski kardynał”. „Chluba” dla szkoły, która po maturze wypuszcza tak „światłych” uczniów.
Trzeba nam się zastanowić, skoro połowa, czyli paręnaście milionów Polaków, bierze udział we Mszy św., słucha tych rzeczy, rozumiejąc i nie rozumiejąc jednocześnie, przez co później część z nich nie umie przetworzyć tego na swoje codzienne życie, na rozmowy, na postępowanie. Tak więc Mojżesz, niewola, Pascha, św. Paweł — nawrócony Żyd, Apostoł Narodów, czy Jezus Chrystus żywy — obecny w Eucharystii, obecny Słowie, Ludzie Bożym, we wszystkich ochrzczonych — co to nam mówi? Rekolekcje powinny nam to przybliżyć. Księżom jest łatwiej. Tutejsi są zapracowani w duszpasterstwie, u nas w klasztorze więcej modlitwy, czytania, konferencji. Człowiek powołany jest z tym organicznie związany, ale Kościół, wspólnota to nie tylko księża, nie tylko zakonnicy. To wszyscy, którzy należą do Chrystusa.
Zwróćmy uwagę na zło, które się szerzy i świadomość jego istnienia, a także wpływ rzeczy niekoniecznie złych, np. elektroniki. Widziałem, jak w wiosce dziewczynka trzyletnia robiła doskonale zdjęcia aparatem cyfrowym. Ja nie umiałbym się nim posługiwać. Miałem zegarek elektroniczny i nie umiałem przestawić sobie daty, nie wiedziałem, co się naciska. Podeszła dziewczynka z drugiej klasy podstawówki: „Ojciec pozwoli” — myk, myk i ustawiła wszystko. Dla nich to już jest norma. Jednocześnie przychodzi dziecko do pierwszej klasy i nie umie Ojcze nasz powiedzieć. „Dlaczego mamusia cię nie nauczy?” — „Ach, bo mamusia sama nie umie”. „A tatuś?” — „Ech, tatuś jeszcze gorzej”. Rodzina powinna zacząć i od nauki tego, nie tylko od elektroniki i nie tylko od zła, które wciska się w duszę młodego człowieka już od młodości.
W Ewangeliach jest opis kuszenia Jezusa na początku Jego działalności publicznej. Jest takie powiedzenie na koniec, że gdy „diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego, aż do czasu”, czyli czasu Jego męki, kiedy wydawało się, że złapał Go, zmiażdżył, zniszczył, doprowadził do aresztowania, torturowania i zabicia. Nie udało się mu jednak, bowiem Jezus zmartwychwstał. Będziemy śpiewali za niedługi czas: Zwycięzca śmierci, piekła i szatana.
Jak Jezus — ten nowy człowiek, z którym diabeł nie mógł sobie poradzić — tak samo każdy, kto pojawia na świecie, otwiera nowy czas. Każdy człowiek to coś nadzwyczajnego, to jest nowa epoka, jego epoka. A gdy się zaczyna nowy czas, to szatan przystępuje i próbuje człowieka przekabacić na swoją stronę. Udaje mu się to nieźle — połowa Polaków nie chodzi do kościoła, nie uczestniczy w tym, co jest istotą naszej wiary: Uczcie Eucharystyczne, która uobecnia mękę Jezusa Chrystusa.
Kiedy kapłan mówi: „To jest Ciało moje, to jest Krew moja”, osobno konsekruje chleb, osobno wino. Wiadomo, ciało oddzielone od krwi to jest śmierć. Jest ona nam pokazana za pomocą znaków łagodnych, delikatnych. Natomiast film Pasja przedstawia dosłownie: „Patrz, tu za ciebie ktoś umiera”. Umiera dlatego, że jestem przez niego kochany. Umiłował i wydał siebie samego za mnie.
Leon Knabit OSB, Świętość zaczyna się zwyczajnie... Od uśmiechu! Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg