Z cyklu "Tajemnice Biblii"
Zastanówmy się teraz, o co mogło chodzić Panu Jezusowi, kiedy zakazał kandydatowi na ucznia pogrzebać rodzonego ojca (Mt 8,22; Łk 9,60). Przecież Zbawiciel na pewno nie chciał lekceważyć tego ostatniego uczynku miłosierdzia wobec ciała bliźniego. Co wobec tego mogą znaczyć te Jego słowa: "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych"?
Otóż zacznijmy od spostrzeżenia, że sytuacja ta wcale nie musi się odnosić do pogrzebu. Ów człowiek mówi Panu Jezusowi mniej więcej tak: "Owszem, będę chodził z Tobą, ale dopiero jak pochowam mojego ojca". Można w tych słowach usłyszeć usprawiedliwianie się: "Mam starego ojca, nie chciałbym go opuszczać; pójdę za Tobą później, po śmierci mojego ojca".
Być może on tak chciał iść z Panem Jezusem, jak sójka chce lecieć za morze, a powołanie się na obowiązek wobec starego ojca było w jego ustach zwyczajną wymówką. W tamtych czasach, więzi solidarności rodzinnej były nieporównanie gęstsze i bardziej rozgałęzione, niż dzisiaj - i jest mało prawdopodobne, żeby alternatywą jego odejścia z domu było zostawienie starego ojca na pastwę losu.
A jeśli te słowa: "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych" Pan Jezus powiedział jednak człowiekowi, któremu dopiero co umarł ojciec? Co one wówczas znaczą? Myślę, że znaczą wówczas dokładnie to samo, co Jego słowa, żeby ze względu na Niego mieć w nienawiści ojca i matkę (Łk 14,26).
Nieprzyjaciół Pan Jezus każe miłować, a rodziców nienawidzić - pyta, zastanawiając się nad tym ostatnim zdaniem święty Grzegorz Wielki - o co tu naprawdę chodzi? A chodzi nie tylko o to, że Boga mamy kochać na pierwszym miejscu, bardziej niż kogokolwiek. Chodzi tu jeszcze i o to, że nawet ojca i matkę mamy mieć za swoich wrogów, gdyby miłość do nich miała nas prowadzić do odrzucenia miłości Boga.
Zastosujmy powyższą logikę do naszego epizodu. Pogrzeb ojca lub matki to jest powinność najoczywistsza z oczywistych. Dopiero jeśli o tym się pamięta, słowa "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych" odsłaniają swój sens, zapewne następujący: Być Jego uczniem, chodzić za Nim, jest powinnością absolutnie pierwszorzędną; nawet obecność na pogrzebie własnego ojca jest czymś mniej ważnym.
Te dwa wyjaśnienia miałem dotychczas na podorędziu zawsze, kiedy przychodziło mi objaśniać tę dość tajemniczą wypowiedź Pana Jezusa. Kiedy jednak zacząłem się nad nią zastanawiać szczególnie, zauważyłem w niej otwarcie na jeszcze jedną interpretację.
Przedtem jednak warto przypomnieć, jak wielką wagę do pogrzebu przywiązywali ludzie biblijni. W samej tylko Księdze Rodzaju skrupulatnie odnotowano pogrzeby wszystkich kolejnych patriarchów - Sary (23,1-20), Abrahama (25,10), Racheli (35,19), Izaaka i Rebeki (35,29; 49,31), Jakuba (50,1-11), Józefa (50,25n). Ogólna zasada, sformułowana w Księdze Syracha: "pochowaj ciało i nie lekceważ pogrzebu" (38,16), była czymś oczywistym w ciągu całej historii bliblijnej, a jej bodaj czy nie ostatnim świadectwem jest wzmianka o pogrzebie męczennika Szczepana (Dz 8,2). Sama możliwość, że można nie mieć pogrzebu, przejmowała ludzi biblijnych grozą (Jr 16,4; 19,7; Ez 32,5; Oz 13,8; Na 3,3; Ap 19,21).
Fragmentem Biblii szczególnie ważnym dla naszego tematu jest Księga Tobiasza. Stary Tobiasz z narażeniem życia grzebie ciała rodaków, pomordowanych przez prześladowcę swego narodu: "Jeśli widziałem zwłoki któregoś z moich rodaków wyrzucone poza mury Niniwy, grzebałem je... Sennacheryb zaś szukał ich, ale ich nie znalazł. A jeden z mieszkańców Niniwy poszedł i doniósł królowi, że to ja jestem tym, który grzebie potajemnie. Wtedy musiałem się ukrywać, a kiedy dowiedziałem się, że król mnie szuka, aby mnie zabić, bałem się i uciekłem. Wtedy cały mój majątek zagrabiono i nie zostało mi nic, co by nie poszło do skarbu królewskiego, oprócz mojej żony Anny i mojego syna Tobiasza" (Tb 1,17-20).
I nawet jeszcze wówczas stary Tobiasz nie umiał nie zaryzykować własnym życiem, kiedy dowiedział się o porzuconych zwłokach kolejnej ofiary prześladowań (2,3-7). Szyderstwa sąsiadów (w.8) były poniekąd drobiazgiem wobec faktu, że Bóg - jakby w "nagrodę" za jego pełne poświęcenia miłosierdzie wobec umarłych - dopuścił na niego utratę wzroku (w.9n). Dopiero po latach otrzymał jednoznaczne potwierdzenie, jak bardzo jego postępowanie podobało się Bogu (12,12n).
Musiałem przypomnieć o tym wszystkim, skoro ważnym odniesieniem dla trzeciej interpretacji ewangelicznego wersetu o grzebaniu umarłych, jaką chcę tu przedstawić, jest rytualna nieczystość, zaciągana w Starym Testamencie przez każdorazowy kontakt ze zwłokami ludzkimi. "Kto dotknie się zmarłego, jakiegokolwiek trupa ludzkiego, będzie nieczysty przez siedem dni" - czytamy w Księdze Liczb 19,11.
Byłoby kompletnym nieporozumieniem dopatrywać się w tym przepisie lekceważenia zwłok ludzkich. Ludzie Starego Testamentu wyrażali w ten sposób głęboko religijną intuicję, że Bóg jest samym Życiem i to właśnie dlatego nie wolno zbliżać się do Niego nikomu, kto ostatnio zetknął się ze śmiercią.
Z tego też powodu kapłanów Starego Testamentu obowiązywały przepisy jeszcze bardziej rygorystyczne: "Kapłan nie będzie się narażał na nieczystość z powodu zwłok zmarłego krewnego, chyba tylko z powodu najbliższych krewnych, z powodu matki, ojca, syna, córki, brata, siostry dziewicy dlatego mu bliskiej, bo nie mającej męża. Z jej powodu może narazić się na nieczystość rytualną. Ale kapłan nie będzie się narażał na nieczystość rytualną z powodu krewnych swej żony. Byłoby to zbezczeszczenie" (Kpł 21,1-4).
Arcykapłana natomiast obowiązywał absolutny zakaz zbliżania się do zmarłych, nie wolno mu było uczestniczyć nawet w pogrzebie ojca czy matki: "W ogóle nie zbliży się do żadnego zmarłego, nie narazi się na nieczystość rytualną ani z powodu ojca, ani z powodu matki" (Kpł 21,11).
Otóż bardzo możliwe, że słowa Pana Jezusa "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych" nawiązują do tej właśnie tradycji. Ludzie dobrze znający obyczajowość Starego Testamentu, słysząc te słowa, łatwo je mogli sobie skojarzyć z arcykapłanem świątyni jerozolimskiej. Bo właśnie on - jeden jedyny z całego ludu Bożego - miał zakaz udziału w jakimkolwiek pogrzebie, nawet rodzonego ojca, a to dlatego, że on jeden jedyny raz w roku wchodził do "świętego świętych", miejsca najszczególniejszej obecności Boga.
Dopiero po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa chrześcijanie mieli zrozumieć, że On przecież po to właśnie przyszedł na ziemię, żeby wszyscy wierzący w Niego mogli mieć przystęp do Boga - bliższy jeszcze niż ten, jaki w Starym Testamencie miał jeden jedyny arcykapłan. Przecież On, Syn Boży Jezus Chrystus, jest samym Życiem (J 11,25; 14,6). Przez Niego jedni i drudzy, chrześcijanie pochodzenia zarówno żydowskiego jak pogańskiego, "w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca" (Ef 2,18; por. 3.12).
opr. aw/aw