Kim jest i jaki jest kard. Kurt Koch, Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan? Jakie były początki jego kapłańskiej drogi?
Rozmawiamy z Księdzem Kardynałem w jego mieszkaniu znajdującym się w bezpośrednim sąsiedztwie Kongregacji ds. Nauki Wiary. To miejsce wymusza niejako na przychodzącym tutaj „grzeczne” pytania. Jednak osoba Księdza Kardynała, jego gościnność i prostolinijność zapraszają do szczerej i otwartej rozmowy nawet na trudne tematy dotyczące współczesnego życia eklezjalnego, a w Jego domu można czuć się swobodnie mimo zobowiązującej historii tego miejsca.
Księże Kardynale, zanim zaczniemy naszą rozmowę, chciałbym zwrócić uwagę na jeden ciekawy fakt. Obydwaj mamy wprawdzie — jak to pisze św. Paweł — „naszą ojczyznę w niebie”, ale mimo to mamy też naszą ziemską ojczyznę: dla Księdza Kardynała to Szwajcaria, dla mnie Polska. I muszę przyznać, że wbrew pozorom łączą nas nie tylko te same barwy narodowe: biel i czerwień. Co więcej, jeśli spojrzymy na dawną stolicę biskupią Księdza Kardynała — Solurę (Solothurn), to podobieństwa są jeszcze większe, bo polska flaga narodowa ma taki sam układ kolorów jak flaga Solury, z tą tylko różnicą, że w innej kolejności. Polska ma flagę biało-czerwoną, a Solura czerwono-białą. Ponadto nasz bohater narodowy Tadeusz Kościuszko zmarł właśnie w Solurze.
Cofnijmy się jednak na początku naszej rozmowy do małego miasteczka w centralnej Szwajcarii — Emmenbrücke, gdzie urodził się i spędził swoje dzieciństwo Kurt Koch. Proszę nam powiedzieć, kiedy właściwie narodziła się myśl zostania w przyszłości księdzem?
W moim przypadku było to stosunkowo wcześnie, bo już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. W wieku trzech lat marzyłem o tym, żeby zostać świętym Mikołajem, później chciałem zostać muzykiem, a w pierwszej klasie w wieku siedmiu lat, chciałem już zostać księdzem, ponieważ miałem w mojej parafii bardzo dobrego kapłana, który zaimponował mi wówczas swoją postawą. Wtedy pomyślałem sobie, że ja właściwie chciałbym robić to samo, co on. To pragnienie trwało we mnie.
Dzisiaj — muszę wyznać — uczyniłbym to samo. Kapłaństwo jest właściwie jednym z piękniejszych powołań, jakie można realizować w życiu. Tak naprawdę kiedyś chciałem być proboszczem, ale jak się okazało, nigdy się nim nie stałem. Zostałem najpierw wykładowcą na wydziale teologicznym, a potem biskupem i kardynałem. Ale najważniejsze jest to, że jest się księdzem i duszpasterzem dla ludzi na tak wielu płaszczyznach.
Potem przyszła niespodziewana decyzja o nominacji na urząd biskupa. I tutaj trzeba dodać — biorąc pod uwagę sukcesję biskupią — że Ksiądz Kardynał ma jako biskup w pewnym sensie polskie pochodzenie. Proszę nam powiedzieć, jak do tego doszło?
Kiedy przyjrzałem się kiedyś dokładniej mojemu rodowodowi biskupiemu, byłem strasznie zaskoczony, bo dostrzegłem właściwie tylko polskie nazwiska. Ale taki stan rzeczy jest związany z faktem, że święcenia otrzymałem w Rzymie z rąk papieża Jana Pawła II 6 stycznia 1995 roku. Nieco wcześniej, bo 6 grudnia zostałem przez Ojca Świętego mianowany biskupem. Wtedy zażyczył sobie, żeby konsekrować mnie osobiście właśnie w Rzymie. Ten fakt, że nie przyjmuję święceń biskupich w diecezji, spowodował wprawdzie trochę niezadowolenia we wspólnocie Kościoła lokalnego, ale z drugiej strony pięknym przeżyciem było dla mnie to, że mogłem przyjąć święcenia właśnie w Rzymie. Wprawdzie biskupem jest się w diecezji, ale można nim być jedynie pod warunkiem, że jest się członkiem kolegium biskupiego. Dlatego przyjęcie sakry z rąk Papieża Jana Pawła II tutaj w Rzymie, przy grobie św. Piotra, w kręgu 16 innych biskupów, to było dla mnie oczywiście piękne i bardzo głębokie przeżycie.
Mam wrażenie, że przez przyjęcie święceń biskupich w Rzymie można było też doświadczyć trochę Kościoła powszechnego.
Oczywiście, to cenne doświadczenie Kościoła powszechnego, ale kolegialność biskupów jest przecież podstawowym osiągnięciem Soboru Watykańskiego II. Oznacza to, że jako biskup nie jest się samotnym bojownikiem, chociaż ponosi się odpowiedzialność za daną diecezję, ale jest się członkiem kolegium biskupiego. A jeśli jest to widoczne także przy okazji święceń, to jest to szczególnie piękny znak.
Papież Jan Paweł II zwykł zawsze w Uroczystość Objawienia Pańskiego udzielać święceń biskupom z całego świata.
Nie tylko biskupom z całego świata, ale również tym z Kurii Rzymskiej. Najczęściej zapraszał do Rzymu na święcenia tych nominatów, których pod koniec roku, czyli w listopadzie lub grudniu podniósł do godności biskupiej.
Przez przyjęcie święceń z rąk papieża Jana Pawła II Ksiądz Kardynał jest w pewnym sensie na urzędzie biskupim bliźniakiem kardynała Stanisława Dziwisza i wielu innych polskich biskupów, którzy też otrzymali święcenia od Jana Pawła II. Mam wrażenie, że takie pokrewieństwo jest dla rodowitego Szwajcara czymś zupełnie nowym. Czy Ksiądz Kardynał miał już wcześniej jakieś kontakty z przedstawicielami Kościoła w Polsce?
Moje pierwsze kontakty z Polską nawiązałem przy okazji pisania pracy doktorskiej na temat teologii Wolfahrta Pannenberga. Właśnie Pannenberg zwrócił mi kiedyś uwagę, że jeden z polskich księży także pisze pracę na temat jego teologii i dobrze byłoby, gdybyśmy się poznali. Z tej racji pierwszą osobą z Polski, z jaką się zaznajomiłem był ksiądz profesor Krzysztof Góźdź z Lublina, który pisał swoją pracę doktorską w oparciu o dorobek tego protestanckiego filozofa i teologa. Dzięki tej znajomości zostałem zaproszony krótko po upadku komunizmu z wykładami na temat nowej ewangelizacji na Uniwersytet w Lublinie.
Inny ważny kontakt to moja znajomość z księdzem arcybiskupem Alfonsem Nossolem. Kiedy w 2006 roku zostałem mianowany członkiem międzynarodowej mieszanej komisji do spraw teologicznego dialogu z Kościołem prawosławnym, okazało się, że członkiem tej komisji jest także arcybiskup Nossol. Dzięki tej znajomości zostałem w 2013 roku zaproszony do Opola na ekumeniczne sympozjum organizowane przez arcybiskupa. To są właściwie moje najważniejsze kontakty z Polską, które miałem dotychczas.
W Rzymie miał Ksiądz Kardynał z pewnością okazję spotkać obecnego arcybiskupa Krakowa Stanisława Dziwisza, który przez cały pontyfikat był osobistym sekretarzem papieża Jana Pawła II.
Oczywiście. Przy okazji wizyt, które jako biskup Bazylei składałem w Rzymie u Ojca Świętego Jana Pawła II,
spotykałem też jego sekretarza Stanisława Dziwisza. On także zawsze pomagał w uzyskaniu audiencji u papieża. Przypominam sobie, że kiedy obchodziliśmy jubileusz 175 ponownego erygowania diecezji Bazylea, chciałem papieżowi przekazać upamiętniającą ten jubileusz okolicznościową publikację. Ostatecznie stało się to możliwe właśnie dzięki pomocy księdza St. Dziwisza.
Kard. Kurt Koch, ks. Robert Biel, Symfonia jedności
Copyright by Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej „Gaudium”, Lublin 2015
ISBN 978-83-7548-296-6
opr. mg/mg