Nasz Ojciec Święty

O Janie Pawle II, w dzień po jego śmierci

„Dobrze, sługo dobry i wierny! Wejdź do radości Twego Pana” (Mt 25,21). Żegnamy naszego Ojca Świętego. Naszego — bo kawał życia każdego i każdej z nas tak głęboko związany był z Jego osobą. Ojca — bo rzeczywiście był ojcem, kochającym nas wszystkich. Świętego — bo za takiego już za życia słusznie go uważaliśmy.

Trudno zmieścić w kilku zdaniach myśli i uczucia, które budzą się w tych dniach w naszych sercach. Ludzie całego świata żegnają Wielkiego Papieża. A równocześnie media już spekulują, kto może być jego następcą — Brazylijczyk, Nigeryjczyk, Włoch czy Niemiec? Oddajmy sprawy następcy Jana Pawła II Duchowi Świętemu i mądrości kardynałów. A sami zatrzymajmy się jeszcze nad wielkim dziełem Papieża Polaka.

Całe Jego życie było przeżywaniem głębokiej wiary w Boga — Ojca i Syna i Ducha Świętego. Zdanie to brzmi banalnie, gdy pisze się je o biskupie czy papieżu. A jednak — wiara, którą wybrał niegdyś na temat swego doktoratu, była dla niego czymś znacznie więcej, niż tylko głębokim przekonaniem o istnieniu Boga. Siłę swej wiary zademonstrował po raz pierwszy w Polsce w 1979 roku, gdy zamiast wymieniać kurtuazyjne ukłony z komunistami, ogłosił z mocą, że to Chrystus prowadzi historię narodów. Rok później nie tylko Polska, ale i cały świat ze zdumieniem stwierdził, że wypowiedziane z wiarą proroctwo się spełniło. Duch zstąpił na ziemię i zaczął odnawiać jej oblicze. Kolejny rok (1981) przyniósł dramat zamachu, a wraz z nim kolejne zdumienie. Świat, który tradycyjnie uważał papieży za pobożnych, watykańskich hierarchów, wykształconych teologów i ewentualnie także zręcznych dyplomatów, zaczął pojmować, że tego Papieża chroni i prowadzi jakaś niewidzialna moc. Że zgodnie z wiarą Papieża, historię poszczególnych osób i całych narodów rzeczywiście prowadzi żywy, działający Bóg. Sam Papież otrzymał wówczas ostateczne potwierdzenie swego „namaszczenia” na duchowego przewodnika świata. Odtąd był już także po ludzku całkowicie pewien, że wiara rzeczywiście przenosi góry. A gór było na jego drodze wiele...

Drugi fenomen, który od początku pozwolił Papieżowi przełamać lody nieufności wobec niego jako przybyłego z odległej Polski hierarchy, to jego głęboki szacunek dla każdego człowieka. Adresowane do słuchaczy, życzliwe pozdrowienia, życzenia składane w najróżniejszych językach świata, apostolskie podróże z zakładanymi podczas nich regionalnymi kapeluszami, a wreszcie bardzo osobisty, głęboki kontakt z tysiącami ludzi, których nieustannie spotykał, przekonały ludzi na całym świecie, iż Papieża interesuje każdy konkretny człowiek. Jan Paweł II potrafił jak nikt inny przemówić do serca każdego człowieka. Nie był to jednak kontakt naiwny. Od pierwszej encykliki Redemptor hominis („Odkupiciel człowieka”) Papież wytrwale kreślił swoją własną wizję ludzkiej osoby — odkupionej przez Chrystusa i powołanej do wielkości, do przeżywania człowieczeństwa w całej jego głębi. Przekonywał, że pomimo ludzkiej słabości świętość jest możliwa. I to nie tylko w dawnej epoce średniowiecza, ale w konkretnych warunkach naszego świata. Ukazywał ten obraz przez setki, a potem tysiące beatyfikacji i kanonizacji.

Do takiej wizji — odważnej, ale i wymagającej, krytykowanej z pogardą przez media — najszybciej przekonali się ludzie młodzi. Papież porwał ich swą niezgodą na powszechnie panującą w świecie kulturę kontestacji i absurdu. „Musicie od siebie wymagać! Choćby inni od was nie wymagali, wy musicie wymagać od siebie!” (Częstochowa, 1983 r.) Pokoleniu „no future”, które miało jakoby interesować się tylko seksem, narkotykami i egoistyczną karierą, Papież zaproponował otwarcie życia przed Chrystusem i odważne wejście w świat z orędziem trudnej, ale jednocześnie dającej nadzieję i poczucie spelnienia Ewangelii. Sam dawał porywający przykład osoby przenikniętej całkowicie łaską, oddanej całkowicie Bogu, a równocześnie głęboko szczęśliwej i radosnej. Nie bez znaczenia był przy tym charakterystyczny, papieski humor.

W książce „Pamięć i tożsamość” Jan Paweł II wyjaśnił tajemnicę owego zadziwiającego świadectwa. Jego fundamentem było bardzo intensywne życie duchowe, prowadzące Papieża na mistyczny poziom przemieniającego zjednoczenia z Chrystusem, na którym człowiek „coraz mniej odczuwa ciężar zwalczania w sobie grzechu” i może „poruszać się coraz swobodniej pośród całego stworzonego świata. Zachowuje tę swobodę i prostotę w obcowaniu z innymi osobami ludzkimi, również z osobami innej płci. [...] Rzeczy stworzone przestają być dla niego zagrożeniem [...] Człowiek we wszystkim znajduje Boga, we wszystkim i poprzez wszystko z Nim obcuje” (s. 35-37).

Ogromną zasługą Papieża było także wyprowadzenie Kościoła z głębokiego kryzysu, w jakim znalazł się on w epoce posoborowej, a zwłaszcza po kulturowym i cywilizacyjnym kryzysie roku 1968. Jan Paweł II nie tylko porwał młodych do heroicznego przeżywania swojego chrześcijaństwa. W specyficzny sposób ukierunkował także posoborowe myślenie o Kościele. Nie zniósł celibatu, nie wprowadził święceń kobiet, nie zalegalizował w Kościele rozwodów. Połączył natomiast dwa bardzo oddalone po Soborze bieguny katolickiej teologii: teologię „wysoką”, akademicką, liturgiczno-biblijną, z teologią „niską”, opartą na tradycyjnej, katolickiej pobożności i duchowym doświadczeniu ludzi wiary. Pozwolił jakby na nowo odnaleźć się w posoborowym Kościele milionom prostych wiernych, a jednocześnie zaproponował im drogę głębokiego, świadomego życia duchowego. Każdą encyklikę i list kończył akapitem maryjnym, a równocześnie dbał o najwyższy poziom teologiczny swej mariologii. Przykładem takiego kształtowania myśli i wiary posoborowego Kościoła może być przepiękny papieski „List o różańcu”. Kiedyż on wreszcie w Polsce zacznie być czytany... Kiedy zaczniemy tak kontemplować oblicze Chrystusa?

Kolejną sprawą, która Janowi Pawłowi II bardzo głęboko leżała na sercu, jest pilna potrzeba ponowna ewangelizacja współczesnego świata. Papież znów nie okazał się tu naiwnym romantykiem, liczącym jedynie na entuzjazm zafascynowanej jego orędziem młodzieży. Świadomie podjął trudny dialog z agnostyczną kulturą nowoczesnej Europy i Ameryki, kontynuując w ten sposób dzieło Soboru Watykańskiego II. Ku zgorszeniu wielu teologów, Jan Paweł II nie doprowadził jednak do „demokratyzacji” Kościoła, ale podjął dialog ze światem na płaszczyźnie filozoficznej etyki i personalistycznie orientowanej kultury. Starał się wyrazić orędzie Ewangelii w kategoriach zrozumiałych i możliwych do przyjęcia także dla ludzi z różnych powodów zachowujących wobec Kościoła katolickiego duży dystans. Genialnie wykorzystał dla Ewangelii medialną kulturę „globalnej wioski”, odważnie i z wiarą angażując swój papieski autorytet w wielu trudnych problemach współczesnego świata. To zdumiewające, że dzisiaj za swego ideologicznego sojusznika uznają go zarówno amerykańscy neokonserwatyści, jak i europejska lewica...

Tu dochodzimy do punktu, który stawał się coraz bardziej istotny dla Papieża w miarę upływu lat jego pontyfikatu. Chodzi o sprawę życia człowieka — od poczęcia do naturalnej śmierci. Głoszenie „Ewangelii życia” Papież traktował jako służbę, zleconą mu przez Boga nie tyle na rzecz Kościoła, ile na rzecz całej ludzkości, ginącej w „cywilizacji śmierci”. Ostry sprzeciw wobec aborcji, eutanazji, prowadzenia wojen i stosowania kary śmierci był w gruncie rzeczy kołem ratunkowym, rzuconym podążającemu ku autodestrukcji światu. To papieskie dzieło, w przedziwny sposób przypieczętowane jego własną, przyjętą z wiarą w Bożą Opatrzność chorobą, starością i agonią, z pewnością będzie dopiero w przyszłości wydawać swoje pełne owoce.

I wreszcie — rys bardzo osobisty. Była nim dla Papieża Polska. Jego Ojczyzna, język, ziemia, historia, kultura. To wszystko, czego nie zapomniał i nigdy się nie wstydził w Rzymie i w tylu innych krajach świata. Jego własna, osobista tożsamość. Ojczysty dom, z którego wyszedł i w którym (prawie) zawsze czuł się u siebie. Polska, której nie idealizował, ale widział w niej szczególne miejsce Bożego działania. Polska, która dzięki niemu stała się wolna i sławna w całym świecie. Kto poprowadzi to jego dzieło dalej? Dla mnie osobiście związek nas, Polaków, z Papieżem — „naszym Ojcem Świętym” — od momentu inauguracji jego pontyfikatu, wyraża Psalm 126. Niech jego słowa prowadzą nas dalej — w przyszłość, której nie znamy. Abyśmy tego przeogromnego, Bożego daru Jana Pawła II nie zmarnowali...

Gdy Pan odmienił los Syjonu,

wydawało się nam, że śnimy.

Usta nasze były pełne śmiechu,

a język śpiewał z radości.

Mówiono wtedy między narodami:

„Wielkie rzeczy im Pan uczynił!”

Pan uczynił nam wielkie rzeczy

i ogarnęła nas radość.

Odmień znowu masz los, Panie,

jak odmieniasz strumienie na Południu.

Ci, którzy we łzach sieją,

żąć będą w radości.

Idą i płaczą, niosąc ziarno na zasiew,

lecz powrócą z radością, niosąc swoje snopy.

ks. Bartosz Adamczewski

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama