Skandal istnienia Kościoła

Fragmenty książki "Kościół (dla) zagubionych"

Skandal istnienia Kościoła

Tomasz P. Terlikowski

KOŚCIÓŁ (DLA) ZAGUBIONYCH

ISBN: 978-83-60725-24-5

wyd.: Wydawnictwo M 2007


Fragmenty książki dostępne na naszych stronach:

ROZDZIAŁ 1

Skandal istnienia Kościoła

Niewiele jest w świecie instytucji, które budzą takie emocje jak Kościół. Ta licząca dwa tysiące lat instytucja dla ludzi współczesnych jest poważnym zgorszeniem. Dla nas bowiem już samo istnienie organizacji, która uznaje swoją wyjątkowość, prezentuje opinię, że jej poglądy na temat świata i człowieka są prawdziwe, a dodatkowo uznaje swoje Boskie pochodzenie, jest absolutnie nie do zaakceptowania. Przekonanie, że chrześcijaństwo jest drogą, po której człowiek może i powinien zmierzać do Boga, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem, a Kościół głosi nieomylną moralność, której trzeba się podporządkować, jest absolutnie nie do zaakceptowania dla wielu współczesnych. Świadectwem tego mogą być dyskusje, jakie wybuchły krótko po opublikowaniu deklaracji "Dominus Iesus", która jedynie przypominała starą zasadę "Extra Ecclesiam Nulla Salus". Niemal jednym głosem potępili ją zachodni Żydzi, muzułmanie, a nawet protestanci2.

A wszystko dlatego, że nasza cywilizacja zakłada nieufność do prawdy, niechęć do tych wszystkich, którzy twierdzą, że ją posiadają (lub przynajmniej zostali przez nią pochwyceni). Postawą współczesności jest - posługując się cytatem z Jacques'a Derridy - "wyzwolenie od wszelkiej władzy zewnętrznej (...) na przykład od dogmatyki, ortodoksji czy też autorytetów religijnych"3. To odrzucenie chrześcijaństwa jako religii postulującej istnienie jednej prawdy i możliwość dotarcia do niej jest zresztą jedną z istotowych cech cywilizacji zwanej ponowoczesną4.

Jej uczestnikami i konstruktorami wcale nie są jednak tylko osoby niewierzące czy przynależące do innych religii. Głęboką nieufność do Kościoła będącego formą zinstytucjonalizowanej religijności, ale i nośnikiem pewnych podstawowych prawd żywią także teolodzy chrześcijańscy. Znakomitym tego przykładem są poglądy byłego dominikanina Tadeusza Bartosia. Jego zdaniem chrześcijaństwo ze zwartego systemu powinno przekształcić się w wielogłosowy, niespójny konglomerat rozmaitych wartości, słów i poglądów, które łączy jedynie otwartość na drugiego człowieka i zakaz wykluczania Innych. "Zanurzeni w historii, idziemy wraz z Jezusem, który jest przewodnikiem. Inspirowani Jego nauką, staramy się wypełniać ją we własnym życiu. Nie mamy jednak definitywnych odpowiedzi, mamy pojedyncze wglądy i zrozumienia. Nie dysponujemy jakąś abstrakcyjną doktryną, która ponad czasem i przestrzenią daje definitywne, ostateczne rozstrzygnięcia. Doktryny teologiczne są jedynie spekulacją, hipotezą, teorią"5 - przekonuje Bartoś.

I nie ma co ukrywać, że nie jest on osamotniony w swoich poglądach. Podobne postrzeganie chrześcijaństwa i Kościoła prezentuje wielu współczesnych teologów, tak katolickich, jak i protestanckich. Jeden z najwybitniejszych współczesnych teologów anglikańskich (przy okazji duchowy zwierzchnik tego wyznania), abp Rowan Williams, w niezwykłym kazaniu na Boże Narodzenie, podobnie jak Bartoś, unieważnia wszystkie duchowe, ascetyczne i moralne problemy współczesności, uznając, że Dzieciątko Jezus nie ma na nie odpowiedzi. "Kiedy przychodzimy do Boskiego Dzieciątka z pytaniami o teorię i politykę, otrzymujemy tę samą odpowiedź "Mu!" - wyrażoną płaczem niemowlęcia lub równie niezrozumiałym płaczem, uściskiem dłoni lub ssaniem piersi. Nasze pytania - a wraz z nimi nasza rozpaczliwa i podszyta lękiem potrzeba, aby być w porządku - zostają zrelatywizowane"6. Chrześcijaństwo dla Williamsa, niemal tak jak dla Bartosia, jest tylko pokornym wpatrywaniem się w twarz Chrystusa, a nie ideologicznym systemem. Jest poszukiwaniem woli Bożej wobec konkretnego człowieka, a nie biczem na niewiernych, niezależnie od tego, czy są odstępcami od postępu, czy tradycji. Bóg, podkreśla Williams, nie może być przez nas ograniczony, a wszystkie próby Jego zawłaszczenia przez którąkolwiek ze stron kościelnych sporów skazane są na niepowodzenie albo jeszcze mocniej - są w istocie idolatrią, kultem fałszywego Boga. W miejsce zwartego systemu moralnego, antropologicznego i ascetycznego, jakim od wieków było chrześcijaństwo, Williams proponuje samodzielną drogę, na której niewiele jest pewników, jasnych znaków i drogowskazów. W takim chrześcijaństwie, pozbawionym ostatecznie mocnego fundamentu doktryny o człowieku, każda moralność staje się tylko przemocą społeczną, a każdy zakaz lub nakaz elementem ograniczającym wolność człowieka.

Prymaska Kościoła episkopalnego, przyłączając się do tak rozumianego niedookreślenia chrześcijaństwa, idzie tą drogą jeszcze dalej - sugerując, że celem Kościoła nie powinno być głoszenie Jezusa Chrystusa, a praca charytatywna i działania międzynarodowe. Kościoły chrześcijańskie, w tym Kościół episkopalny, stają wciąż na nowo przed pytaniem, czy chrześcijaństwo powinno reagować na bieżące i aktualne wyzwania, przed jakimi staje ludzkość - uważa zwierzchniczka amerykańskich episkopalian, bp Katharine Jefferts Schori. Jej zdaniem chrześcijanie powinni także poważnie zastanowić się nad pytaniem: Czy we współczesnym świecie jest jeszcze miejsce i zapotrzebowanie na tradycyjnie pojmowaną misję i głoszenie Ewangelii o zmartwychwstałym Chrystusie?

Kościół katolicki, i na tym polega skandal jego istnienia, nie ma takich wątpliwości i nadal głosi, że to w nim trwa prawda. "Wierzymy, że (...) jedyna prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej na wszystkich ludzi" - podkreśla II Sobór Watykański w Deklaracji o Wolności Religijnej7. Jeszcze mocniej ta sama prawda wyrażona jest we wcześniejszym nauczaniu Kościoła, które - wbrew często powtarzanej opinii - wcale nie zostało unieważnione przez ostatni sobór czy nauczanie Jana Pawła II. Podczas I Soboru Watykańskiego na przykład biskupi uchwalili dogmat o nieomylności papieskiej, który ni mniej ni więcej stanowi, iż: "gdy biskup Rzymu przemawia ex cathedra, to znaczy, gdy wykonuje urząd pasterza i nauczyciela wszystkich chrześcijan, na mocy swego najwyższego apostolskiego autorytetu określa naukę dotyczącą wiary lub moralności obowiązującą cały Kościół, dzięki opiece Boskiej obiecanej mu w (osobie) św. Piotra, wyróżnia się tą nieomylnością, w jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół dla zdefiniowania nauki wiary lub moralności"8.

Wielkim piewcą takiego rozumienia Kościoła był kon-wertyta z anglikanizmu G. K. Chesterton, który wprost stwierdzał, że przyjął chrześcijaństwo nie dlatego, że mówiło ono prawdę w jakiejś konkretnej kwestii, ale dlatego, że "w całości okazało się ono prawdziwe". "Jest to jedyna religia, która przekonuje nawet wtedy, gdy nie jest atrakcyjna; w końcu zawsze okazuje się, że miała rację, jak mój ojciec w ogrodzie"9 - podkreśla angielski publicysta i myśliciel. A potwierdzeniem tej opinii może być nauczanie moralne Kościoła w ubiegłym wieku. Gdy wszyscy (łącznie z duchownymi protestanckimi, a niekiedy wręcz z nimi na czele) głosili konieczność inżynierii społecznej, sterylizowania upośledzonych czy choćby niedostosowanych społecznie, Kościół katolicki uparcie trwał przy stwierdzeniu, że jest to absolutnie niezgodne z szacunkiem dla osoby ludzkiej. Gdy na ołtarzu postępu i praw jednostki składano nienarodzonych (znowu często za zgodą i wsparciem całych wyznań chrześcijańskich), papieże nieustannie potępiali takie czyny, uparcie przypominając, że są one nie do pogodzenia z jakąkolwiek spójną antropologią. To właśnie ta wierność sprawom trudnym (takim jak obecnie sprzeciw wobec eutanazji, aborcji czy choćby wierności małżeńskiej) pozostaje znakiem rozpoznawczym Kościoła katolickiego i daje mu siłę świadectwa w zasadzie niespotykaną w innych wspólnotach.

To świadectwo jest zresztą często przyjmowane przez wspólnoty, które z jakichś powodów same odrzuciły przynajmniej część z treści Objawienia. Jak wskazuje duchowny i teolog protestancki z USA, dr Timothy George, papież z Polski dał wspólnotom ewangelikalnym "impet moralny, którego wcześniej nie mieli". Najdobitniejszym przykładem jest fakt, że to właśnie nauczanie papieskie dało etyczne i antropologiczne podstawy do przyjęcia konsekwentnego stanowiska w obronie życia. Południowa Konwencja Baptystów w latach 70. uznała aborcję za dopuszczalną i dopiero m.in. pod wpływem papieskiego nauczania w latach 80. zmieniła swoje stanowisko i zaczęła zdecydowanie bronić życia10. Argumentów na rzecz takiej postawy dostarczyła im później encyklika "Evangelium vitae".

Na ten idealny obraz wspólnoty głoszącej prawdę i zachowującej miłość nakłada się jednak rzeczywistość kościelna, której daleko do ideału. Wrzeszczący księża, niszczący współbraci przełożeni, kłamiący biskupi czy nawet duchowni, którzy gwałcą dzieci, a potem są przez lata chronieni przez swoich przełożonych11, wcale nie są jakimś absolutnym wyjątkiem, a przeciwnie - często (może poza przypadkiem pedofilii) stanowią normę. I nie ma się co łudzić, że to tylko przejściowe kłopoty, że po reformie czy kontrrewolucji, po wprowadzeniu lepszych metod weryfikacji duchownych będzie lepiej. Grzeszność, i to niekiedy w najbardziej brutalnych przejawach, zawsze była w Kościele obecna. Piotr, człowiek, na którym Chrystus zbudował Kościół, trzykrotnie się Go wyparł. I nie były to zdawkowe, rzucone mimochodem słowa, ale pełne zaklinań tyrady. "Reakcja ta to coś więcej niż wyparcie się. Piotr zaklina się i przysięga, używając przy tym najmocniejszych wyrażeń. Żyd mógł przeklinać siebie samego, swoje narodzenie, swój los"12 - opisuje moment zaparcia się Piotra niemiecki biblista Joachim Gnilka. A i później nie było lepiej. Listy św. Pawła pełne są napomnień wobec grzeszników, których czyny do tej pory stawiają nam włosy na głowie. A przecież niemal każdy z nich zaczyna się od powitania "świętych".

To podwójne oblicze Kościoła doskonale opisał wybitny francuski teolog Henri de Lubac. "Kościół! Kiedy go szukam i chcę zrozumieć - gdzie mogę go znaleźć? Jakimi barwami mogę odmalować jego obraz? Czy nie są to barwy, które kłócą się ze sobą? Mówi się, że jest on święty, a ja widzę, że jest pełen grzeszników. Mówi się, że jego misją jest oderwanie człowieka od trosk doczesnych i przypominanie o powołaniu do wieczności. A ja widzę, że jest on nieustannie zajęty sprawami tego świata i tego czasu. Zapewnia się, że jest on powszechny, otwarty niczym mądrość i miłość Boga. A ja stwierdzam, że jego członkowie bojaźliwie chowają się w zamkniętych kręgach"13 - pisał francuski jezuita. A istotę jego uwag ująć można w strukturę dogmatu chal-cedońskiego, który przypomina chrześcijanom, że Kościół, tak jak Jego Mistrz i założyciel, pozostaje rzeczywistością teandryczną, bosko-ludzką, w pełni boską i w pełni ludzką. W praktyce życia oznacza to mniej więcej tyle, że jest on świętą i nieomylną instytucją, rodzącą wielkich świętych, która równocześnie pełna jest grzeszników. Trudno zresztą, aby było inaczej, skoro sam Jezus mówił, że nie potrzebują zdrowi lekarza, ale ci, którzy się źle mają...

Ta dwoista natura Kościoła wyraźnie pokazuje, że moc świadectwa wierności prawdzie nie ma nic wspólnego z zasługami ludzi tworzących Kościół (choć niewątpliwie przez ludzi się przejawia). Przeciwnie, dokonuje się ona niekiedy wbrew nim, poza nimi, mocą samej łaski, która przemienia grzeszników i sprawia, że nawet ich winy przekształcają się w felix culpa, błogosławioną winę, która przynosi szczęśliwe owoce. Kościół pozostaje więc święty nieodmiennie świętością Boga, który w Chrystusie obdarowuje go rozmaitymi darami, grzeszny zaś jest z powodu swojego ludzkiego oblicza. Trudno nie dostrzec, że to napięcie między świętością Boga i przebóstwionych Jego łaską świętych, a grzesznością instytucji i pozostałych jej członków pozostaje kolejnym wielkim zgorszeniem chrześcijaństwa. Jednak bez tego napięcia Kościół przestałby być strażnikiem Ewangelii, która skierowana jest do grzeszników... a i sam przekształciłby się ze wspólnoty słabych i grzesznych w jakąś nieziemską wspólnotę doskonałych, niewiele mająca wspólnego z grupą ludzi, która chodziła za Jezusem podczas Jego ziemskiego życia.

Ta grzeszność ludzi Kościoła - poza tym, że stanowi istotne zgorszenie - uświadamia, że jest on wspólnotą, w której rzeczywiście jest miejsce dla każdego. Grzesznik, prostytutka, złodziej i trzykrotnie zapierający się Chrystusa apostoł mają w nim swoje miejsce. "Przyznaję, że dla mnie ta nieświęta świętość Kościoła zawiera w sobie coś niewymownie pocieszającego - wskazywał przed laty ks. prof. Joseph Ratzinger. - Czyż nie należałoby bowiem zrezygnować ze świętości, która by była bez zmazy i mogłaby na nas oddziaływać tylko sądząc i paląc? I kto mógłby o sobie twierdzić, że wcale nie trzeba, by inni go znosili lub podnosili? Jak może jednak ktoś, kto korzysta z tego, że go ktoś inny znosi, odmówić znoszenia innych? (...) Świętość w Kościele rozpoczyna się od znoszenia i prowadzi do podnoszenia; gdzie jednak nie istnieje już znoszenie, ustaje podnoszenie (...). Aby być chrześcijaninem, należy uznać za niemożliwą samowystarczalność oraz przyjąć własną niemoc"14.

Ta abstrakcyjna teologiczna prawda wciąż znajduje potwierdzenie w wydarzeniach. Kilka lat temu do Kościoła katolickiego powróciła na przykład gwiazda pornobiznesu Claudia Koll. Ta czterdziestokilkuletnia kobieta przez lata kręciła filmy, których porządni chrześcijanie oglądać nie powinni (co nie oznacza, że niestety niekiedy ich nie oglądają), teraz zaś wspiera chorych na AIDS, organizuje wielkie akcje misyjne i gra w filmach o świętych... A wszystko za sprawą jednego wydarzenia, które nastąpiło u szczytu kariery: "Miałam okropne przeżycia, to było jak ciemny tunel. Pewnego dnia weszłam do pustego kościoła, modliłam się i odnalazłam Boga - być może to jednak On mnie odnalazł. Chciałam wstąpić do klasztoru, ale później pomyślałam, że mogę więcej zrobić dla Boga, pozostając w zawodzie, ale już na inny sposób" - wspominała tamte dni aktorka. I właśnie możliwość takiego powrotu, pozostająca istotą chrześcijaństwa - stanowi także jeden z istotnych elementów skandalu, jakim jest ono dla świata. Bo oto aktorka porno może stać się ewangelistką we wspólnocie, która głosi czystość przedmałżeńską. Czy jednak rzeczywiście chcielibyśmy, by było inaczej? Czy w Kościele świętych, z którego wyrzucilibyśmy już wszystkich nieczystych, kłamczuchów, czy choćby awanturników, byłoby miejsce dla nas, z naszymi grzechami?

2 Ewangelików i chrześcijan ewangelicznych najbardziej uderzyła jednak nie ta deklaracja, a przypomnienie, że z punktu widzenia katolicyzmu to w nim trwa Kościół Chrystusowy, a ich Kościoły pozbawione są pewnej części atrybutów kościelności. "Naturalnie, Kościoły ewangelickie zdają sobie sprawę, że z punktu widzenia Kościoła rzymskokatolickiego nie mają wszystkich istotnych cech Kościoła. (...) Ale ostry osąd, który zamiast mówić o niepełnym urzeczywistnianiu przez nie istotnych cech Kościoła - w ogóle odmawia im tego miana, jest odbierany jako brutalne stanowisko, nie mające nic wspólnego z "zaproszeniem" i kwestionujące wszelką wspólnotę ekumeniczną" - podkreślał ewangelicki teolog Wolfgang Pannenberg. W. Pannenberg, Jezus Chrystus i jedność Kościoła, tłum. G. Sowiński, "Znak" 5 (552) 2001, s. 49.

3 J. Derrida, Wiara i wiedza. Dwa źródła religii w obrębie samego rozumu, tłum. M. Kowalska, [w:] J. Derrida, G. Vattino i inni, Warszawa 1999, s. 15.

4 J. Sochoń, Ponowoczesne losy religii, Warszawa 2004, s. 52.

5 Ścieżki wolności. Z Tadeuszem Bartosiem OP rozmawia Krzysztof Bielawski, Kraków-Katowice 2007, s. 167.

6 R. Williams, Sumienie otwarte, tłum. J. Ruszkowski, Poznań 2005, s. 44.

7 Dignitatis Humanae, 1, [w:] Sobór Watykański II. Konstytucje. Dekrety. Deklaracje, Poznań 1967, s. 414.

8 Sobór Watykański I, Pierwsza Konstytucja Dogmatyczna o Kościele Chrystusowym, rozdz. I V, par. 36, [w:] Dokumenty Soborów Powszechnych, t. I V, układ i opracowanie A. Baron, H. Pietras, Kraków 2005, s. 926-927.

9 G. K. Chesterton, Ortodoksja. Romanca o wierze, tłum. M. Sobolewska, Warszawa-Ząbki 2004, s. 277.

10 Więcej na ten temat [w:] T. P. Terlikowski, Kiedy sól traci smak. Etyka protestancka w kryzysie, Warszawa 2005.

11 Aby w pełni uświadomić sobie, jak głęboko sięgający w instytucje był ten proceder, trzeba przeczytać wstrząsającą książkę Zdradzony Bóg reporterów "The Boston Globe" (tłum. D. Strykowska, Wrocław 2003) czy G. Weigla, Odwaga bycia katolikiem, Kraków 2002.

12 J. Gnilka, Piotr i Rzym, tłum. W. Szymona O P, Kraków 2002, s. 75.

13 H. de Lubac, Paradoxe et Mystere de l'Eglise, Paris 1967, s. 10-12, [cyt. za:] M. Wójtowicz, Wprowadzenie do wydania polskiego, [w:] H. de Lubac, Medytacje o Kościele, tłum. I. Białkowska-Cichoń, Kraków 1997, s. 10.

14 J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, tłum. Z. Włodko-wa, Kraków 1996, s. 339.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama