Pierwszy zamach

Fragmenty II części książki "Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko" n.t. uprowadzenia i morderstwa

Pierwszy zamach

Czesław Ryszka

Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko

Tajemnica życia i śmierci

ISBN: 978-83-7580-172-9
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2010

Wybrane fragmenty
Uprowadzenie i morderstwo
Pierwszy zamach
Zapowiedź Golgoty
Własna droga krzyżowa
Jedenaście dni oczekiwania
Pogrzeb
Proces toruński
Kulisy zbrodni

Pierwszy zamach

Pierwszym, nieudanym zamachem na życie Księdza Jerzego miał być upozorowany wypadek samochodowy. Głównym sprawcą był kapitan Grzegorz Piotrowski, który rzucił kamieniem w samochód, którym Ksiądz Jerzy wracał 13 października 1984 roku z Gdańska w towarzystwie Seweryna Jaworskiego i Waldemara Chrostowskiego jako kierowcy. Przed Olsztynkiem, w miejscu, gdzie szosa gwałtownie skręca, Piotrowski w kominiarce na głowie, wybiegł na drogę i zamachnął się kamieniem. Chrostowski, widząc zamaskowanego mężczyznę, nie stracił głowy, nacisnął gaz i skierował auto w jego stronę, czym zmusił go do uskoczenia. Rzucony kamień poszybował w inną stronę. Zanim Piotrowski podniósł kolejny pocisk, samochód z Księdzem Popiełuszką był już daleko. Zamach nie udał się.

Z pewnością nie chodziło w tej akcji jedynie o zastraszenia kapłana. Nie wchodziło też w grę porwanie. Celny rzut kamieniem doprowadziłby do poważnej katastrofy i być może śmierci pasażerów. Taka akcja musiała wcześniej uzyskać akceptację najwyższych władz.

Kiedy kilka dni później, 18 października, a więc dzień przed swoją śmiercią, Ksiądz Jerzy odprawiał w kościele sióstr wizytek mszę świętą dla służby zdrowia, główny celebrans, biskup Józef Kraszewski, powiedział do niego, aby nie narażał się, ponieważ grozi mu niebezpieczeństwo. Ostrzegał go: „Tyle o tobie mówią, zrobią ci krzywdę, są zdolni to uczynić!”.

Biskup Kraszewski usłyszał w odpowiedzi: „Ja już się niczego nie lękam, przeszedłem barierę strachu, jestem gotowy na wszystko”. Gdyby biskup wiedział, że Ksiądz Jerzy wybiera się następnego dnia do Bydgoszczy, może by odwiódł go od tego wyjazdu.

Tego samego dnia Ksiądz Jerzy wyspowiadał się u księdza Wiesława Kądzieli. Jakby przeczuwał, że musi być pojednany z Bogiem, gotowy na wszystko. Podczas wieczornej mszy świętej ksiądz Zdzisław Król podszedł na znak pokoju do niego, uścisnęli się. Zobaczył, jak po twarzy kapelana „Solidarności” popłynęła łza.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama