Gniew skutkiem braku zaspokojenia pożądliwości

Grzechy główne nie biorą się znikąd. Nieraz jedno skrzywienie, jedna słabość istniejąca w naszej naturze staje się zarzewiem kolejnych. Gniew może być skutkiem nieopanowania, nieposkromionego pożądania

Gniew skutkiem braku zaspokojenia pożądliwości

Grzechy główne nie biorą się "z powietrza". Ich przyczyny leżą głęboko w naszej naturze, którą wykrzywił grzech pierworodny. Dziś próbujemy tę naturę i jej słabości zrozumieć przy pomocy narzędzi psychologicznych czy socjologicznych. Jednak już w starożytności mistrzowie duchowi, tacy jak Ewagriusz z Pontu, wskazywali precyzyjnie źródła naszych upadków. Warto wrócić do ich mądrości. [MG]

Pierwszą przyczyną powstawania gniewu w duszy anachorety jest wytrwałe opieranie się namiętnym myślom pożądliwej części duszy, czyli obżarstwu, nieczystości i chciwości. Atakuje on anachoretę, który jest już bardziej zaawansowany na drodze duchowego rozwoju i oparł się tamtym trzem duchom zła. Brak zaspokojenia „naturalnych” potrzeb: relacji seksualnej, poszukiwania zabezpieczenia materialnego w życiu i ograniczenie przez anachoretę spożywania pokarmów do niewielkich ilości suchego chleba i wody, wprowadza go w stan ogólnego rozdrażnienia. Dzieje się tak, gdyż pewna część jego osobowości, mówiąc językiem biblijnym „stary człowiek”, pożąda ich nadal i nie chce z nich zrezygnować. Taki stan rozdrażnienia bardzo szybko może przerodzić się w gniew lub złość skierowaną na innych ludzi. Dotyka on najczęściej, powiedzielibyśmy współczesnym językiem, ekstrawertyków, czyli ludzi z tendencją do obwiniania innych za swoje własne frustracje. U anachorety, który zwalczał demony pożądliwości, niejako świadomie rezygnując z trzech wspomnianych wyżej potrzeb, mogła również rodzić się złość do samego siebie o to, że wybrał aż tak radykalną formę życia, z której teraz nie może zrezygnować, nie narażając się na ośmieszenie, lub też pojawia się złość na tych, którzy go do niej zainspirowali.

Człowiek opanowany przez gniew zmienia jednak jego naturalne ukierunkowanie i zamiast złościć się na demony i szukać przyjemności duchowych, złości się na ludzi i ugania się za żądzami zmysłowymi. Gniew i złość wynaturzają bowiem rzeczywisty stan rzeczy i wprowadzają w duszy zamęt. Ewagriusz przytacza powiedzenie jednego ze starców na ten temat:

Po to niszczę przyjemności, aby usunąć preteksty do [rozbudzenia] popędliwości. Wiem bowiem, że ona walczy w obronie przyjemności, wprowadza zamęt w umyśle i odpędza poznanie.

Nasz autor opisuje tutaj sytuację, gdy mnicha opanowuje gniew dlatego, że pożąda nadal przyjemności cielesnych, co mogłoby wskazywać, że tak naprawdę nie wyzwolił się jeszcze do końca z namiętności pożądliwej części duszy. Pisał bowiem: „Cóż mogłoby wywołać furię u kogoś, kto wzgardził pożywieniem, bogactwem i próżną chawłą?”. Dlatego też w traktacie O sporze z myślami proponuje tekst Koh 11,10 jako pomoc dla „duszy, która nie chce oddalić powodów gniewu, lecz pragnie pokarmów, strojów, bogactw i doczesnej chwały, z powodu których gniew nie ustępuje z serca, lecz pogrąża umysł w otchłani zatracenia”. Nie zawsze jednak pojawienie się gniewu jest oznaką bycia w niewoli żądz. Często bowiem nawet już wyzwolonego z pożądliwości anachoretę gniew, z natury walczący o przyjemność, jeśli pustelnik nie skieruje go na przyjemności duchowe, popycha z powrotem do żądz cielesnych. Wyzwolenie się z pożądliwości nie oznacza, że ona już nigdy nie powróci, ale jedynie to, że nawet gdy powróci, nie uczyni mnichowi nic złego. Ewagriusz zachęca więc do czujności, by gniew nie wpędził na nowo ascety w żądze cielesne, ponieważ istnieje pomiędzy nimi wzajemna zależność:

Uzbrojony przeciwko gniewowi, nigdy nie ulegniesz pożądliwościom. To one bowiem dostarczają materii gniewowi, a gniew z kolei przysłania duchowe oko i psuje stan modlitwy.

O ile więc z jednej strony, aby uwolnić się od gniewu, konieczne jest wyzwolenie się z pożądliwości, o tyle z drugiej trzeba opanowywać również bezpośrednio sam gniew, by nie ulegać na nowo dawnym pożądliwościom cielesnym. Jak istnieje wzajemna zależność pomiędzy wadami pożądliwej i popędliwej części duszy, tak również taka zależność istnieje pomiędzy cnotami. Jeśli więc nie osiągnie się łagodności i cichości, cnót przeciwstawnych gniewowi i złości, tak samo niemożliwa jest wstrzemięźliwość, gdy brakuje łagodności. Ewagriusz zniechęca do życia anachoreckiego kogoś, kto w wystarczającym stopniu nie osiągnął łagodności:

Nie podejmuj wstrzemięźliwości, jeśli brakuje ci łagodności. Każdy, kto powstrzymuje się od pokarmów i napojów, wywołuje wzburzenie nie poddane rozumowi. Jest podobny do statku płynącego po morzu, którego sternikiem jest zły duch.

Mnich z Pontu pozbawia wszelkich złudzeń ewentualnego kandydata na uczestnika życia monastycznego. Anachoreza ma na celu wyzwalanie się z namiętnych pragnień, które rozpoczyna się od postu i wstrzemięźliwości w jedzeniu i piciu. Takie wyrzeczenie z natury swojej prowadzi do wzburzenia popędliwości, która nie poddaje się żadnej kontroli rozumu. Jeśli u jakiegoś mnicha sfera popędliwości jest już rozbudzona, „z natury” jest gniewliwy, popędliwy i  brakuje mu cnoty łagodności w podstawowym wymiarze, to na pustyni, miejscu wielu wyrzeczeń, jeszcze się to wzmocni. Stąd rada Pontyjczyka, by nie podejmować wstrzemięźliwości bez minimalnej choćby łagodności. I nie chodzi bynajmniej wcale o osągnięcie tej cnoty w stopniu doskonałym, ale właśnie o minimalny poziom umożliwiający w ogóle podjęcie życia ascetycznego. Typy choleryczne, łatwo wpadające w gniew, nie nadają się do życia anachoreckiego.

Ewagriusz idzie jednak dalej w swojej propozycji, zachęcając anachoretów do oczyszczania własnej duszy z gniewu nawet wtedy, gdy nie prowadzi on ponownie do pożądliwości. Trwanie bowiem tylko we wstrzemięźliwości nie wystarczy do osiągnięcia stanu duchowej modlitwy i duchowego poznania:

Niech nikt nie modli się ani nie woła, trwając w stanie tylko wstrzemięźliwości. Nie da się bowiem zbudować domu za pomocą jednego kamienia ani wznieść gmachu za pomocą jednej cegły [...]. Człowiek gniewliwy nie zobaczy wschodzącej gwiazdy porannej [Chrystusa], lecz pójdzie tam, skąd nie powróci — do ciemnej i mrocznej krainy.

Sama wstrzemięźliwość mnicha, czyli wyzwolenie się zarówno z pożądliwości pierwotnej, jak wtórnej, zrodzonej pod wpływem gniewu, nie wystarczy do osiągnięcia stanu apathei, a w konsekwencji również do czystej modlitwy i duchowego poznania, jeśli jest on opanowany przez gniew. Zdaniem Ewagriusza celem życia anachorety nie jest wyzwalanie się z jednej namiętnej myśli tylko po to, żeby zaraz przywiązać się do następnej. Przestrzega więc swego przyjaciela w jednym z listów:

Unikaj zaś tych, którzy jedynie poszczą. Tacy wprawdzie może nie będą zaślepieni przez wyobrażenia związane z obżarstwem, ale pogrążają się w myślach pamiętania złego i chciwości pieniędzy, gniewu, próżności i pychy. Nie bądź więc, proszę, bezkrytyczny i nie sądź, że tylko ten, kto pości, jest zdolny do przyjęcia poznania! Nie zbuduje się statku z jednej belki ani domu z jednej cegły. Celem bowiem mnicha nie jest to, aby uwolnić umysł z tychże myśli i znowu przywiązać go do innych, lecz aby umysł całkowicie wyswobodzony z wszelkiej nieczystej myśli przedstawić Chrystusowi (2 Kor 11,2).

Niewykluczone, iż teolog z Pontu odwołuje się tutaj do rzeczywistej sytuacji, gdy niektórzy mnisi ograniczali ascezę jedynie do praktykowania postów, nawet surowych, w przekonaniu, że to w zupełności wystarczy do osiągnięcia beznamiętności i duchowego poznania. Ewagriusz słusznie piętnuje takie myślenie jako nierozsądne, odwołując się do podstawowej zasady życia duchowego, jaką jest harmonijny wzrost wszystkich cnót. Jeśli ktoś surowo poszcząc, osiąga cnotę wstrzemięźliwości nawet w stopniu doskonałym, a przy tym ulega chciwości, gniewowi, mściwości, próżności lub pysze, to pada ofiarą duchowego złudzenia. Na nic bowiem zda się sama tylko wstrzemięźliwość, jeśli przy tym brakuje łagodności. Ewagriusz porównuje człowieka, który powstrzymuje się, co prawda, od pokarmu lub napoju, ale rozbudza nierozumnie popędliwość, do statku rzuconego na otwarte morze, którego demon jest sternikiem. Wcześniej czy później rozbije się o jakieś skały lub wywróci. Jak nie można zbudować statku z jednej belki ani domu z jednej cegły, tak życia duchowego nie zbuduje się na jednej cnocie. Celem życia mniszego jest osiągnięcie wolności umysłu, by przylgnął do Chrystusa. Sztuką jest więc zrezygnować z realizacji pragnień pożądliwej części duszy i jednocześnie nie wpadać z tego powodu w smutek lub gniew. Gniew bowiem wykorzystuje przychodzące na człowieka różne rzeczy przykre i utrapienia, tworząc sobie jakby przyczółek, skąd później atakuje jego duszę złością lub ponownie pożądliwościami.

Ks. Leszek Misiarczyk, Osiem duchów zła, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama