Homilia w Domu św. Marty - 26.10.2016
Dziś Bóg wciąż płacze — łzami ojca i matki — w obliczu katastrof, wojen rozpętywanych, by czcić bożka-pieniądz, w obliczu tak wielu niewinnych, zabijanych przez bomby, w obliczu ludzkości, która zdaje się nie chcieć pokoju. Franciszek w ten sposób mocno wezwał do nawrócenia — podczas Mszy św. odprawionej w czwartek rano, 27 października, w kaplicy Domu św. Marty. To wezwanie Papież uzasadnił przypominając, że Bóg stał się człowiekiem właśnie dlatego, aby płakać razem ze swoimi dziećmi i nad nimi.
We fragmencie Ewangelii Łukasza (13, 31-35), czytanym w liturgii, powiedział Papież, Jezus jakby stracił cierpliwość i używa nawet mocnych słów: nie jest zniewagą, ale nie jest komplementem powiedzenie do kogoś „lisie”. Dla uściślenia, mówi do faryzeuszy, którzy mówili Mu o Herodzie: „Idźcie i powiedzcie temu lisowi”. A już „przy innych okazjach Jezus mówił twarde słowa”: powiedział na przykład: „plemię przewrotne i wiarołomne”. A uczniów określił jako „twardego serca” i „nierozumnych”. Łukasz przytacza słowa, którymi Jezus dokonuje prawdziwego „podsumowania tego, co miało się wydarzyć: 'muszę być w drodze, bo rzecz to niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jeruzalem'”. Praktycznie Pan „mówi o tym, co się stanie, przygotowuje się na śmierć”.
Lecz „później Jezus zmienia ton”, powiedział Franciszek. „Po tym tak silnym wybuchu” w istocie „zmienia ton i patrzy na swój lud, patrzy na miasto, Jerozolimę: „Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani'”. Patrzy On na „Jerozolimę zamkniętą, która nie zawsze przyjmowała posłańców Ojca”. I „serce Jezusa zaczyna mówić z czułością: 'Jeruzalem, ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta!'”. Oto „czułość Boga, czułość Jezusa”. Tamtego dnia On „płakał nad Jerozolimą”. Ale „ów płacz Jezusa — wyjaśnił Papież — nie jest płaczem przyjaciela przed grobem Łazarza. Tamten jest płaczem przyjaciela wobec śmierci innej osoby”; natomiast „ten jest płaczem ojca, który płacze, to Bóg Ojciec płacze tutaj w osobie Jezusa”.
„Ktoś powiedział, że Bóg stał się człowiekiem, aby móc opłakiwać to, co zrobiły Jego dzieci”, stwierdził Papież. Tak więc „płacz przed grobem Łazarza jest płaczem przyjaciela”. Natomiast ten, o którym opowiada Łukasz, „jest płaczem Ojca”. Franciszek w związku z tym przywołał także postawę ojca marnotrawnego syna, kiedy młodszy syn poprosił go o pieniądze ze spuścizny i odszedł”. I „tamten ojciec, to pewne, nie poszedł do sąsiadów i nie powiedział: 'zobacz, co mi się przydarzyło, co zrobił mi ten nieszczęśnik, przeklinam tego syna!'. Nie, nie uczynił tego”. Natomiast, powiedział Papież, „jestem pewien”, że ten ojciec „poszedł zapłakać w samotności”.
„Kiedy Jezus szedł z krzyżem na Kalwarię — przypomniał Papież — pobożne kobiety płakały, a On powiedział do nich: 'Nie płaczcie nade mną, płaczcie nad waszymi synami'”. To jest „płacz ojca i matki, w którym nadal, również dziś pogrążony jest Bóg: także dzisiaj w obliczu klęsk, wojen, które się toczy z powodu czczenia bożka-pieniądza, w obliczu wielu niewinnych zabijanych przez bomby, które zrzucają czciciele bożka-pieniądza”. A zatem „również dziś Ojciec płacze, również dziś mówi: 'Jeruzalem, Jeruzalem, dzieci moje, co robicie?'”. A mówi to do nieszczęsnych ofiar, ale także do handlarzy broni i do wszystkich, którzy sprzedają ludzkie życie”. To prawda, Ewangelia nie ujawnia tego szczegółu — kontynuował Franciszek — jednak opowiada, „że kiedy syn wrócił, zobaczył z daleka ojca: to oznacza, że ojciec nieustannie wychodził na taras i patrzył na drogę, by zobaczyć, czy syn wraca”. A „ojciec, który to robi, jest ojcem żyjącym w żałobie, w oczekiwaniu powrotu syna”. Właśnie tym jest „płacz Boga Ojca; i przez ten płacz Ojciec stwarza na nowo w swoim Synu całe stworzenie”.
Na zakończenie Franciszek zasugerował, aby „pomyśleć o tym, że Bóg stał się człowiekiem, aby móc płakać. I dobrze będzie, jeśli pomyślimy o tym, że nasz Ojciec Bóg dzisiaj płacze: płacze z powodu tej ludzkości, która nie rozumie pokoju, jaki On nam daje, pokoju miłości”.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano