Odpowiadamy na miłość Boga

Rozmowa z abp Paulem Cordesem, przewodniczącym Papieskiej Rady Cor Unum na temat działalności dobroczynnej Kościoła

— Był Ksiądz Arcybiskup gościem światowej konferencji Caritas Internationalis, której uczestnicy dyskutowali nad poszukiwaniem tożsamości przez tę organizację. Dlaczego dzisiaj Caritas stoi przed takim problemem?

Istnieje pewna tendencja, która przesuwa kościelność organizacji Caritas coraz bardziej w kierunku świeckości. W wielu krajach zachodnich Caritas otrzymuje bardzo duże wsparcie oraz dotacje dla swoich inicjatyw charytatywnych. Bardzo dużo osób zatrudnionych jest w Caritas zawodowo. Na przykład w Niemczech Caritas zatrudnia ponad 480 tys. etatowych pracowników, a w Stanach Zjednoczonych na realizację wszystkich swoich inicjatyw Caritas otrzymuje rocznie około 300 mln dolarów. Z jednej strony jest to pozytywny proces, powodujący wzrost profesjonalizmu świadczonej pomocy, z drugiej wiąże się z różnymi technicznymi implikacjami i państwową kontrolą. Może to spowodować oddalanie się Caritas od jej kościelnej tożsamości i utratę przez nią duchowej spontaniczności. Dlatego ważne jest, aby kościelna Caritas, zarówno w wymiarze ogólnoświatowym, jak i w poszczególnych krajach czy diecezjach, zastanowiła się nad tym, jak dalece jest związana z Kościołem i czy chce pozostać ściśle kościelną instytucją. Jeżeli pytamy więc o tożsamość Caritas, to przede wszystkim pytamy o zachowanie jej kościelnych korzeni i o ich wzmocnienie.

— Na czym polega różnica między charytatywną działalnością Caritas a działalnością innych organizacji dobroczynnych i humanitarnych?

Istnieje bardzo dużo wspólnych płaszczyzn działania. Wiele świeckich instytucji charytatywnych zakładanych jest po to, aby praktykować miłość bliźniego. Podczas niedawnego pobytu w Stanach Zjednoczonych słyszałem wielokrotnie w radiu reklamy różnych organizacji dobroczynnych. Wydaje mi się, że żaden inny nakaz Chrystusa nie znalazł tak wielkiego społecznego oddźwięku i nie odniósł takiego sukcesu jak przykazanie: Miłuj bliźniego jak siebie samego. W kontekście tej wrażliwości na potrzeby bliźniego chodzi przede wszystkim o to, aby nasze chrześcijańskie zakorzenienie pogłębić i żebyśmy jako chrześcijanie miłowali innych, ponieważ sami również jesteśmy miłowani przez Boga. Humanitarne i filantropijne organizacje mogą z powodu wielu, często bardzo różnych, przyczyn kochać bliźniego. Jednak motywacja chrześcijańskiej działalności charytatywnej powinna być odpowiedzią na miłość, której sami doznajemy od Boga. Przez to chrześcijanie przynoszą ludziom coś więcej niż tylko przezwyciężenie ziemskiej biedy. Nie chodzi jedynie o to, by zaspokoić głód i dać dach nad głową. Potrzebującym trzeba dać coś więcej: mówić im o wiecznym życiu, o innym wymiarze ludzkiej egzystencji, a nie tylko o doczesności. Jest to bardzo ważny element w niesieniu pomocy bliźnim — przybliżać ich do Boga, a przez to sami możemy również doświadczyć Jego obecności.

— Żyjemy w zsekularyzowanym społeczeństwie. Czy taka sytuacja jest także wyzwaniem dla działalności Caritas?

Z pewnością. Jeśli właściwie rozumiemy sekularyzm, to oznacza on, że żyjemy w takim społeczeństwie, w którym istnieje przekonanie, graniczące z iluzją, iż człowiek może wszystko zrobić sam i że wszystko od niego zależy. Tymczasem widzimy, chociażby obserwując konflikt na Bliskim Wschodzie, że nie możemy wszystkiego. A więc sekularyzm jest również wyzwaniem dla wiary. Nie należy zapominać o duchowym wymiarze w życiu człowieka, doprowadzić go do tego, by swoje życie kształtował zgodnie z wiarą. To wcale nie oznacza, że nie mamy pragnąć doczesnego szczęścia człowieka albo że, przekazując mu wartości duchowe, powinniśmy przez to mniej pomagać materialnie. Tak świadczona pomoc oznacza, że człowiek, nawet w najbardziej beznadziejnych, po ludzku sądząc, sytuacjach, może znaleźć właściwe wyjście.

— Jednak obecnie wielu uważa, że może obejść się bez wiary i uznać siebie za szczęśliwych...

Istnieje dzisiaj wiele możliwości i okazji, by odwrócić uwagę od istotnych problemów ludzkiego życia. Ale jeśli ktoś na przykład poważnie zachoruje, doświadczy wielkiej biedy, odejdzie współmałżonek lub współmałżonka, kiedy stoi się nad grobem dziecka lub gdy zdarzy się tragedia, jak choćby ta z 11 września 2001 w Nowym Jorku, wówczas ludzie przekonują się, że nie mogą swego życia sami kształtować i nie mają gwarancji, by o własnych siłach stać się do końca szczęśliwymi. Nie jest przypadkiem, że w Niemczech po 11 września bardzo dużo ludzi na nowo skierowało swoje kroki do kościołów. Nawet kanclerz Schroe-der modlił się Ojcze nasz, któryś jest w niebie..., choć nigdy wcześniej nie mówił o Bogu, a nawet swojej kanclerskiej przysięgi nie potwierdził wezwaniem Boga. W tym tragicznym dniu wielu doznało jakiegoś oświecenia i poznało inny, często dotąd niezauważany, wymiar życia.

— Dziękuję Księdzu Arcybiskupowi za rozmowę.

Abp Paul Cordes
urodził się 5 września 1934 roku w Kirchhundem (diecezja Paderborn). 21 grudnia 1961 roku przyjął święcenia kapłańskie. 22 października 1975 roku Ojciec Święty Paweł VI mianował go biskupem. Konsekracja biskupia odbyła się 1 lutego 1976 roku. 2 grudnia 1995 roku został mianowany przewodniczącym Papieskiej Rady Cor unum (powołanej do istnienia przez papieża Pawła VI), nazywanej czasami papieską Caritas.

„Cor Unum” (z łac. „Jedno Serce”) — Rada Papieska dla Popierania Postępu Ludzkiego i Chrześcijańskiego została powołana przez Pawła VI 15 lipca 1971 r. Jej celem jest koordynowanie inicjatyw różnych instytucji i organizacji katolickich w zakresie rozwoju gospodarczego i kulturalnego oraz postępu naukowo-technicznego. Jednoczy ona działalność tych organizacji w duchu ewangelicznym. Współpracuje również z przedstawicielami innych Kościołów. Do zadań Rady należy m. in. czuwanie nad skutecznym niesieniem pomocy ludności dotkniętej klęskami żywiołowymi oraz podejmowanie specjalnych zadań zlecanych przez Papieża.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama