Nie wystarczy sutanna uboga?

My, świeccy wierni, wcale nie uważamy, że bez sutanny jesteście nam bliżsi. Przeciwnie – potrzebujemy Was widzieć w tym...

"Idziemy" nr 37/2009

Tomasz Sulewski

NIE WYSTARCZY SUTANNA UBOGA?

Boli mnie, świeckiego, to, że tak rzadko dziś udaje mi się spotkać na ulicy – w sklepie, w urzędzie, w kinie, etc. – księdza w sutannie. Chlubne wyjątki potwierdzają jedynie smutny stan rzeczy: oto doczekaliśmy czasów, w których widok ubranego w sutannę księdza budzi zdziwienie nawet u ludzi wierzących.

Bezradność pogłębia fakt, że w gruncie rzeczy my, świeccy, niewiele możemy z tym fantem zrobić. Kilkoro moich znajomych próbowało taktyki „zawstydzania”, zawsze jednak przynosiło to kiepskie efekty. Alternatywą są naturalnie bezpośrednie rozmowy.

Ze spokojnym sumieniem mogę stwierdzić, że odbyłem już w życiu kilkadziesiąt takich dialogów. W większości z nich litanie argumentów były takie same: „Sutanna jest niewygodna i krępuje ruchy”, „Latem jest w niej gorąco, człowiek się poci i brzydko pachnie”, „Do księdza bez sutanny ludzie chętniej podchodzą”, „Sutanna jest droga, a gdy się ją nosi codziennie, to szybko się niszczy”, „Przecież ja też mam prawo do odrobiny prywatności”, „Nosząc sutannę narażam się na kpiny i przemoc”. Czasem pojawiał się też argument ostateczny: „Spróbujesz tak pochodzić, to zrozumiesz – jak nie wiesz, to się nie wypowiadaj”. Nieraz zdarzyło mi się kończyć na tym dyskusję, bo choć większość tych argumentów wydaje mi się mocno naiwna albo naciągana, to może brak mi pewnej perspektywy. Ale nawet jeśli, to zawsze zostaje na końcu inne jeszcze pytanie – jak to więc możliwe, że księża katoliccy radzili sobie z tymi wszystkimi problemami przez tyle setek lat? I jak dziś radzą z tym sobie siostry zakonne?

Było, a nie jest

Kilkadziesiąt lat temu nie do pomyślenia było, aby w dobrym domu mężczyźni zasiadali do obiadu bez marynarki. Podobnie krótkie spodenki – jeszcze mój dziadek uważał, że ich noszenie nie przystoi człowiekowi dorosłemu, bo w takich portkach biegają smarkacze. W książce ks. dr A. Witkowiaka „Decus clericorum” (Etyka towarzyska), wydanej w 1960 r., przeczytałem ostatnio: „Bez sutanny lub surduta i koloratki nie wypada kapłanowi pokazywać się nikomu, nawet swym domownikom”. I dalej jeszcze: „Nigdy jednak kapłan nie powinien przywdziewać krótkiego stroju (…), gdy bierze udział w uroczystościach publicznych lub większych zebraniach kościelnych czy świeckich, gdy składa wizyty swym przełożonym albo osobom na wyższych stanowiskach, gdy prowadzi naukę religii, gdy urzęduje w biurze parafialnym, gdy przyjmuje u siebie wizyty itd.”

Kodeks Prawa Kanonicznego w kan. 284 stwierdza: „Duchowni powinni nosić odpowiedni strój kościelny, według przepisów wydanych przez Konferencję Episkopatu a także zwyczajów miejscowych, zgodnych z przepisami prawa.”. Konia z rzędem temu, kto powie, jaka jest oficjalna wykładnia tego zapisu, choćby w Polsce. Spotykałem się z interpretacjami tak szerokimi, że aż absurdalnymi: kapłan ma obowiązek nosić sutannę tylko podczas czynności urzędowych, czyli… w kancelarii parafialnej. Inni księża mówili z kolei, że strój kościelny, to nie sutanna i że koszula z koloratką wystarczy, a poza tym nie sukienka czyni kapłana. Efekty takiego myślenia widzimy na co dzień! I chociaż – co trzeba podkreślić – Polska jest na tym polu jeszcze szczęśliwie daleko za krajami zachodniej Europy, to trend uświecczania księży jest coraz silniejszy. Czy „duch czasów” naprawdę może być dla takiej zmiany – nie tylko stylu, ale postawy – wystarczającym wytłumaczeniem?

Znak przynależności

„Próby zeświecczenia kapłana są dla Kościoła szkodliwe. Nie oznacza to wcale, że kapłan miałby stać z dala od ludzkich problemów osób świeckich: przeciwnie, winien jak najlepiej je poznawać, tak jak Jan Maria Vianney, ale jako kapłan, zawsze w perspektywie zbawienia ludzi i rozszerzania królestwa Bożego. Jest świadkiem i szafarzem innego życia niż ziemskie. Zasadniczą sprawą dla Kościoła jest zachowanie tożsamości kapłana w wymiarze wertykalnym.” – pisał Jan Paweł II w 1986 r. w Liście do Kapłanów

Takie ujęcie tematu pozwala wyraźnie dostrzec, jak bardzo sutanna jest ważna dla osobistej tożsamości kapłana. Idąc ulicą, w tym niezwyczajnym przecież stroju, staje się w oczywisty sposób elementem rzeczywistości, który przyciąga wzrok innych przechodniów. Ale właśnie dzięki tym spojrzeniom, choćby i krytycznym, buduje się w nim świadomość tego, że nie jest wyłącznie jednym spośród tłumu, ale że jest Chrystusowym świadkiem. „Niecierpiące zwłoki jest odzyskanie świadomości, która popycha kapłana do tego, aby być obecnym, dającym się łatwo zidentyfikować i rozpoznawalnym zarówno po osądzie wiary, jak i po osobistych cnotach, jak również po stroju” mówił w tym roku Benedykt XVI podczas Kongregacji ds. Duchowieństwa.

Ten zewnętrzny znak przynależności do Chrystusa sam w sobie może być także pomocą dla kapłana w trudnym dziele nieustannej pracy nad sobą. Księdzu w sutannie w naturalny sposób trudniej będzie robić rzeczy, które bez sutanny przyszłyby mu może łatwiej – od przeklinania poczynając, na prywatnych spotkaniach z kobietami kończąc.

Może kapłanom czasem wydaje się, że sutanna ich alienuje, że odstrasza wiernych. Tymczasem „Osobowość kapłańska musi być dla drugich wyraźnym i przejrzystym znakiem i drogowskazem. (…) Ludzie, spośród których jesteśmy wzięci i dla których jesteśmy ustanowieni, chcą nade wszystko znajdować w nas taki znak i taki drogowskaz. I mają do tego prawo. Może nam się czasem wydawać, że tego nie chcą. Że chcą, abyśmy byli we wszystkim «tacy sami». Czasem wręcz zdaje się, że tego od nas się domagają. Tutaj wszakże potrzebny jest głęboki «zmysł wiary» oraz «dar rozeznania». Bardzo łatwo bowiem ulec pozorom i paść ofiarą zasadniczego złudzenia” pisał Jan Paweł II w 1979 r.

Potrzebujemy tego znaku

Drodzy kapłani! Nie ulegajcie złudzeniu. My, świeccy wierni, wcale nie uważamy, że bez sutanny jesteście nam bliżsi. Przeciwnie – potrzebujemy Was widzieć w tym staromodnym stroju, potrzebujemy tego publicznego świadectwa Waszej-naszej wiary, przyznawania się do Kościoła. Potrzebujemy Waszej ofiary – szczególnie w czasach, gdy znów tak ważne są symbole. Potrzebujemy tego, żebyście odważnie, pośrodku naszych miast, pokazywali całymi sobą, że wiara nie jest kwestią prywatną, którą powinno się uprawiać we własnych czterech ścianach, ale jest aktem publicznym. Przecież sami mówicie nam o tym z ambon. Bądźcie tego żywym dowodem. Jeśli dziś, w imię wygody lub poprawności zdejmiecie sutanny, sami pozwolicie się zepchnąć na margines.

„Zawsze, ale zwłaszcza we współczesnej kulturze, nieraz bardzo już zeświecczonej, a mimo to wrażliwej na język znaków, Kościół winien zabiegać o to, aby jego obecność była dostrzegalna w codziennym życiu. Ma przy tym prawo oczekiwać, że znacznie przyczynią się do tego osoby konsekrowane, powołane, aby w każdej sytuacji dawać konkretne świadectwo swojej przynależności do Chrystusa” pisał Jan Paweł II w adhortacji „Vita consecrata”.

Dziś, gdy księdza w sutannie i na rowerze prędzej zobaczymy w telewizyjnym serialu niż na ulicy, tym bardziej potrzeba nam Waszej pomocy, umacniania nas poprzez zewnętrzny znak. Nie zawodźcie naszej nadziei!

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama