Historia Giulii Gabrieli, czternastolatki chorej na raka, która zmarła 19 sierpnia 2011 roku - fragmenty książki zatytułowanej "Hak pośrodku nieba"
ŚWIADECTWA
Nie wydaje mi się, żeby był to przypadek, że w tym roku proszono mnie tak wiele razy, abym dawała świadectwa, przede wszystkim dla młodych. Szczerze mówiąc, nie wiem nawet, skąd mam na to siłę. Myślę, że pochodzi ona z Góry, to Pan mnie prowadzi. Ja robię to, czego On ode mnie wymaga i tyle. A na koniec są ludzie, którzy przychodzą do mnie i mówią: „Ja w zasadzie nie wierzę, ale będę się za ciebie modlić...”. To, że mogę być narzędziem w rękach Boga daje mi wielką radość.
Zresztą czuję, że muszę zrobić coś dla młodych ludzi, aby oni także mogli zrozumieć, że bez Pana naprawdę jesteśmy niczym. Bez Pana Boga nie możemy nawet uważać się za proch, jesteśmy mniej niż kurzem na starych meblach, które stoją na jakimś strychu. Dzięki Panu z kurzu możemy stać się istotami ludzkimi, myślącymi, które rozumują, działają zgodnie z logiką, uczą się, modlą i pomagają bliźnim, wiedząc że był nim potrzebujący pomocy Jezus. Powiedzmy, że kiedy wyzdrowieję, to będzie moje zadanie: będę próbowała zbliżać młodych ludzi do Pana, pomagając im, wspierając ich modlitwą, ponieważ to jest najważniejsze. Z modlitwy rodzi się wszystko, dzięki niej powstaje owo bezpośrednie połączenie z Panem. Pomagać i wspierać ich modlitwą. Ja mogę zrobić tylko tyle. Mogę dać impuls. Potem wszystko zrobi Pan. Musimy tylko być pokorni, zdolni uznać, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić sami, że potrzebujemy pomocy. Nie możemy bać się wyciągnąć ręki do Pana! Kiedy tylko zobaczy, że ją wyciągamy, On także wyciągnie ku nam rękę, aby nas chwycić i już nie puścić.
opr. ab/ab