Mamo, nie będziesz się mnie wstydziła?

Wiara czyni cuda. Kiedy patrzę na to, co przeżyłam, pytam samą siebie, skąd miałam tyle siły, by walczyć o córkę

Wiara czyni cuda. Kiedy patrzę na to, co przeżyłam, pytam samą siebie, skąd miałam tyle siły, by walczyć o córkę. Matka Boża wysłuchała moich próśb i krzyków. Dziś jestem szczęśliwa - mówi Anna. Jej historia udowadnia, że tylko Pan Bóg potrafi pisać po krzywych liniach naszego życia.

Dramat jej rodziny rozpoczął się, kiedy córka Agata była w czwartej klasie liceum. Lawinę wywołał telefon od wychowawczyni. Okazało się, że dziewczyna nie chodzi do szkoły.

- Zaczęły się kłamstwa i oszustwa związane z pieniędzmi. Córka wracała z dyskotek w podejrzanym stanie. Mówiłam mężowi o moich obawach, ale on stwierdził, że jak zwykle wyolbrzymiam. Pojechałam do Niemiec, żeby trochę zarobić, ale z powodu złego samopoczucia wróciłam do Polski po dwóch tygodniach. Z gazet dowiedziałam się, że Agata dopuściła się kradzieży w hurtowni, w której pracowała. Na dodatek okazało się, że podczas mojej nieobecności pożyczała pieniądze od znajomych i brała kredyty w bankach. Mąż był w tym czasie za granicą. Pojechał, by zarobić na spłatę długów. Pod wpływem tych przeżyć doznałam udaru. Ze szpitala musiałam wrócić sama. Nikt po mnie nie przyjechał. Gdy weszłam do domu, córka w najlepsze spała. Zaczęłam robić jej uwagi. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Zaczęła mnie wyzywać i bić. Ściągnęła mnie za włosy z fotela. Wystraszyłam się i zadzwoniłam do siostry. Agata uciekła. Znaleźliśmy ją w melinie - opowiada Anna. Dopiero po jakimś czasie dowiedziała się, że córka pije i gra na automatach.

Agata jest koksiarą!

Dziewczyna uciekła do Niemiec. Przez kilka miesięcy utrzymywała słaby kontakt z rodzicami, a potem zapadła się pod ziemię. Anna zaczęła jej szukać przez internet.

- Gorąco modliłam się o odnalezienie córki. Kiedy wróciłam po nabożeństwie majowym, odezwał się do mnie pewien pan i powiedział, że jego córki znają moją Agatę. Pojechałam do Niemiec. Zobaczyłam ją na lotnisku. Powitała mnie słowami: „Ciekawe, co by było, gdybym po ciebie nie wyjechała?”. Zabrała mnie do mieszkania, które wynajmowała u koleżanki. Nie podobało mi się tamto miejsce. Powiedziałam o tym Agacie. Ona rzuciła tylko: „Jak ci się nie podoba, to możesz wyjść”. Wyszłam stamtąd obrażona. Bardzo płakałam. Na ulicy zaczepiła mnie jakaś kobieta. Zabrała mnie do siebie i zaraz zadzwoniła do mojej córki. Nakrzyczała na nią i powiedziała, że odwiezie mnie na lotnisko. Agata nie pozwoliła jej na to i obiecała, że po mnie przyjedzie. W nocy miałam dziwny sen. Śniła mi się moja zmarła mama. Skarżyłam się jej, że wszystkim pomaga, tylko nie mnie. Obiecała, że zrobi remont i że będę miała pięknie. Opowiedziałam o tym Agacie. Zabrała mnie do innego mieszkania. To, co tam zobaczyłam, przeraziło mnie. Wszędzie było bardzo brudno. Zostawiła mnie samą i poszła po coś do picia. Wróciła późno w nocy. Rano, kiedy próbowałam ją dobudzić i prosiłam o wodę do popicia lekarstw, zmieszała mnie z błotem. Znów przeklinała i krzyczała na mnie. Potem pobiegła po nóż, grożąc, że mnie zabije. Wybiegłam z domu w kapciach - wspomina Anna.

Tam znalazła ją Maria. Zaprowadziła do siebie, a sama poszła do Agaty. Kiedy wróciła, powiedział tylko: „Dziewczyna jest koksiarą”. Anna nie wiedziała, co to znaczy. Nie mogła uwierzyć, że córka jest narkomanką. Maria pracowała z patologiczną młodzieżą, więc wiedziała, o czym mówi.

Chora miłość matki

Kiedy Anna odlatywała do Polski, Agata krzyczała, by nie zostawiała jej samej. - Miałam do niej żal. Zastanawiałam się, jak mogła doprowadzić siebie do takiego stanu. Pomyślałam, że byłoby lepiej, gdyby nie żyła - mówi. W samolocie pewna kobieta zaczęła ją pocieszać i namawiać, by ratowała swoje dziecko. Rodzice Agaty zaczęli myśleć o tym, by ściągnąć ją do kraju. Maria włączyła się w pomoc i cały czas miała dziewczynę na oku. Niestety, Agata znów zaginęła. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że wyjechała z Dortmundu i znalazła się w Dusseldorfie. Wtedy nadszedł dla niej czas opamiętania. Zgodziła się na spotkanie z ojcem, który pojechał po nią do Niemiec. Czuła wobec niego wstyd za to, co zrobiła. Ostatecznie przystała na to, by wrócić do rodzinnego miasta.

Brak narkotyków szybko dał o sobie znać. - Maria wytłumaczyła mi, jak zachowuje się człowiek na głodzie. Poradziła, bym niczego jej nie kupowała. Jedyne, co mogłam jej dać, to jedzenie. Kiedy sprawiłam jej nową kurtkę, Maria nakrzyczała na mnie i powiedziała: „Najpierw wylecz się sama, a dopiero potem lecz swoje dziecko, bo kochasz ją chorą miłością. W ten sposób nie wyprowadzisz jej z nałogu!”. Obraziłam się, ale potem przyznałam jej rację. Każdy zakup Agata mogła potraktować jako prezent za zło, które uczyniła - mówi Anna.

Nowa droga

Zaczęły się oszustwa i szukanie pretekstów do wyjścia. Atmosfera w domu stawała się nie do zniesienia. Anna poradziła córce, by ta poszła po pomoc do specjalisty. Kilka dni później Agata wyszła sama z domu. Matka z niecierpliwością patrzyła na zegarek. Myślała tylko o tym, że córka znowu zaczęła ćpać. Po dwóch godzinach zadzwonił telefon. To była Agata. Powiedziała, że jest u psychologa. Po kilku minutach znów zatelefonowała. Spytała matkę, czy zechciałaby przyjść do poradni. Kiedy ta odpowiedziała twierdząco, usłyszała: „Mamo, a czy ty nie będziesz się mnie wstydzić?”. Zaczęły się spotkania grupowe i indywidualne ze specjalistami. W zajęciach brała udział zarówno Agata, jak i jej matka.

- W pewnym momencie córka powiedziała, że musi wyjechać z rodzinnego miasta. Stwierdziła, że tu wszyscy ją znają i będą wytykać palcami. Prosiłam, by tego nie robiła. Dała do zrozumienia, że jeśli jej nie pozwolę, to ona i tak ucieknie. Pojechała do Hamm w Niemczech. Kiedy ją odwiedziłam, szukałam potwierdzenia, że znowu bierze. Wróciła do domu po tym, jak ktoś okradł knajpę, w której pracowała. Przyjechała do nas z chłopakiem. Kiedy zaczęli się kłócić, nie wytrzymałam. Nakrzyczałam na nich. Agata stwierdziła, że dłużej ze mną nie wytrzyma i zaczęła się pakować. Robiła to bardzo ostentacyjnie. Chciała mnie wypróbować. Powiedziałam, że jeśli znów wyjedzie, więcej jej nie pomogę. Kiedyś w takich sytuacjach błagałabym ją, aby została. Teraz usiadłam w fotelu i niby spokojnie patrzyłam na to, co robiła. Oczywiście w środku wszystko się we mnie gotowało. Córkę zdziwiła moja postawa. Chwyciła torbę, jeszcze raz na mnie popatrzyła i… rozpłakała się. Zaczęła przepraszać. Po jakimś czasie zadzwoniła do ojca, który pracował wtedy w Szwecji. Spytała, czy może do niego przyjechać. On, ku mojemu przerażeniu, zgodził się.

Strach pozostał

Agata znalazła tam pracę i nową miłość. Wyjazd córki do Szwecji poróżnił jednak Annę i jej męża. - Gdyby Agata została w naszym mieście, na pewno nie znalazłaby pracy. Ktoś, kto wychodzi z uzależnienia, nie ma swoich pieniędzy. Szybko pojawia się realne zagrożenie powrotem do nałogu. Ona musiała zmienić swoje środowisko. Tutaj wpadłaby w szpony narkotyków po raz kolejny - twierdzi Piotr.

Anna dość często rozmawia z córką przez telefon. Dziś ich stosunki są naprawdę dobre. - Puszczam jej sygnał i ona do mnie zaraz oddzwania. Raz się zdarzyło, że nie oddzwoniła. Pomyślałam, że znów bierze. Zaczęłam wysyłać jej esemesy z pretensjami i wyrzutami. Kiedy wreszcie zadzwoniła, powiedziała tylko: „mamo, a nie pomyślałaś, że mogłam się w tym momencie kąpać?”. Taka byłam przewrażliwiona. Oczywiście, strach pozostał, ale jest również nadzieja, że wszystko będzie dobrze - zaznacza Anna.

Dziwne złoto

Śladem po walce z uzależnieniem Agaty są też długi. Rodzice spłacają je do dzisiejszego dnia. Był taki moment, gdy komornik wszedł na pensję Piotra. Zdarzały się dni, gdy w domu nie było co jeść. Na utrzymaniu mieli jeszcze młodszego syna. Wstydzili się prosić o wsparcie. Pomoc psychologiczną zapewniła poradnia, materialną - najbliższa rodzina.

- Rozumiem uzależnionych. Nałóg to skomplikowana sprawa. Nie da się z niego wyjść samemu. Rozumiem rodziców, którzy walczą z uzależnieniem dzieci. Oni nie oczekują pomocy finansowej. Dobrze by było, gdy ktoś podarował im chociażby paczkę z żywnością - mówi Anna.

Opowiada też historię dotyczącą swojej złotej biżuterii. Zanim Agata po raz pierwszy wyjechała do Niemiec, wynosiła z domu cenne przedmioty. Kosztowności matki zastawiła w lombardzie. Zanim Anna spostrzegła brak złota, córki w Polsce już nie było. Podczas sprzątania znalazła kwity z komisu. Kiedy tam poszła, okazało się, że biżuterii już dawno nie ma. Pracownica, widząc płacz Anny, umówiła ją nazajutrz ze swoim szefem.

- Właściciel lombardu czasami odkładał niektóre zastawione przedmioty. Opowiedziałam mu moją historię. Najbardziej było mi żal obrączek. Kiedy mnie wysłuchał, pokazał odłożone złoto. To były moje wszystkie kosztowności. Zaczął tłumaczyć, że chciał ową biżuterię włożyć do niszczarki i przeznaczyć na przetopienie, ale ile razy próbował wrzucić do niej nasze obrączki, one same wypadały mu z rąk. Przypomniał sobie, że wcześniej miał dziwny sen. Postanowił, że przez jakiś czas nie będzie ani sprzedawał, ani przetapiał tego złota. Okazał się na tyle dobry i uczciwy, że wziął za nie tylko tyle pieniędzy, ile dał Agacie. Nie naliczył żadnych odsetek i kar - opowiada poruszona Anna.

Dawać siebie

Pomimo wygranej walki Anna ciągle chodzi do poradni dla uzależnionych. Teraz pomaga innym. Wspiera rodziców, dzieli się swoim świadectwem i rozmawia z nałogowcami. Nie ma pretensji do losu o to, co musiała przeżyć. Przyznaje, że wreszcie spełniły się słowa, które we śnie usłyszała od swojej matki. W dalszym ciągu oddaje bliskich opiece Matki Bożej. Każdego dnia odmawia też różaniec, w którym dziękuje za nawrócenie i uratowanie córki.

- Kiedy Agata była w szponach nałogu, ja klękałam przed obrazem Maryi i nie mówiłam, ale krzyczałam, że nie odejdę od Niej, dopóki mi nie pomoże. Posłuchałam rady kapłana, który słysząc o moich problemach, polecił pukać do nieba tak długo, aż wszystko się wyjaśni. Dziś jestem szczęśliwa - przyznaje Anna. To szczęście i radość widać w jej oczach.

Echo Katolickie 51-52/2012

opr. aś/aś

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama