Mocni ojcowie, mocne córki. Od autorki

Z punktu widzenia twojej córki nigdy nie jest za późno na umacnianie jej relacji z tobą

Mocni ojcowie, mocne córki. Od autorki

Meg Meeker

Mocni ojcowie, mocne córki

Od autorki

format: 140 x 202
stron: 316
ISBN: 978-83-7595-306-0

Jest to książka dla każdego ojca. Zarówno takiego, który ma dobre mniemanie o swoim ojcostwie i chce się rozwinąć, udoskonalić w swojej roli – jak i takiego, który ma poczucie winy i uważa, że się nie sprawdza w swojej roli. Meg Meeker nie tworzy jakiegoś niedoścignionego ideału ojcostwa. Nie oceniając cudzego życia daje praktyczne podpowiedzi także dla ojca, którego córka uciekła z domu, dla ojca-rozwodnika, dla zapracowanego, dla wierzącego, dla ateisty….

Mężczyźnie nie przychodzi łatwo rozumieć kobietę, jej potrzeby, nastroje, sposób komunikacji. Własnej żony trzeba się uczyć przez lata. A córka? Najpierw jest małą dziewczynką, potem nastolatką i dojrzewającą kobietą. Zmienność do kwadratu. Trudno za tym nadążyć. Zwłaszcza mężczyźnie.

Autorka jest kobietą konkretną, odważną i doświadczoną. Dzieli się mądrością, którą zdobywała i układała sobie przez lata. Największą jej zaletą jest to, że jest kobietą. Sama była córką, ma trzy własne córki i jako pediatra pomaga wielu młodym dziewczętom. Meg Meeker świetnie pokazuje co jest ważne w ojcostwie z perspektywy córki. Za co będzie ojcu wdzięczna jako kobieta, mimo że na to samo złościła się jako dziecko czy nastolatka. Na co musi uważać ojciec, żeby nie zostawić w córce trwałej rany. Jak powinien ją kochać, jak chronić i w jakim stopniu ufać.



fragment:

Od autorki

We wrześniu 1979 roku mój ojciec wypowiedział zdanie, które na zawsze zmieniło moje życie. Kilka miesięcy wcześniej ukończyłam szkołę Mt. Holyoke College, a moje podania o przyjęcie na medycynę były ciągle odrzucane, zastanawiałam się więc nad realizacją jakiegoś planu awaryjnego. Pewnego wieczoru, idąc po schodach do sypialni, usłyszałam tatę rozmawiającego przez telefon. Było to o tyle niezwykłe, że mój ojciec nie był specjalnie gadatliwym człowiekiem, dlatego rozmowa telefoniczna trwająca dłużej niż minutę była z pewnością faktem godnym odnotowania. Zatrzymałam się przed uchylonymi drzwiami jego gabinetu i słuchałam.

– Tak... – mówił. – Dzieci naprawdę szybko dorastają, prawda? Muszę ci koniecznie powiedzieć, że moja córka Meg w przyszłym roku zacznie studia w akademii medycznej, chociaż nie jest jeszcze całkiem pewna w której.

Poczułam mocniejsze bicie serca, myślałam, że zemdleję. Co on wygaduje? Akademia medyczna? Przecież dostałam kilka listów odmownych. Idę do akademii medycznej w przyszłym roku? Jak on może tak mówić? Czy jest coś, o czym nie wiem?

Te słowa nie zmieniły biegu mojego życia. Ale ton jego wypowiedzi, jego zaangażowanie i całkowite przekonanie zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Mój ojciec wierzył w moje możliwości bardziej niż ja sama. Nie tylko wierzył, ale sam będąc lekarzem, zaryzykował swoją reputację przed znajomym.

Wycofałam się spod drzwi, a moje serce biło jeszcze szybciej. Byłam poruszona i podekscytowana, ponieważ pewność mojego taty dała mi nadzieję. Studia medyczne to było moje marzenie od wielu lat. I oczywiście jesienią 1980 roku zaczęłam je, właśnie tak jak zapowiedział to mój ojciec. Tata dzwonił do mnie od czasu do czasu i dopytywał o szczegóły moich zajęć. Czy daję sobie radę z anatomią ogólną? Czy spędzam wystarczająco dużo czasu nad histologią? Czy potrzebuję jakichś pomocy naukowych? Moja odpowiedź nie miała znaczenia – i tak pakował je i przesyłał do akademika, abym mogła zająć się jakąś pożyteczną pracą w piątkowe wieczory, które – rzecz jasna – miały być przeznaczone na gorliwą naukę.

Nie zrozumcie mnie źle. Mój ojciec nie był człowiekiem, który chciał koniecznie żyć życiem swoich dzieci. W rzeczywistości wiele razy zniechęcał mnie do wyboru medycyny, ponieważ dokładnie przewidział problemy związane z opieką zdrowotną. Ale ja marzyłam o tym, aby zostać lekarzem. Czy chciałam pójść na medycynę, aby go zadowolić? Nie. Nie musiałam tego robić. Chciałam studiować medycynę, ponieważ naprawdę pragnęłam zostać – tak jak jego przyjaciel – chirurgiem ortopedą. Lekarz ten pozwalał mi przychodzić na salę operacyjną i całymi godzinami przyglądać się jego pracy. Była to najciekawsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam, i sama bardzo chciałam też umieć to robić.

Mój ojciec wlał w moje serce pewność. Ponieważ uważałam go za absolutnego giganta tak w medycynie, jak i w naszym domu, wiedziałam, że ma rację. Nieważne było, co powiedział, po prostu uważałam, że ma rację.

Ale tata dał mi też wiarę w samą siebie. Przekazał mi, sama nie wiem jak, że jestem w stanie osiągnąć, cokolwiek tylko zechcę. Mówił, że co prawda podczas jego studiów medycznych nie było zbyt wielu dziewcząt, jednak należały do najlepszych studentów. Skoro one były dobre, mogłam być i ja.

Mój tata zawsze starał się zapewniać mnie o swojej niezmiennej miłości. Był człowiekiem dość osobliwym: cichym, mało towarzyskim, a zarazem niezwykle zdolnym. Opublikował dużo artykułów w czasopismach medycznych w wielu krajach i żartował, że tylko tacy dziwacy jak on zostają patologami. Niemniej jednak kochał mnie. Byłam jego córką, a to oznaczało coś niezwykłego. Czy powtarzał mi to często? Nie. Nie mówił zbyt wiele. Jednak wiedziałam o tym, gdyż słyszałam, jak razem z mamą rozmawiali o mnie z troską. Widziałam, jak płakał, gdy mój brat i ja wyjeżdżaliśmy z domu do college’u. Wiele razy kibicował mi w zawodach sportowych – choć pewnie co najmniej tyle samo rozgrywek przegapił. Ale to nie miało znaczenia – był przekonany, że osiągam wspaniałe wyniki w sporcie. (Uważał, że jestem o wiele lepsza, niż byłam w rzeczywistości, ale akurat tego nie chciałam zbytnio prostować). Wiedziałam, że mnie kocha, ponieważ organizował wspólne wakacje dla całej naszej rodziny. Wtedy tych wyjazdów nie cierpiałam, szczególnie jako nastolatka, ale i tak musiałam jechać. Mój ojciec zdawał sobie sprawę z czegoś, o czym ja jeszcze nie miałam pojęcia. Wiedział, że powinniśmy razem spędzać czas: razem na obozie, razem w kuchni, razem na szlaku turystycznym i razem w kajaku.

Mój tata bardzo mnie chronił – do tego stopnia, że często byłam zbyt zakłopotana, aby umówić się z kimś na randkę. Był myśliwym i starał się, aby moi chłopcy o tym pamiętali. Przy wejściu do domu mogli zobaczyć zawieszoną głowę łosia i oczywiście musieli się dowiedzieć, kto go upolował. On wydawał się sobie zabawny – ja byłam bardzo zmieszana. Ale chronił mnie – niekoniecznie przed agresywnymi chłopakami czy innymi potworami, lecz przede mną samą. Byłam młoda i zbytnio ufałam ludziom, a on zdawał sobie z tego sprawę wcześniej niż ja.

Mój ojciec nie był szczególnie rozmowny i często nie słuchał uważnie innych. Czasami bywał roztargniony i nieobecny. Gdy byłam na studiach medycznych, biegaliśmy razem, a on zadawał mi wciąż te same pytania. Nigdy nie słuchał odpowiedzi – zawsze, zawsze myślał o czymś innym. Niewiele mnie to obchodziło – po prostu powtarzałam to samo.

Moja mama słuchała nas z dużo większym zaangażowaniem niż tata, ale wiedziałam, kogo mogę poprosić o pomoc w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia – tatę. Był twardy, był poważny, mocno nas kochał i za najważniejsze swoje zadanie uważał troskę o rodzinę. Naprawdę dobrze się nami opiekował.

Mój ojciec jest już dziś starszym człowiekiem i teraz to raczej ja opiekuję się nim niż on mną. Wiem jednak, co i jak robić, ponieważ on mnie tego nauczył. Już nie biegamy razem. Skolioza zmusza go do powolnego człapania, jego kręgosłup przypomina wielką literę „C”. Ciągle powtarza swoje pytania, nie dlatego że myśli o czymś innym, tylko pamięć go zawodzi. Ma na głowie zaledwie kilka kosmyków białych włosów, ale jego ekscentryczność, jego skłonność do samotności i jego miłość do mnie pozostają takie same. Jest dobrym człowiekiem.

Ojcowie – także wy w większości jesteście dobrymi ludźmi, ale znajdujecie się pod ogromnym wpływem kultury, która nie troszczy się o was, która wyśmiewa wasz autorytet w rodzinie, neguje istotę ojcostwa i próbuje w waszych własnych oczach rozmyć rolę, którą macie odgrywać. Chcę wam, ojcom, powiedzieć, że możecie zmieniać życie innych tak, jak mój ojciec zmienił moje. Jesteście urodzonymi liderami i wasze rodziny zwracają się do was, szukając cech, które tylko wy, jako ojcowie, macie. Tato, zostałeś stworzony nie bez przyczyny, a twoja córka szuka w tobie przewodnika, jakiego nie może znaleźć w nikim innym.

Słowa, które wypowiadasz, wszystko, co komunikujesz uśmiechem i co wprowadzasz jako reguły obowiązujące w waszej rodzinie, ma nieskończony wpływ na życie twojej córki.

Chciałabym, abyś popatrzył na siebie jej oczami. I to nie ze względu na nią, ale ze względu na siebie, ponieważ jeśli mógłbyś zobaczyć siebie takim, jakim ona cię widzi, choćby przez dziesięć minut, twoje życie zmieniłoby się całkowicie. Dla dziecka rodzice są centrum świata: jeśli mama jest szczęśliwa, będziesz miał dobry dzień; jeśli tata jest zdenerwowany, przez cały dzień w szkole będzie cię bolał brzuch.

Świat twojej córki jest mniejszy niż twój – nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie. Jest bardziej kruchy i delikatny, ponieważ jej charakter właśnie się formuje, jak ciasto na stolnicy. Każdego dnia twoje ręce biorą ją i wykładają na stolnicę, aby zacząć ugniatanie od nowa. W zależności od tego, jak to robisz – dzień po dniu – taką ją uformujesz.

Ty i ja jesteśmy już ukształtowani – i jesteśmy twardzi. Życie nas poraniło, obchodziło się z nami łagodnie lub też prawie nas zabiło. Ale przeżyliśmy, nie dlatego że nasi rodzice nas kochają, ale ponieważ odczuliśmy potrzebę posiadania kogoś – przyjaciela, małżonka lub dziecka – kto by się o nas ciągle troszczył. Dzięki temu, że istnieje taka osoba, która o nas dba, mamy siłę każdego ranka wstać z łóżka.

Twoja córka wstaje codziennie rano, ponieważ ty istniejesz. Byłeś tu przed nią i powstała dzięki tobie. Ty jesteś centrum jej małego świata. Przyjaciele, członkowie rodziny czy nauczyciele mają na nią pewien wpływ, ale nie uformują jej charakteru. Zrobisz to ty, gdyż jesteś jej tatą.

Ojcowie, jesteście o wiele potężniejsi, niż wam się wydaje. Celem, który miałam przed sobą, gdy pisałam tę książkę, było ukazanie wam sposobów oddziaływania na życie waszych córek. Dzięki temu ich życie stanie się zauważalnie bogatsze, bardziej fascynujące i przyniesie obfitsze owoce. Idee przedstawione na następnych stronach są bardzo proste, ale wszyscy wiemy, jak trudno jest wprowadzać w życie proste prawdy. Wiemy, że powinniśmy kochać mocniej, być cierpliwsi, odważniejsi czy rozważniejsi, wierniejsi. Ale czy możemy tacy być?

Po części jest to kwestią punktu widzenia. Okazywanie miłości twojej córce może ci się wydawać skomplikowane, ale dla niej jest to bardzo proste. Bycie bohaterem dla własnej córki jest wyzwaniem, ale w rzeczywistości może być całkiem łatwe. Chronienie jej czy uczenie o Bogu, o seksualności czy pokorze w życiu nie wymaga ukończenia studiów psychologicznych. To po prostu oznacza bycie tatą.

Omawianych cech ojcostwa nie wybrałam przypadkowo. Obserwowałam wasze córki i słuchałam ich przez wiele lat i wiem, co o was mówią. Rozmawiałam z wieloma ojcami. Leczyłam córki i doradzałam całym rodzinom. Przekopywałam się przez publikacje z dziedziny psychiatrii, pediatrii, badania naukowe, periodyki psychologiczne i publikacje religijne. To wszystko było częścią mojej pracy. Ale wierzcie mi, że żadne badania ani diagnozy zawarte w książkach, żadne poradniki nie mogą zmienić życia młodej dziewczyny tak bardzo jak kilka spotkań z ojcem. Żadne.

Z punktu widzenia twojej córki nigdy nie jest za późno na umacnianie jej relacji z tobą. Nabierz więc odwagi. Twoja córka oczekuje na twoje kierownictwo i na wsparcie; chce i potrzebuje mocnej więzi z tobą. Ta książka pokaże ci, jak wzmocnić tę więź albo ją odbudować i jak ją wykorzystać, aby dobrze ukształtować życie twojej córki – i twoje.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama