Maria spojrzała na zegarek. Taksówka nie nadjeżdżała, a jej się bardzo spieszyło. Przed chwilą dostała dramatyczną wiadomość...
Maria spojrzała na zegarek. Taksówka nie nadjeżdżała, a jej się bardzo spieszyło. Przed chwilą dostała dramatyczną wiadomość.
– Maciek jest w szpitalu – głos męża drżał ze zdenerwowania.
– W szpitalu? – zapytała nieprzytomnie. – Przecież miał być na kółku literackim.
– Był na meczu. Złapał kontuzję. Coś z kolanem. Właśnie go operują.
– O Boże! – Maria zatrzęsła się ze strachu. – Przecież wiesz, że Maciek się do sportu nie nadaje. Znów go zaciągnąłeś na boisko?
– Chłopak powinien umieć grać w piłkę – mąż odparł nagły atak – to ty robisz z niego maminsynka.
– Wiem, co dla niego jest najlepsze! – Maria krzyknęła w słuchawkę.
– Jak zawsze – skwitował natychmiast mąż.
Od kiedy Maciek się urodził, wciąż się ze sobą spierali. Krzych chciał zrobić z niego silnego faceta, co to nie płacze, jest samodzielny i radzi sobie w każdej sytuacji. Nie rozumiał, że z dzieckiem trzeba inaczej, że trzeba miłością, łagodnością. Taki maluch dopiero wszystkiego się uczy, poznaje. Powinien mieć szczęśliwe dzieciństwo, a nie płakać z powodu zbyt dużych wymagań. Maciek zamiast fikołków z ojcem wolał zabawę samochodzikami. Zamiast wyścigów na nartach – budowanie z klocków. Zamiast wybryków w basenie – oglądanie bajek w telewizji. Teraz mąż wymyślił tę niebezpieczną grę w piłkę. Zupełnie bezrozumnie. Wciąż złościł się na syna.
– Co z ciebie za facet? Nieudacznik taki, niedorajda. Trochę więcej życia sportowego ci potrzeba, a nie tylko książek.
To nieprawda, że Maciek był nieudacznikiem. Pani w szkole chwaliła go za wyniki w nauce, więc Krzych zupełnie nie miał racji.
Pisk zatrzymującej się taksówki wybił Marię z rozmyślań. Westchnęła z ulgą. Za chwilę przytuli swojego synka, otoczy go swoimi ramionami i wybije Krzychowi z głowy ten pomysł z piłką. Niech nie myśli, że pozwoli mu na nowe eksperymenty. W końcu to matki wychowują swoje dzieci i wiedzą, jak to robić najlepiej.
Taksówka zatrzymała się przed szpitalem. Maria w biegu zapłaciła za kurs i już była na schodach. Na końcu długiego korytarza zamajaczyła jej postać męża. Maria nie umiała powstrzymać krzyku.
– To znów przez ciebie Maciek cierpi! – rozpłakała się histerycznie. – Co to za ojciec, który posyła dziecko na rzeź? Bońka chciałeś z niego zrobić? Lubańskiego?
– Uspokój się – mąż rozejrzał się dokoła, czy nikt tego nie słyszy. – Jaka rzeź? Normalna kontuzja. Każdemu może się zdarzyć.
– Jak ty nic nie czujesz! – Maria zatrzęsła się z nerwów. – Doktorze! – chwyciła przechodzącego chirurga za rękaw fartucha. – Muszę zobaczyć się z synem.
– Tylko na minutkę – lekarz zatrzymał się przy nich na chwilę – on teraz potrzebuje dużo spokoju.
Zatrzymali się na progu sali. Maciek leżał z nogą podniesioną na wyciągu. Jego szczupła twarz była przeraźliwie blada. Z chudymi rękami złożonymi nieruchomo na piersiach przypominał raczej owiniętą bandażami kukłę niż ich ukochane dziecko.
– Synku – Maria klęknęła przy łóżku jak przed świętym obrazem – co też ci ten ojciec zrobił?
– Mamo – szept Maćka przedarł się jakoś przez jej szloch – to była moja wina.
– Nie twoja! – Krzych podniósł głos. – Gdyby matka tak cię nie wydelikaciła, ten atleta Jacek w życiu by cię nie powalił.
– Gdybym ja go nie chroniła, to mogłoby się stać jeszcze gorsze nieszczęście – Maria podniosła się z podłogi, oczy rozbłysły jej gniewem. – Już więcej ci na takie decyzje nie pozwolę!
– To jest także mój syn – Krzych jak zwykle nie panował nad głosem – i będę go wychowywał po swojemu!
– Wynoście się stąd! – Maciek uniósł z wysiłkiem głowę. Jego splecione dłonie zaczęły drżeć jak w febrze.
– No coś ty, Maciek? – Maria zdumiała się nagłym wybuchem syna. – Przecież my wszystko dla ciebie…
– Wynoście się – chłopak załkał jak dziecko. Odwrócił się do nich plecami. Stali nieruchomo, jakby ktoś nagle raził ich piorunem. Patrzyli na siebie nic nierozumiejącymi oczami. Ich syn wyrzucał ich z sali, a oni zupełnie nie wiedzieli, dlaczego…
opr. aś/aś