Radość do szpiku kości. Pamiętnik chorej matki

To hymn miłości i życia - delikatny, poruszający, rozbrajająco świeży, utkany z tanecznych kroków wśród szpitalnych sal, wyczerpujących terapii i uśmiechów dziecka

Radość do szpiku kości. Pamiętnik chorej matki

Cecilia Poli

Radość do szpiku kości

Pamiętnik chorej matki

format: 140x210
stron: 204
ISBN: 978-83-7422-435-2
Wydawnictwo św. Stanisława BM
31-101 Kraków, ul. Straszewskiego 2
Tel. 012 421 49 70
www.stanislawbm.pl


fragment książki:

23 października 2004, godz. 0.57

Mam ostrą białaczkę limfoblastyczną.

Tak, teraz, kiedy to napisałam, czuję się trochę lepiej.

Znienacka spada na ciebie głaz, a ty nie wierzysz, że przytrafia się to właśnie tobie. Tymczasem masz przed sobą całą noc i ciszę, by zdać sobie sprawę, że w ciągu ostatnich 24 godzin twoje życie się zmieniło: że jesteś zamknięta na ściśle chronionym oddziale, obowiązkowo z maseczką i że twoje istnienie stało się nagle niepewne; że zależy od tego, jak zareagujesz na chemioterapię i inne ciosy obuchem, które zafundują ci w najbliższych dniach, i że jest możliwość wyzdrowienia.

Jest możliwość wyzdrowienia.

To najokropniejsze słowa, które zostały dziś do mnie skierowane. Boję się, mam biegunkę ze strachu, ale tym razem nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę wydobyć całą odwagę, którą mam w sobie, oraz tę, o której istnieniu nie wiedziałam.

Myśl, która najbardziej mnie przytłacza, to Emanuele. Wczoraj wieczorem, gdy go karmiłam w pokoiku pogotowia w Magencie, wiedziałam, że ostatni raz w życiu trzymam go przyssanego do piersi. Teraz mam wokół siebie kroplówki z kortyzonem, a moje mleko nadaje się do wylania. Na szczęście mówią, że małemu posmakowało nowe jedzonko i jest spokojny.

Marco jest przy mnie z ładunkiem uczucia roztapiającym lód, który wszedł w moje kości. Muszę wyzdrowieć dla moich dwóch mężczyzn, bo przechodzą mnie dreszcze na myśl, że zostawię ich samych.

Mieliśmy ochrzcić Emanuele jutro, dokładnie w trzy miesiące po jego urodzinach, ale wszyscy w domu chcą na mnie poczekać. Może ich posłucham.

Pielęgniarki przyszły dotrzymać mi towarzystwa. Dziękuję. Boże, dopomóż.

25 października

Tańczę. Kiedy skończy się ten koszmar, będę miała tyle rzeczy do opowiedzenia i wyrażę to ciałem i muzyką, bo to najlepszy sposób, jaki Pan Bóg mi dał, by wyrazić siebie. Tata przyniósł mi wczoraj przepiękną płytę CD i dziś rano, gdy ją włączyłam, zaczęłam się ruszać i nie mogłam się powstrzymać od tego, by odrobinę poćwiczyć. Teraz czuję się dobrze.

Tej nocy odpoczęłam, naprawdę było mi to potrzebne. Wczoraj wieczorem, gdy zrobili mi płytki, rozbolała mnie głowa do tego stopnia, że chętnie wzięłam paracetamol, który zresztą wcale mi nie pomógł. Około północy zasnęłam, czując w organizmie coś w rodzaju mdłości, a obudzili mnie dziś o szóstej rano na biopsję. Nieprzerwany sen. Zaczęłam rozmawiać z pielęgniarką na temat sposobów na bóle kręgosłupa, na które się uskarża, i pokazałam jej kilka ćwiczeń rozciągających. Potem wróciłam do łóżka i leżałam do dziewiątej, dopóki nie przynieśli śniadania.

Dziś rano powinni zrobić mi biopsję szpiku i założyć cewnik do żyły szyjnej, ponieważ na ramionach mam zbyt kruche żyły, a oni muszą mieć szybki i pewny dostęp, gdy będą mi robić transfuzje, podawać leki i chemioterapię. Badanie szpiku potwierdzi lub nie diagnozę ostrej białaczki limfoblastycznej.

Wkłuli mi ten wspaniały cewnik w szyję. Umiarkowanie bolesne i przede wszystkim teraz, gdy puściło znieczulenie, czuję, że mocno pulsuje.

Tęsknię za Markiem.

28 października

Nie mogłam się powstrzymać. Gdy zobaczyłam Emanuele dziś popołudniu, po prostu nie mogłam się powstrzymać: wzięłam go na ręce i przytuliłam do siebie mocno, a on od razu się uspokoił i tuliliśmy się długo. Zasnął też na moich rękach. Nagle weszła jakaś pani doktor, która mnie okrzyczała, mówiąc, że dziecko może przynieść różne choroby i że dziś wieczór ona niczego nie widziała, ale jeśli ordynator się dowie... „Ale pani doktor, niedługo już nie będę mogła, lekarze to wiedzą... a teraz, kiedy mogę...” , jednak nie mogłam normalnie mówić, bo w gardle urosła mi gula, wielka jak cały szpital Niguarda .

Tego wieczoru pielęgniarka powiedziała mi, że owa pani doktor jest bardzo skrupulatna, bardzo zdolna, ale też bardzo surowa, także w stosunku do innych lekarzy.

Około 19.30 przyjechał Marco. W tych dniach ma dla mnie nieskończenie dużo czułości. Jest jak zraniona łania, mówi mi, że beze mnie w domu brakuje ważnego elementu, a kiedy jestem, jest inaczej. Gdy do mnie mówi, szklą się mu oczy; mruga nimi do mnie rozpaczliwie, są piękne jak dwie czarne perły, stara się nie płakać. Wtedy biorę go za rękę.

Mam przemożną chęć objąć go, do diabła, ze wszystkim, najwyżej wstrzymam oddech, ale muszę przez chwilę poczuć jego ciepło i dać mu trochę mojego, jutro go obejmę. Brakuje mi jego kościstych dłoni na moich plecach i zapachu jego szyi przed zaśnięciem.

Brakuje dwóch dni do rozpoczęcia chemii.

1 listopada – Wszystkich Świętych

Jest prawdziwy listopad. Wszystko szare, na zewnątrz siąpi deszcz. Dopiero co jestem po drugiej chemii i na razie wszystko przebiega bez rewolucji. W zasadzie wczoraj wieczorem dowiedziałam się, że praktykują tu podawanie leków przeciwwymiotnych trzy razy dziennie i dlatego mdłości są do zniesienia. Lekarstwo, które podali mi dziś, daunorubicyna, ma przepiękny kolor Campari Soda...

Dziś rano o 7.45 spałam w najlepsze, gdy wszedł kapelan, z którym umówiłam się, by mnie wyspowiadał. Byłam jeszcze zaspana, ale odbyliśmy długą rozmowę. W zasadzie przez cały czas płakałam, ale to przez emocje i zdziwienie, że przyznałam, że jestem wdzięczna Bogu za te wszystkie doświadczenia, które na mnie zsyła! Sama nie wiem, jak to jest możliwe, ale czuję, że tak jest. Opowiedziałam księdzu o mojej pogodzie ducha, a on powiedział mi coś, co mnie uderzyło. Powiedział, że mam piękną duszę, że jestem jedną z tych, przez które przechodzi brud tego świata, ale ich nie plami. O rany! A potem dał mi Komunię.

Godz. 23.12

Płaczę z radości. Zadzwonił do mnie Marco, żeby powiedzieć mi dobranoc, ale po minucie Lele, którego kąpała moja mama, zaczął płakać, domagając się jedzenia. Wtedy poprosiłam Marca, żeby mi go dał posłuchać, a on przybliżył mu słuchawkę do uszka. Zaczęłam do niego mówić, wkładając całe moje serce i moją tęsknotę i nagle zorientowałam się, że nie słyszę już jego głosu. Pomyślałam, że przerwało połączenie, a tu po chwili głos Marca, który mówi, udając obrażonego: „Rozłączam się. Jak tylko cię usłyszał, przestał płakać”. Nie mogłam w to uwierzyć. Dalej do niego mówiłam, a on słuchał i zaczął gruchać. Tak bardzo chciałam być przy nim tego wieczoru.

Nie wiem, czy mnie rozpoznał, czy tylko poczuł coś miłego i znajomego. Ale wiem, że tej nocy idę spać szczęśliwa.

22 listopada – św. Cecylii

Mam wrażenie, że moja patronka jeszcze się dziś nie obudziła, bo czuję się gorzej niż wczoraj. Idę z nią pogadać...

Przyszło uderzenie. Mocne, jak się obawiałam.

Wyniki szpiku nie są dobre, więc po remisji (która teoretycznie powinna nastąpić w ciągu 50 dni, o ile dobrze zrozumiałam) będzie od razu przeszczep. Dziś dowiem się, czy Chiara ma ze mną zgodność, bo jak nie, to trzeba szukać dawcy z zewnątrz i oczywiście przeszczep będzie bardziej skomplikowany.

Na domiar złego nie oczyściłam się dokładnie z chorych komórek, jak powinnam po pierwszym cyklu chemii, i przewidują, że aplazja po drugim cyklu będzie gorsza, więc przypuszczam, że nie pobędę w domu ponad miesiąc, ale tylko parę dni.

Panie mój, ofiaruję Ci wszystko, ale proszę, pomóż mi, bo teraz zaczynam się załamywać i myśl, że będę z dala od Lele przez kolejny miesiąc, rozrywa mi duszę na strzępy.

7 sierpnia 2006

Nareszcie zostało ustalone tak bardzo oczekiwane spotkanie, by porozmawiać o mojej sytuacji. Obecni: ja, Bardò, Magnani, Marco, mama i tata. Nie wiem, co postanowią, czy już postanowili. Może podadzą mi znowu lek, chemię w tabletkach przez resztę życia. To nie szkodzi, tym razem się nie zachwieję, oczy nie zajdą mi mgłą.

Za piętnaście dni jadę nad morze z moim synkiem i mężem i teraz to mi wystarczy, bym była szczęśliwa i podekscytowana jak dziecko.

Fala prześlizguje się po mym ciele i zmywa wszelkie troski. Zmywa strach.

Nadchodzi kolejna zaraz potem i przynosi ze sobą oddech Wszechświata, cichą i nieustającą pieśń, bezkresną kołysankę, która brzmi w tle życia wszystkich ludzi, wszystkich istot żyjących istniejących od zawsze i na zawsze.

To oddech uświęcony, to oddech samego Boga, wiecznego, mądrego, który wszystko układa w nieprzewidywalny i cudowny porządek.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama