"Jesteście dla mnie ważni" - to słowa Papieża Franciszka do dziennikarzy. Jego pierwsze spotkanie z dziennikarzami potwierdza, że nie są to tylko słowa
„Jesteście dla mnie ważni”. W piśmie katolickim dziś chyba nawet nie trzeba dodawać, kto wypowiedział te słowa. „Myślę o waszej pracy”. Przecież są uniwersalne, każdy może poczuć, że dotyczą właśnie jego. „Życzę, abyście pracowali ze spokojem i owocnie”. I ja, i ty, ona i on. „Abyście znali coraz lepiej Ewangelię Jezusa Chrystusa i rzeczywistość Kościoła”. Tylko tyle? I aż tyle?
Ten cytat jest uniwersalny, ale nie był skierowany do wszystkich. Te słowa zostały powiedziane do konkretnej grupy osób, w czasie konkretnego, wcale nie przypadkowego spotkania przez osobę, na którą dziś patrzy cały świat. Papież Franciszek powiedział je do dziennikarzy. Spotkał się z nimi jeszcze przed uroczystą inauguracją swojego pontyfikatu. Czy komuś się to podoba, czy nie, wykazał tym samym, jak istotną rolę — według niego — we współczesnym świecie odgrywają media, jak wielką wagę przywiązuje do nich głowa Kościoła katolickiego, jak ambitne zadania stawia tym, których tak często nazywa się „gryzipiórkami”, „łowcami sensacji” czy „lanserami” mającymi tylko „parcie na szkło”. Kim są ci, do których zwrócił się papież Franciszek? Kto będzie opisywał jego pontyfikat?
Sobota 16 marca 2013 r., godz. 9.30, wejście do Auli Pawła VI. Ochroniarze otwierają bramki i zaczynają sprawdzać torby i plecaki. Wiadomo, względy bezpieczeństwa. Nożyczki i pilniczki do paznokci lądują w koszach, a raz po raz ostry, przenikliwy pisk oznajmia światu, że statyw, kamera, mikrofon czy telefon komórkowy zbudowane są z metalu. Blisko 6 tys. osób, reporterów, komentatorów, redaktorów i ich szefów, bez szemrania poddaje się tej procedurze. Pierwsi przyszli tu już po 7.00, choć interesujące ich spotkanie rozpocznie się o godz. 11.00. Oni zajmą najlepsze miejsca, oni zrobią najlepsze zdjęcia. Wszyscy schludni, bo zapowiedziano wcześniej konieczność to dress in suitable, wszyscy karni i grzeczni. Przejęci tym, co ma ich spotkać za chwilę. Już wiedzą, że ten, którego Kolegium Kardynalskie wybrało na papieża, jest niekonwencjonalny, mówi krótko i treściwie i w sposób zrozumiały nawet dla laika, ale więcej niż jego słowa mówią o nim gesty i czyny. To bardzo się podoba, bo jest czytelne nawet dla tych, którzy nie mówią po włosku, i dla tych, którzy nie są katolikami. Oni, dziennikarze, już wiedzą, że to będzie pontyfikat niespodzianek. Każdy jego krok, każde wydarzenie z jego udziałem będą śledzić miliony, więc oni też. Ich relacje z Watykanu są radosne, optymistyczne, entuzjastyczne. Pierwsze dni pontyfikatu nowego Ojca Świętego to oczywisty w takiej sytuacji festiwal medialnych transmisji, relacji, artykułów i komentarzy. Nie ma chyba na świecie tytułu zajmującego się na co dzień informacją i publicystyką, który by nie odnotował wydarzeń dziejących się w drugiej połowie marca w Watykanie. Prasowe, radiowe, telewizyjne i internetowe artykuły i audycje opisywały wszystko, co choćby w minimalnym stopniu dotyczyło papieża Franciszka, od Azji przez Europę i Afrykę do obu Ameryk. Polska nie była też żadnym wyjątkiem. Transmisje głównych uroczystości w Polskim Radiu i w TVP, Radiu Maryja i TV Trwam, szczegółowe opisy papieskich, nawet najbardziej improwizowanych, wystąpień uzupełniane o komentarze fachowców, świeckich i duchownych czy wypowiedzi uczestników wydawać by się mogło są w stanie zaspokoić ciekawość nawet najbardziej wymagających odbiorców dzisiejszych mediów. Lektura prasy i analiza najbardziej popularnych programów telewizyjnych po pierwszym tygodniu nowego pontyfikatu nie pozostawia jednak złudzeń, dobrze jest tylko z pozoru. Katolicy, z fundamentalnych dla każdego powodów zainteresowani jak najbardziej rzetelnym, wiarygodnym przekazem, powinni być bardzo ostrożni w poszukiwaniu informacji o nowym papieżu. Medialnego szumu jest bardzo dużo, informacji wiernie oddających treść i kontekst wydarzenia o wiele mniej.
Okres konklawe i pierwsze dni pontyfikatu papieża Franciszka spędziłam w Rzymie, zdecydowaną większość czasu przebywając na placu św. Piotra lub w jednym z watykańskich biur prasowych. Dziesiątki rozmów, setki przeczytanych stron, własne wrażenia i opinie stawały się źródłem wiadomości publikowanych potem na łamach naszego katolickiego tygodnika. Po powrocie do kraju ze zdumieniem, a nawet smutkiem czytałam i oglądałam relacje w najpopularniejszych gazetach i programach, tak bardzo odległe od tego, co aktualnie dzieje się w Watykanie. Te relacje pełne pseudofachowych analiz, mędrkowatych sądów i ocen zawierały wszystko, tylko nie to, co w mojej opinii i w opinii wielu znajdujących się tam na miejscu dziennikarzy stanowiło najważniejszy element działalności nowego papieża — spontaniczność, szczerość zachowania, chęć służenia ludziom i Kościołowi ze wszystkich sił i na każdym kroku. „Nie można tego nie zauważyć”, myślałam w Rzymie. Po powrocie do kraju i lekturze niektórych gazet już wiem, że można. Nawet jeśli z rzeczywistością ma to niewiele wspólnego. Dziennikarskie prognozy i analizy „watykanistów” na temat „kto będzie następcą Benedykta XVI” możemy już teraz pominąć litościwym milczeniem, choć powaga, z jaką przez tyle dni prezentowano nam wszystkim wyssane z palca informacje na ten temat zmusza do głośnego zadania pytania: „na podstawie czego tak długo opowiadaliście Państwo te bzdury”? Frakcyjne, bezwzględne walki kardynałów między sobą, rywalizacja o głosy, by otrzymać upragnione stanowisko, a co za tym idzie władzę i pieniądze, wypełniała okres sede vacante także w polskich mediach. Gdy już po rozpoczęciu konklawe w jednej z naszych największych telewizji informacyjnych po raz kolejny watykański korespondent przekonywał, że wybór kard. Angelo Scoli jest tylko kwestią godzin, polscy dziennikarze katoliccy obecni z Rzymie nie wytrzymali i jeden z nich zadzwonił do niego z pytaniem, na podstawie czego opowiada ludziom takie farmazony. Ze śmiertelną powagą odparł, że ma „informacje z wnętrza”, sugerując jakby jego informatorem był ktoś z Kaplicy Sykstyńskiej. Kilka godzin później nie przeszkodziło mu to zmienić frontu o 180 stopni i komentować wybór kard. Bergoglia jakby nigdy o innym kandydacie nawet nie myślał. Najwięcej do powiedzenia o Kościele i nowym papieżu mają zresztą ci, którzy z wiarą nie mają nic wspólnego. „Newsweek”, TVN24, Radio Tok FM, „Polityka” i „Gazeta Wyborcza” jak zwykle udają, że wiedzą lepiej i więcej. Nowy papież to w ich opiniach „konserwatysta doktrynalny”, „klerykał”, który musi „zawieść wszystkich marzących o Kościele otwartym na przemiany obyczajowe we współczesnym świecie”. Nowy papież powinien przecież „naradzić się z biskupami, czy nie poluzować z celibatem i antykoncepcją, sakramentami dla rozwiedzionych i nie zacząć poważnej dyskusji o kapłaństwie kobiet”. W tym duchu prowadzone są telewizyjne dyskusje i debaty, dyżurne pytanie, „czy uda się papieżowi Franciszkowi odnowić i zmienić Kościół” w rozszerzeniu ma zawsze kontekst „czy Kościół nowego papieża będzie bardziej liberalny, czyli pokorny, otwarty i mniej rydzykowy”?
Nie dać się wciągnąć
Akurat w przypadku opisu i analiz dotyczących Kościoła ogromne znaczenie ma światopogląd. Ateista lekceważący fundamentalne dla katolika zasady opisuje świat przez pryzmat wyznawanych przez siebie wartości, siłą rzeczy zwraca uwagę na zupełnie inne elementy niż te, które są ważne dla katolików, pomijając w relacji to, co jest mu obojętne czy wręcz wrogie. Nawet jeśli unika określeń negatywnych, nawet jeśli nie krytykuje wprost, to jego przekaz niewiele może mieć wspólnego z tym, co dzieje się naprawdę, szczególnie, że informacje o kościele czy duchowieństwie zawsze wiążą się z tak drażniącymi liberalne media kwestiami, jak katolickie zasady moralne czy Dekalog. Największym problemem takich dziennikarzy jest to, że nie znają Kościoła, że go nie rozumieją i nie chcą poznać. Warto, byśmy o tym pamiętali, gdy będziemy szukać informacji o papieżu Franciszku i jego sposobach kierowania Kościołem. Nie pozwólmy, by medialny bełkot zepsuł nam obraz kogoś, kto zasługuje na szacunek i uznanie nie ze względu na swoją popularność.
— W chwili gdy nad kominem Kaplicy Sykstyńskiej pojawił się biały dym, stałam na zwyżce dla dziennikarzy, szykowałam się do wejścia na żywo. Oczywiście emocje wszystkim się udzielały, obok mnie stała dziennikarka telewizji ukraińskiej, miała mieć wejście na żywo tuż po mnie. Gdy zobaczyłyśmy biały dym, obie spontanicznie ściskałyśmy się z radości, byłam wzruszona i bardzo się cieszyłam, choć przecież naprawdę nikt nie znał jeszcze nazwiska nowego papieża. Dla mnie najbardziej poruszające było to, gdy Ojciec Święty powiedział, że kardynałowie wybrali papieża z końca świata i chyba wszystkim nam się nasunęło skojarzenie z naszym Ojcem Świętym, który „przybył z dalekiego kraju”... No i ten moment, kiedy pochylił głowę, gdy poprosił wszystkich o modlitwę w swojej intencji, zanim udzieli błogosławieństwa. Ten pokorny gest tak wiele o nim mówi.
— Franciszek bardzo przypomina Jana Pawła II i jest dla mnie, dla nas, jak wielki dar Ducha Świętego. Od początku powtarza, że centrum świata dla każdego katolika jest Jezus Chrystus, nie papież, nie Watykan tylko Pan Jezus, a on sam jest po to, by ludzie wierzyli silniej i mocniej, niż robili to do tej pory. Ten pontyfikat zapowiada się bardzo interesująco.
— Dla mnie Franciszek jest taki sam jak papież z Polski, otwarty, szczery. Widać, że obaj dobrze czują się na scenie, w centrum wydarzeń. Gdy zobaczyłam po raz pierwszy papieża Franciszka, pomyślałam właśnie o Janie Pawle II, jego miłości do każdego człowieka. Franciszek będzie chyba taki sam, to bardzo dobra wiadomość.
— Jestem pod wielkim wrażeniem nowego Ojca Świętego, tego, co mówi i robi. On zachowuje się tak, jakby nie był papieżem tylko zwykłym księdzem, nie boi się podejść do ludzi i to jest wspaniałe. On mówi o ubogich, o tym, że Kościół musi się o nich troszczyć i robi to tak, jakby nic ważniejszego na świecie nie było. Trudno być obojętnym wobec jego gestów.
— To, co nam wszystkim nieustannie towarzyszyło, to taki duch ufności w działanie Ducha Świętego. I myślę, że te ostatnie decyzje Kolegium Kardynalskiego, gdy okazało się, że papieżem został ktoś, kto nie był brany pod uwagę jako główny kandydat, kto jednak — wydaje się — już po pierwszych dniach posługi Piotrowej będzie osobą bardzo odpowiednią do tego, czego potrzebuje dzisiaj Kościół. Klimat zaufania Panu Bogu, klimat modlitwy, który też towarzyszył tym tysiącom osób, którzy w tych dniach przez Rzym się przewinęli i przewijają nadal, to jest na pewno wyjątkowe i niepowtarzalne doświadczenie. Duże poczucie jedności, bo tu przyjeżdżają i przychodzą ludzie z całego świata, poczucie uniwersalności Kościoła niezależnie od kultury i miejsca, skąd pochodzą, języków i tradycji duchowych, które reprezentują. Przyjechali tutaj dziennikarze bardzo różni, ci, których umownie nazywamy dziennikarzami katolickimi, ci, którzy wiedzieli, po co tu przyjeżdżają, co się tu będzie dziać, i ci, którzy, przyjechali po prostu do pracy, bo są operatorami kamer, obsługują portale internetowe czy nadają relacje dla radia lub telewizji. Myślę, że wielu z nich ta atmosfera się udzieliła. Prawie codziennie odbywały się konferencje prasowe rzecznika Watykanu o. Federico Lombardiego i czasem mogliśmy się uśmiechać, słysząc pytania tak banalne, tak proste, tak oczywiste z naszego punktu widzenia, a okazywało się, że dla nich będące pewnym odkryciem nowej rzeczywistości, którą jest Kościół. Sądzę także, że dla wielu z nich, nawet jeśli nie byli ludźmi wierzącymi, obecność tu w tym szczególnym momencie była okazją do przemyśleń, dlaczego takie tłumy ludzi tu przychodzą, dlaczego to jest dla nich tak ważne. Myślę, że te pytania oprócz normalnej pracy na pewno im też towarzyszyły.
Drodzy Przyjaciele!
Cieszę się, że na początku mojej posługi na Stolicy Piotrowej mogę się spotkać z wami, którzy pracowaliście tu w Rzymie w gorącym okresie, jaki rozpoczął się wraz z zaskakującym oświadczeniem mojego czcigodnego Poprzednika Benedykta XVI z 11 lutego. Pozdrawiam serdecznie każdego z was. W ostatnich czasach wciąż rośnie rola środków społecznego przekazu, do tego stopnia, że stały się niezbędne do opowiedzenia światu o wydarzeniach współczesnej historii. Kieruję zatem do was szczególne podziękowanie za cenną służbę w tych dniach — pracowaliście, nieprawdaż?! (...)
Chrystus jest Pasterzem Kościoła, ale jego obecność w historii realizuje się poprzez wolność ludzi: spośród nich wybiera się jednego, aby służył jako Jego wikariusz, następca Piotra Apostoła, ale Chrystus jest centrum, nie następca Piotra: Chrystus jest centrum. Chrystus jest fundamentalnym punktem odniesienia, sercem Kościoła. Bez Niego Piotr i Kościół nie istniałby i nie miałby racji istnienia. Jak wielokrotnie powtarzał Benedykt XVI, Chrystus jest obecny i przewodzi Kościołowi. We wszystkim, co się wydarzyło, ostatecznie głównym działającym jest Duch Święty. To On inspirował decyzję Benedykta XVI dla dobra Kościoła, On kierował kardynałami w modlitwie i w wyborze. To ważne, drodzy przyjaciele, aby mieć na uwadze ten horyzont interpretacyjny, tę hermeneutykę, aby uwydatnić samo serce wydarzeń tych dni. (...) Wasza praca wymaga studium, wrażliwości, doświadczenia, jak w wielu innych profesjach, ale domaga się szczególnej troski o prawdę, dobro i piękno. I to nas szczególnie zbliża, gdyż Kościół istnieje, aby przekazywać właśnie to: „osobową” Prawdę, Dobro i Piękno. Powinno być jasno widoczne, że wszyscy jesteśmy powołani, aby przekazywać nie siebie samych, ale tę egzystencjalną triadę, jaką wspólnie kształtują prawda, dobro i piękno (...)
Jesteście dla mnie ważni. Myślę o waszej pracy. Życzę, abyście pracowali ze spokojem i owocnie; abyście znali coraz lepiej Ewangelię Jezusa Chrystusa i rzeczywistość Kościoła. Zawierzam was wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny, Gwiazdy ewangelizacji, składając najlepsze życzenia wam i waszym rodzinom, każdej z waszych rodzin. Z serca błogosławię wam wszystkim. Dziękuję (...)
Papież Franciszek do dziennikarzy
16.03.2013 r., Watykan
opr. mg/mg