Relacja wysłannika "Gościa Niedzielnego" z pielgrzymki Jana Pawła II do Lourdes, 14-15.08.2004
„Zróbcie wszystko, co w waszej mocy, by ludzkie życie, każde życie, było szanowane. Od poczęcia do naturalnej śmierci”.
Te słowa podczas papieskiej Mszy wywołały burzę oklasków. Ludzie uszanowali zmęczonego Papieża. Kiedy odpoczywał, bili brawa dłużej niż zwykle. Dali mu czas na wytchnienie.
Przyzwyczailiśmy się już do apostolskich wizyt Jana Pawła II. Jednak dopiero teraz, w Lourdes, określenie „papież pielgrzym” nabrało pełniejszego sensu: do sanktuarium przybył człowiek chory i posunięty w latach. Nie tylko głosił prawdę o zawierzeniu, ale jako uczestnik pielgrzymki stał się świadkiem i nauczycielem.
— Z wielkim wzruszeniem chcę także zjednoczyć się z milionami pielgrzymów — mówił na powitanie — którzy każdego roku przybywają do Lourdes z wszystkich stron świata, by przedstawić Maryi swe prośby o pomoc i wstawiennictwo.
Z pielgrzymami jednoczył się symbolicznie i w rzeczywistości. Kiedy Ojciec Święty uklęknął przed figurą Najświętszej Maryi Panny, na jego twarzy pojawiły się łzy. „Jestem jednym z was” — mówił do chorych. — Wasze modlitwy czynię swoimi.
Jan Paweł II chciał, by jego wizyta w sanktuarium była prawdziwą pielgrzymką. Dlatego dzielił los wszystkich chorych i cierpiących, którzy tu przyjeżdżają po pociechę. Na jego pobyt w Lourdes złożyły się modlitwa różańcowa, procesja z pochodniami i osobista medytacja. Obecne były wszystkie symbole zwykle towarzyszące pielgrzymom: światło i woda — Papież napił się ze źródła, które odkryła św. Bernadeta. Nawet zamieszkał w miejscu, w którym na co dzień przebywają obłożnie chorzy i cierpiący pielgrzymi. W tym miejscu Jan Paweł II należał do nich bardziej niż kiedykolwiek.
Na trasie prowadzącej do Lour-des nie było żadnych oznak podniosłej atmosfery. Choć wioski sąsiadujące ze świętym miejscem oddalone są zaledwie o kilka kilometrów, nigdzie nie było plakatów, flag czy dekoracji. Ogromny kontrast zauważało się po przyjeździe do miasta. Lourdes obfitowało we wszelkie symbole chrześcijaństwa. To tak, jakby cała Francja chciała nadrobić zaległości. Powiedzieć, że wokół są sami pielgrzymi, siostry zakonne czy księża w koloratkach — to zdecydowanie za mało. W tym miejscu trudno się natknąć na cokolwiek, co nie kojarzy się z wiarą. Hotele i restauracje w swych nazwach mają takie słowa, jak: Bernadeta, św. Michał czy Grota. Na każdej ulicy są dziesiątki sklepów z dewocjonaliami. Lady aż uginają się od różańców i obrazków ze świętymi.
Jan Paweł II po raz pierwszy miał tu przybyć już w czerwcu 1981 roku, kiedy w Lourdes odbywał się Kongres Eucharystyczny. Przeszkodził zamach na jego życie. Tak jakby musiał poczekać, aż zostanie naznaczony chorobą i cierpieniem. Więc ostatecznie przyjechał w 1983 roku, w czasie drugiej wizyty we Francji. Trwał rok święty, ogłoszony z okazji 1950. rocznicy Odkupienia. Już wtedy Papież mówił, że chce potraktować pobyt w tym sanktuarium jak pielgrzym pośród pielgrzymów. Zachęcał do modlitwy za cierpiących. Wymienił nie tylko chorych, ale także ofiary wojen, uchodźców i prześladowanych za wiarę.
Jan Paweł II wielokrotnie wzywał Kościół do troski o maluczkich i najsłabszych. Szczególnie nawoływał do solidarności z chorymi i niepełnosprawnymi. W 1992 roku ustanowił Światowy Dzień Chorego, który po raz 12. był obchodzony w Lourdes 11 lutego 2004 roku. „Chciałbym was uścisnąć w moich ramionach — wszystkich i każdego z osobna. W sposób bardzo osobisty i serdeczny” — powiedział 14 sierpnia przed massabiellską grotą do chorych i dodał: „I powiedzieć wam, jak bardzo jestem wam bliski i solidarny. Robię to duchowo, zawierzając was macierzyńskiej miłości Matki naszego Pana i prosząc Go o błogosławieństwo i pocieszenie”.
Magda i Rafał Andersohn musieli odbyć długą podróż. Przyjechali do Francji spontanicznie. Zadzwoniła do nich ciotka ze Stanów Zjednoczonych. Zafundowała podróż z Poznania, by mogli tu przyjechać z Alexandrem, swoim poważnie chorym synem. Nie ukrywają, że o pielgrzymce zadecydowała obecność Papieża. Razem z nim chcieli się pokłonić Maryi. Na miejscu zdarzył się cud. Ks. bp Stanisław Dziwisz dowiedział się przypadkowo o ich poświęceniu. Po Mszy św. papieski fotel na kółkach zatrzymał się przy nich w drodze do papamobilu. Chory Papież pobłogosławił chore dziecko. Magda i Rafał próbują opowiadać swoje wrażenia. Ale zamiast słów, muszą wystarczyć łzy...
Jean-Pierre Artganave w 1983 roku pracował w rodzinnym pensjonacie. Na zapleczu zmywał naczynia, kiedy Papież po raz pierwszy odwiedził Lourdes. — Po trosze uczestniczyłem w uroczystościach — wspomina — a po trosze zajmowałem się swoimi obowiązkami. Do dziś pamiętam, że miałem przyśpieszony puls. Jak wszyscy mieszkańcy, chciałem pójść na miejsce spotkania z Janem Pawłem II, a trzeba było obsłużyć pielgrzymów. Nigdy nie przypuszczałem, że za 21 lat Papież przybędzie tu ponownie, a ja przyjmę go jako burmistrz Lourdes.
Wszystko zaczęło się w czerwcu, kiedy zadzwonił do merostwa tutejszy ordynariusz. — Papież przyjął zaproszenie — powiedział. — Możemy się zabierać za organizację. Burmistrz wspomina trudności związane z logistyką, transportem, komunikacją i bezpieczeństwem.
— Spodziewaliśmy się około 300 tys. pielgrzymów — mówi. — Czasu było niewiele. Prace trwały przez ponad dwa miesiące. Każdego dnia przez 24 godziny na dobę. Nikt nie czuje się zmęczony. Czekamy na papieskie przesłanie pokoju i braterstwa.
W imieniu wszystkich, którzy przybyli na spotkanie z Janem Pawłem II mówił na rozpoczęcie Mszy św. bp Jacques Perrier: „14 sierpnia 1983 roku mój poprzednik witał Jego Świątobliwość słowami Czekaliśmy długo. My też czekaliśmy, jak się czeka na przyjaciela, mając nadzieję, że przyjdzie. Dla nas jesteś Papieżem, Ojcem, Nauczycielem wiary, Obrońcą życia. Czekaliśmy długo”.
Biskup Jacques Perrier każdego roku proponuje pielgrzymom specjalne hasło. W tym roku, kiedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że przybędzie tu Jan Paweł II, na transparentach znalazły się następujące słowa: „Panie — bądź moją skałą”. Niezależnie od hasła, wierni mieli rozważać Chrystusowe słowa z Ewangelii: „I na tej skale zbuduję mój Kościół”. We francuskich mediach jednoznacznie kojarzono te słowa z posługą Piotra — skały.
Tuż przed pielgrzymką dziennikarze publikowali najnowsze wyniki sondaży. Szacunek do Papieża jest niemal powszechny. Jak opowiadał młody student, Francuzi kochają Papieża coraz bardziej. Wprawdzie zazwyczaj nie akceptują jego nauczania w sprawach etyki seksualnej, ale — podobnie jak w Polsce — dominuje tu ogromne przywiązanie do osoby następcy św. Piotra i sympatia. Według jednego z lokalnych dziennikarzy, zainteresowanie, a nawet radość z przyjazdu Jana Pawła II daje się zaobserwować nawet wśród niekatolików i niewierzących. Młody Francuz pełniący w Lourdes posługę wolontariusza, na pytanie o Jana Pawła II nie tylko pokiwał z uznaniem głową, ale przez kilka minut opowiadał o nim z zachwytem i entuzjazmem. Nawet prezydent Francji w swoim przemówieniu życzliwie odnosił się do poprzednich wizyt papieskich. „Francja raduje się z ponownego przybycia Jego Świątobliwości z okazji pielgrzymki do Lourdes” — mówił.
Znamienne, że Chirac wspomniał o chrześcijańskiej tradycji. Francję nazwał „starą, chrześcijańską ziemią”. W przemówieniu znalazły się także odniesienia do spraw politycznych. Prezydent szukał tego, co jednoczy. Wspomniał o społecznych sprawach, które łączą Stolicę Apostolską i Republikę Francuską. Ojca Świętego nazwał Pasterzem wszystkich i Człowiekiem Pokoju. Na zakończenie życzył, by pobyt Papieża przyniósł nadzieję wszystkim, którzy słuchają go i naśladują.
Wśród dziennikarzy akredytowanych w Lourdes dyskutowano na temat modlitwy różańcowej. Podczas rozważań Papież mówił, że jego pielgrzymowanie dobiega końca. Większość potraktowała tę wypowiedź jako wzruszające pożegnanie człowieka, który ma świadomość swego przemijania i nieuniknionej konieczności śmierci. Pojawiła się informacja, że ktoś z Watykanu zdementował tę interpretację. Rzekomo miała nie dotyczyć spraw ostatecznych, ale tych związanych z jego duszpasterskim zaangażowaniem.
Po Mszy ustają wszelkie dyskusje. Tracą sens. Widok cierpiącego człowieka, który z takim wysiłkiem czyta tekst swojej homilii, rozwiewa wszelkie wątpliwości i dodaje nam sił. Nie jest najważniejsze, jak daleko zajdzie człowiek naprzód. Najważniejsze jest, w jakim pójdzie stylu oraz że pójdzie do końca, aż braknie mu sił.
Oprócz oficjalnych tekstów, które docierały do dziennikarzy w ostatnim momencie przed wygłoszeniem, z papieskiej pielgrzymki zapamiętamy inne słowa: Papież modlił się półgłosem „Jezus, Maryja — pomóżcie mi”.
opr. mg/mg