Leśni ratownicy

Gdy nasz pupil – skrzydlaty, czworonożny czy pełzający – zachoruje lub stanie się mu krzywda, idziemy z nim do najbliższego weterynarza. Co jednak, gdy sytuacja taka wydarzy się w naturze?

Oczywiście odpowiedź nasuwa się sama – istnieje bowiem coś, co nazywamy doborem naturalnym, za sprawą którego osobniki chore i słabsze stają się często ofiarami tych większych i silniejszych. Są jednak sytuacje, gdy dzikie zwierzę cierpi z winy człowieka, zazwyczaj w wyniku działań nieumyślnych. Wtedy, kierowani odpowiedzialnością i wyrzutami sumienia, staramy się mu pomóc. Ale jak to zrobić i gdzie szukać specjalisty?

Na takie sytuacje przygotowani są wszyscy ci, którzy mają wielkie serce dla naszych dzikich „braci mniejszych”. Oczywiście na pierwszy plan wysuwają się weterynarze, którzy pomagają zgodnie ze swą wiedzą i sztuką, jednak to niekoniecznie oni są tymi pierwszymi, którzy mają styczność z poszkodowanym zwierzęciem. Leśni ratownicy przywdziewają bowiem zielone mundury, a niekoniecznie lekarskie kitle w tym kolorze.

Zawsze gotowi na pomoc

Tak się składa, że Lasy Państwowe już od lat, czasem nawet od kilkunastu, jak w przypadku Leśnego Ośrodka Edukacji i Rehabilitacji Zwierząt w Kole, który działa przy Nadleśnictwie Piotrków (województwo łódzkie), starają się tworzyć miejsca, gdzie rekonwalescencję przechodzą nawet poważnie ranne zwierzęta. W takich miejscach, z dala od zgiełku cywilizacji, przechodzą one nie tylko niekiedy żmudny proces powrotu do zdrowia, ale także poważne zabiegi. Do ośrodka w Kole trafiają poszkodowane zwierzęta różnych gatunków – od malutkich jeży, poprzez spore w swych rozmiarach sowy czy bieliki, aż po największe ssaki naszych lasów, czyli jelenie i łosie. To często ofiary wypadków komunikacyjnych lub rolnych. Te pierwsze mają często nikłe szanse na przeżycie zderzenia z pojazdem, lecz jeśli już im się to uda, wymagają długiej i skomplikowanej opieki. Te drugie bywają mniej poturbowane, co nie znaczy, że potrzebują mniejszej troski. Jedne i drugie znajdują jednak dach nad głową i przyjaciół w osobach leśnika i jego współpracowników.

Ośrodek w Kole jest placówką, która nie powstałaby bez pasji i miłości. Specjalistyczna wiedza leśna prowadzących tę placówkę idealnie współgra z pewną dawką wiedzy medycznej i całą masą empatii, bez której praca, jaką oni wykonują, nie byłaby możliwa. W sukurs przychodzi im jeszcze jedna rzecz – otwartość wobec innych. Bowiem miejsce to nie na darmo w swej nazwie ma słowo „edukacja”. Tutaj nie tylko leczy się zwierzęta, ale też uczy się ludzi, jak być wobec nich lepszymi. Ośrodek ten stanowi bazę edukacyjną, jedną z niewielu tego typu w Polsce, która dzięki staraniom leśników pozwala na tak bliski i głęboki kontakt z naturą, której zwierzęta są najbardziej namacalną częścią. To ostatnie stwierdzenie to nie pusty frazes, bowiem zajęcia edukacyjne, jakie mają w ośrodku miejsce, pozwalają na bezpośredni kontakt z dzikimi zwierzętami. I choć te, które w zajęciach z ludźmi biorą udział, nigdy już na łono natury nie wrócą, ponieważ są często na ludzką pomoc skazane do końca swego życia, bytują w warunkach jak najbardziej zbliżonych do naturalnych, leśnych. A to znaczy, że czasem, gdy na kontakt z człowiekiem ochoty nie mają, potrafią go skutecznie ignorować – jednak w ośrodku nikt ich do niczego nie zmusza, więc nawet zwierzęcy introwertycy znajdą tu dla siebie miejsce.

Leśni ratownicy   Lasy Państwowe

Ośrodek w Kole, choć szczycący się wieloletnią tradycją pomocy zwierzakom, jest miejscem na wskroś nowoczesnym. A to za sprawą transformacji i modernizacji, jaką tu przeprowadzono w ostatnimi czasy. Dzięki inwestycjom z własnych funduszy nadleśnictwa, przy wsparciu środków z Regionalnych Programów Operacyjnych, ośrodek wyposażono w nowoczesną salę operacyjną oraz zaplecze leczniczo-edukacyjne, jest tu także obecny weterynarz. W planach jest też rozbudowa wolier i schronień dla zwierząt, a także jeszcze szersze udostepnienie tego miejsca dla wszystkich, którzy chcą poznać leśnych mieszkańców z naprawdę bliska, a niekoniecznie mogą uczestniczyć w organizowanych tu zajęciach i spotkaniach. A o popularności tego miejsca niech świadczy fakt, że potrafi tu przyjechać w ciągu roku kilkanaście tysięcy odwiedzających. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że miejsce to wypromował na całym świecie niejaki odyniec Chrumek, który podczas dziczych godów, czyli huczki, ruszył w poszukiwaniu chętnej do amorów samicy (lochy). Jego przygoda skończyła się jednak szybko, ponieważ zamiast chętnej damy znalazł… wyrzucone nieopodal gospodarstwa rolnego owoce z wypędu wina. Efektem jego uczty na tym „pożywieniu” było upojenie alkoholowe, wraz z którym przyszła międzynarodowa sława w mainstreamowych mediach. Świadczy o niej kilka tysięcy Chrumków-maskotek, które cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.


To jednak nie jedyne takie miejsce, w którym leśnicy pomagają zwierzętom. Na stronach Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (https://www.gov.pl/web/gdos/wykaz-osrodkow-rehabilitacji-zwierzat) widnieje „Wykaz ośrodków rehabilitacji zwierząt”. Są w nim umieszczone zarówno placówki przy nadleśnictwach, jak i technikach leśnych, znanych zazwyczaj z pomocy niesionej ptakom szponiastym, czyli sokołom, myszołowom czy jastrzębiom. Znajduję się tam też wiele innych miejsc, w których znajdują się ludzie pełni empatii i dobrej woli, którym problemy naszych dzikich braci są nieobce.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama