Wiedza na temat tego, czym jest trąd, jest obecnie powszechna, a mimo to współczesnemu słuchaczowi dzisiejszej opowieści Ewangelisty Marka trudno wczuć się w całą dramaturgię opisanej w tym fragmencie sytuacji. Każdy element tego opowiadania stanowi poważne wykroczenie przeciw surowym konwencjom i przepisom, jakimi objęte były w tamtym czasie osoby cierpiące na trąd. Chory zbliża się do Jezusa, i to bardzo blisko, skoro Jezus może go dotknąć. Tego nie wolno było pod żadnym pozorem robić trędowatym osobom, by nie roznosili tej nieuleczalnej wówczas choroby. Desperacja proszącego człowieka podkreślona jest w całej jego postawie: pada przed Jezusem na kolana. Ale także Jezus wykracza przeciw wszystkim sanitarnym przepisom, dotykając trędowatego. I wreszcie uzdrowiony, zamiast udać się do kapłanów, do których obowiązków należało wówczas autorytatywne stwierdzenie, że człowiek uzdrowiony z trądu może wrócić do społeczeństwa, zaczyna rozgłaszać o tym, co się wydarzyło, ignorując także jasny zakaz Jezusa.
Błędem byłoby jednak zatrzymywanie się tylko na powyższych szczegółach, bo sednem tego fragmentu – po Markowemu opisanego bardzo zwięźle i krótko – jest dialog Jezusa z trędowatym. W serdecznej prośbie trędowatego tkwi coś więcej, niż jedynie oczekiwanie na pomoc. Trędowaty zdaje się mieć całkowitą pewność, że Jezus może go uzdrowić, jeśli taka jest Jego wola. Jest więc w tej prośbie zarówno niezłomna wiara w moc Bożą, jak i poddanie się woli Bożej. Te dwa elementy: wiara w Bożą moc oraz poddanie się woli Bożej bardzo często zdają się kontrastować ze sobą. Kiedy człowiek prosi usilnie o jakąś łaskę, chociażby o zdrowie, zdaje się mieć już gotowy scenariusz, co powinno się wydarzyć jako owoc modlitwy. Kiedy się jednak nie wydarza, pojawia się rozczarowanie i bolesne pytania: dlaczego Bóg mnie nie wysłuchał? Może jestem niegodny, by się mną w ogóle zajmował? A może Bóg nie jest dobry? A może Go w ogóle nie ma?
Jezusowy serdeczny dotyk spoczywa na każdym modlącym się. Jezusowe „Chcę!” rozbrzmiewa nad wszystkimi naszymi potrzebami, z którymi zwracamy się do Niego. Żadna nasza modlitwa nie pozostaje niewysłuchana. Trzeba jednak zdać się na Bożą wolę, pozwolić się Mu prowadzić, także poprzez takie momenty życia, gdy decyduje On inaczej, niż tego oczekujemy.