Zaufanie w Kościele

Kalikst to Rzymianin z trzeciego wieku po zmartwychwstaniu Chrystusa. Od młodości cierpi w sobie pewną sprzeczność. Społeczeństwo zmusza go do niewolnictwa, jako chrześcijanin doświadcza jednak wolności ewangelii. Ten wewnętrzny paradoks sprawi, że osobowość Kaliksta, aż do chwili ponownego nawrócenia, będzie wpadać w odruchy chronicznej nieufności. Jego właścicielem jest niejaki Marek Aureliusz Karpofor, wpływowy dygnitarz na dworze rzymskich cezarów, który decyduje się mianować Kaliksta szefem antycznego banku dla chrześcijan. W tej instytucji ludzie z rzymskiego Kościoła zabezpieczają swój depozyt materialny. Po krótkim czasie jednak bank upada, a przerażony Kalikst ucieka z Wiecznego Miasta, bojąc się oskarżenia o korupcję. Schwytany gdzieś na drodze, stawia opór lecz władze wysyłają go w efekcie do ciężkich robót na Sardynię. Karpofor wstawia się za swoim dawnym niewolnikiem i Kalikst powraca do Rzymu. Tym razem będzie zarządcą rozległego cmentarza, który do dziś nosi jego imię. Po śmierci papieża Zefiryna w roku 217 to Kalikst – pośród wielu sporów i podziałów – niespodziewanie zostaje jego następcą. Bóg nauczy go zaufania do Kościoła nie z książek lecz przez powołanie i odpowiedzialność za wspólnotę. Kalikst będzie papieżem tylko kilka lat ale to on nada Kościołowi prawo do odbycia pokuty. Pozwala wrócić do jedności wiary tym siostrom i braciom – tak zwanym lapsi, to jest upadłym – którzy z lęku przed uciskiem wyrzekli się publicznie Chrystusa.

            Niekończąca się we współczesnym Kościele analiza nastawionych przeciwko sobie stronnictw - od miłośników tradycyjnych form po modernistów, od zwolenników habitu po księży w krawatach i tak dalej – jest już bezpłodna i należy jej jak najszybciej zaniechać. Warto na koniec zdać sobie sprawę, w którym miejscu fundamentu wiary doszło do fatalnego pęknięcia? Najbardziej niebezpieczne dla przyszłości Kościoła są skrajnie różne interpretacje tak zwanych zmian cywilizacyjnych. Jedni więc uważają, że każdą przemianę w kulturze trzeba ignorować, wiernie zapatrując się tylko w stałe punkty Objawienia. To niemożliwe, bo istotnym elementem chrześcijańskiego stylu życia jest świadectwo składane wobec takiego świata, jakim on aktualnie jest. Nie da się zaś świadczyć o Chrystusie w separacji. Drudzy ulegają zatem skrajnej euforii wobec przemian cywilizacyjnych i głoszą, że należy uznać je za posoborową konstytucję Kościoła. Tak naprawdę dochodzi tu do kapitulacji. Zwątpieni katolicy wyczuwają u siebie brak siły moralnej i w lęku oceniają, że większość przeprowadzanych zmian to początek przemożnej, u podstaw antychrześcijańskiej rewolucji, która wcześniej czy później zamiecie katolicyzm pod dywan historii. Kościół rzekomo nie ma środków na to, by sprzeciwić się zmianom cywilizacyjnym, lepiej więc je oswoić, uznając związki homoseksualne, rozwody czy tak zwane prawa kobiet do aborcji za nowe aspekty w rozwoju kultury. Jest to wielka, intelektualna naiwność, bo szokujące zmiany cywilizacyjne to żaden początek pozytywnej wartości. To dekadencja niedobitych w porę ideologii. Wpuszczanie tego do Kościoła wywołuje taki sam efekt, jakby nagie zombie z krzykiem wpadło na salę weselną.

            Paweł założył tak wiele Kościołów lokalnych - od Grecji po Azję Mniejszą - ale w liście do Galatów nigdy nie nazwie Kościoła instytucją czy urzędem lecz duchową Matką (por. Ga 4, 26). To niemożliwe, by mieć do matki inne, głębsze odniesienie niż ufność. Jezus odnosi się do postaci Jonasza (por. Łk 11, 30), który krył się ciągle, uciekał, chory na nieufność. Zdobyty przez Boga zapomina o żalu i z odwagą wchodzi pod strzechy wszystkich domów Niniwy.

            Mimo skandali, które są bolesnym ciosem dla katolików, w Kościele znajdziesz wciąż ludzi wierzących i uczciwych. Masz jeszcze u kogo się spowiadać, ktoś modli się za ciebie i dzwoni, gdy chorujesz. Zawsze możesz z kimś podzielić radość dobrej nowiny.   

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama