Ponad 50. ewangelizatorów można spotkać na polskich plażach oraz ulicach nadmorskich miast w ramach IV Nadmorskiej Ewangelizacji.
Ewangelizatorzy przyjechali na wybrzeże z różnych stron kraju. Wyruszyli bez żadnych środków do życia, by nawracać napotkanych ludzi i dzielić się swoim świadectwem życia. Odwiedzili m.in. Grzybowo, Ustronie Morskie, Gąski, Ustkę i Dąbki.
- Generalnie jesteśmy przyjmowani bardzo życzliwie. Ja w tej ewangelizacji idę już trzeci raz. Ludzie są otwarci, dziękują nam za to, że coś takiego też dzieje się w Kościele – mówi saletyn, ks. Jacek Sokołowski.
Duszpasterz przyznaje, że podczas głoszenia Dobrej Nowiny wydarzają się rzeczy wyjątkowe. - Kiedy byliśmy w Grzybowie po Mszy św. podeszła do nas kobieta, pani Anna. Powiedziała, że trzy lata temu była na wypoczynku w tym samym miejscu. Uczestniczyła wtedy w modlitwie o uzdrowienie podczas ewangelizacji.
Powiedziała nam, że została wtedy uzdrowiona z wieloletniego bólu kręgosłupa, ale nie miała odwagi, aby o tym powiedzieć. W tym roku podzieliła się swoim świadectwem podczas Eucharystii. Na tym nie koniec - okazało się, że pani Anna jest lekarzem. Dla niej, osoby, która podchodzi w sposób bardzo racjonalny do tego typu rzeczy, to uzdrowienie jest czymś zupełnie niewytłumaczalnym – opowiada ks. Sokołowski.
Każdy dzień ewangelizacji rozpoczyna się od wspólnej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Następnie uczestnicy ruszają na plażę i ulice miast, gdzie między 10.00 a 19.00, starają się zaprosić napotkanych ludzi na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie, rozdając pieszym ulotki.
- To umacnia moją wiarę. W trudach życia, jak człowiek jest zgaszony, iść i głosić to jest jedyny ratunek – mówi Wioleta Łosiniecka, która przyjechała z Krakowa. - Wiara wzrasta jak jest pomnażana. Ja tak żyję po prostu. To jest łaska. Bóg tak poprowadził moje życie, że dał mi poznać ludzi. To tkwiło w moim sercu. Ja pragnę wyjść i powiedzieć ludziom o Jezusie. Nawet jak wcześniej żyłam w grzechu i to moje życie było różne, to pragnienie istniało. Tylko wtedy było zagłuszane tysiącami spraw. Najtrudniej jest głosić w swojej wspólnocie. Tutaj jest trochę łatwiej, jestem na obcej ziemi – tłumaczy Wioleta Łosiencka.
Ewangelizatorzy najbliższy weekend spędzą w Mielnie. Ich znakiem rozpoznawczym są koszulki z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego. - Koszulki zwracają uwagę ludzi, ja nie mam problemu z tym, bo nie wstydzę się swojej wiary – stwierdza 23-letni Kamil, mieszkaniec koszalińskiego Domu Miłosierdzia. W swojej obecności nad morzem widzi wiele korzyści. - Doświadczenie życiowe, pogłębiam swoją relację z Panem Bogiem. Tworzymy wspólnotę i uczymy się żyć we wspólnocie - podkreśla.
Piąty raz uczestniczy w nadmorskiej inicjatywie Bartosz Pawlaczyk z Poznania. - Krok po kroku Bóg dawał się nam oswoić z tym, że wychodzimy do ludzi. Nie zostawił nas samych. Jego łaska nas przemienia i ośmiela – zaznacza Bartosz Pawlaczyk. Dodaje, że działać w grupie jest raźniej i łatwiej, choć nie było łatwo przełamać się by wyjść do ludzi.
"Działamy razem z Bogiem. Nie używamy żadnych technik, metod, trików. Mówimy o tym, jak my spotkaliśmy Pana. Przychodzimy, mówimy, zapraszamy do modlitwy. To Bóg działa" - przekonuje Bartosz.
Organizatorem akcji, która zakończy się 30 lipca i której patronuje bp Edward Dajczak, jest koszalińskie Stowarzyszenie „Dom Miłosierdzia", powstałe jako owoc pierwszej „Ewangelizacji nadmorskiej”, która odbyła się w roku 2009.
arw / Koszalin