Publicystyka rządzi się innymi prawami niż badania historyczne. Nie można się zgodzić na to, aby kwestia postawy Karola Wojtyły wobec przypadków pedofilii w Kościele rozstrzygana była przez dziennikarzy – podkreśla prof. Aleksander Bańka
Nie potrafię zgodzić się na to, że kwestia tak złożona, o tak wielkim znaczeniu społecznym i konsekwencjach dla przyszłych pokoleń Polaków, jak postawa Karola Wojtyły wobec przypadków pedofilii w Kościele, rozstrzygana jest w konwencji telewizyjnego reportażu. Dlaczego? Bo właśnie ta konwencja z samej swej natury nie pozwala precyzyjnie oddzielić kontekstu faktu od jego interpretacji, sprostać rygorystycznym wymogom poprawnej hermeneutyki źródeł (zwłaszcza dokumentów komunistycznej bezpieki) i właściwej ich gradacji, nie mieszać argumentów racjonalnych z emocjonalnymi, czy wreszcie unikać pokusy odczytywania danego zjawiska w oderwaniu od kontekstu dziejowego, społeczno-politycznego oraz uwarunkowań kulturowych i środowiskowych. To są wymogi stawiane opracowaniom naukowym, których taki obraz, jak „Franciszkańska 3” – jeśli miał pozostać tym, czym z założenia jest – nie mógł spełnić. Wyreżyserowany w tonie sensacji, operujący światłem, dźwiękiem, relacjami świadków i narracją w sposób, który utrudnia unikanie nakładania na wydarzenia sprzed wielu lat współczesnych schematów ich rozumienia oraz oceny, budzi emocje. Ale czy zbliża do prawdy? Z pewnością do implicite założonej tezy, co do prawdziwości której autorzy reportażu są subiektywnie przekonani. Ale czy znajduje ona na tyle oczywiste potwierdzenie w faktach, że jawi się jako obiektywnie prawdziwa? Konwencja reportażu i przyjęty w jej ramach sposób opracowania tematu nie pozwalają mi powziąć takiej pewności.
Nie winię za to dziennikarzy. Oczywiste jest, że Karol Wojtyła wiedział o przypadkach pedofili w swojej diecezji. Musiał wiedzieć. Pytanie tylko, jak reagował i jak należy jego reakcje ocenić, uwzględniając ówczesny poziom wrażliwości i rozumienia problemu pedofilii w Kościele oraz w społeczeństwie, a także standardy radzenia sobie z nim i przeciwdziałania mu w instytucjach, które z nim się zmagały. Tu tkwi jądro problemu. Autorzy „Franciszkańskiej 3”mają prawo do interpretacji, którą zaprezentowali. Nie wnikam w ich intencje (chcę wierzyć, że są spójne z deklaracjami, że nie chodzi im o zniszczenie wizerunku Papieża-Polaka) i rozumiem konwencję, którą przyjęli, aby swe przekonania uzasadnić – zgodną z dziennikarskim warsztatem, którym dysponują. Stworzony przez nich reportaż z pewnością nasili wiele trudnych dla Kościoła procesów – m.in. dalsze odchodzenie wiernych, utratę zaufania do instytucji, upadek kościelnych autorytetów oraz postępujące osłabienie społecznej pozycji Kościoła. Ale czy zakończy dyskusję o postawie Karola Wojtyły wobec seksualnych przestępców? Bardzo wątpię. Do tego potrzebna jest systematyczna naukowa analiza podjęta przez interdyscyplinarny zespół specjalistów dysponujących pełnym dostępem do źródeł oraz archiwów i operujących nie warsztatem dziennikarskim, ale krytycznym aparatem badawczym. Niestety, taki zespół do zbadania problemu pedofilii w polskim Kościele do tej pory nie powstał.
W efekcie mamy ciągnący się od lat cykl dziennikarskich reportaży co rusz ujawniających jeden czy drugi skandal z udziałem duchowieństwa oraz wymuszających nieporadne reakcje instytucji Kościoła wraz z całym spektrum reakcji towarzyszących – od zgorszenia krzywdzicielami i współczucia dla skrzywdzonych, po oburzenie na dziennikarzy. Obsadzanie tych ostatnich w roli wrogów Kościoła nie ma sensu. Najbardziej zagraża nam bowiem nasza własna bierność, brak zdolności przewidywania konsekwencji i wyciągania z nich wniosków, myślenie w kategoriach oblężonej twierdzy, której struktury i przedstawicieli trzeba za wszelką cenę chronić, a także niedostatek wrażliwości na krzywdę ofiar. Ta ostatnia w reportażu "Franciszkańska 3" woła najgłośniej i boli najbardziej. A jednak wciąż nie potrafimy właściwie na nią odpowiedzieć. Czy można się więc dziwić, że zgorszeni tym dziennikarze biorą na tapetę tematy, którymi dawno powinien z determinacją, rygoryzmem i uczciwością – bez lęku o prawdę – zająć się sam Kościół?
Jeśli reportaż „Franciszkańska 3” miałby zbliżyć nas do prawdy, to moim zdaniem w takim sensie, że może wymusi wreszcie większą troskę o ofiary i systematyczne naukowe badanie problemu pedofilii w Kościele – nie tylko postawy przyjętej przez Karola Wojtyłę, ale także całego spektrum powiązanych z tym problemem kwestii. Czy to zagraża świętości Jana Pawła II? Nie sądzę, że należy się tego obawiać. Jestem przekonany, że poprawne metodologicznie, rzetelne naukowe badanie nie tylko odsłoni prawdę, ale także pozwoli właściwie zrozumieć faktyczną miarę jego wielkości. Być może obali jednak od lat obecne w myśleniu wielu polskich katolików idolatryczne postrzeganie Papieża-Polaka, które zamiast ukazywać jego rzeczywistą świętość wraz z wszystkimi jej uwarunkowaniami, cnotami, heroizmem i wyjątkowością, ale także dylematami, wewnętrznymi zmaganiami, a nawet popełnionymi błędami, odrealnia jego osobę i transformuje ją w coś na kształt mitycznego półboga – im bardziej pomnikowego, bez zmarszczki i skazy, tym bardziej kiczowatego i nieprawdziwego. Mam niestety wrażenie, że to nie zamachu na świętość Jana Pawła II, ale utraty takiego właśnie mitu religijnego idola boimy się w polskim Kościele najbardziej.