Wyspa Lesbos przeżyła bardzo dramatyczne chwile. Na skutek pożarów z obozu Moria nic już nie zostało. Były chwile, że bez dachu nad głową pozostawało do 12 tys. migrantów. Najważniejsze jest jednak to, że nikt nie stracił życia – tak sytuację na tej śródziemnomorskiej wyspie relacjonuje dyrektor greckiej Caritas Maria Alverti.
Rozmawiając z Radiem Watykańskim podkreśla, że sytuacja jest bardzo napięta. Grecki rząd podjął decyzję, że migranci nie zostaną odesłani na kontynent. Z drugiej strony obecności uchodźców sprzeciwiają się mieszkańcy wyspy – mówi Maria Alverti.
- Wojsko kontroluje dystrybucję żywności. Sytuacja nie jest jednak bezpieczna. Pojawiają się groźby, niebezpieczne reakcje ze strony lokalnej społeczności. Wierzymy, że dotyczy to mniejszości mieszkańców, ale niekiedy mniejszość jest bardziej aktywna niż większość. Blokowane są drogi, aby migrantom i pracownikom organizacji pomocowych uniemożliwić poruszanie się po wyspie. Podróżujemy zatem incognito. Podjęta też została decyzja o budowie nowych struktur w pobliżu obozu Kara Tepe. W to miejsce przenosimy nasze materiały, w tym namioty mogące pomieścić co najmniej tysiąc osób. Niektórzy uchodźcy już zostali tam przetransportowani. Wszyscy są poddawani testom na Covid-19. Czekamy na kolejne decyzje. Jako Caritas rozprowadzamy wodę. Mamy też do dyspozycji tysiąc śpiworów, które zostaną przekazane do nowych struktur. Inna ważna informacja to fakt, że mieszkańcy wyspy, ale też lokalne władze blokują dostęp do dawnego obozu Moria. Buldożery miały tam uporządkować teren. Są silne napięcia. Mamy nadzieje, że siły rządowe ustrzegą nas przed incydentami zagrażającymi bezpieczeństwu.
źródło: vaticannews.va