Azjatyckie leki zalewają apteki Starego Kontynentu. Chińscy producenci medykamentów bogacą się, sięgając głęboko do kieszeni Europejczyków. Zyskują jednak systemy opieki zdrowotnej w całej UE, mając dostęp do stosunkowo tanich leków generycznych. Tylko czy na pewno jest to bezpieczne?
Jeszcze nie tak dawno Europa zaopatrywała resztę świata w pigułki, syropy i inne lekarstwa. Ostatnie dwadzieścia lat zmieniło ten stan rzeczy. Wzrost liczby azjatyckich producentów leków spowodował, że Europa oddała swoją pierwszą pozycję Chinom.
Dziś ogromne znaczenie Azji w łańcuchu dostaw leków generycznych jest faktem niezaprzeczalnym. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Głównym powodem na pewno są ceny – konkurencyjne w stosunku do cen leków produkowanych w Europie. Azjatyckie farmaceutyki są tanie ze względu na niskie płace w regionie i skalę ich wytwarzania. Do tego dochodzą mniej rygorystyczne przepisy dotyczące środowiska. Na firmamencie farmaceutycznym błyszczą dwie gwiazdy – Chiny i Indie. Jednak to Chiny odgrywają szczególną rolę w globalnych łańcuchach dostaw. I chociaż Indie są równie wielkim eksporterem leków, to według Center for Infectious Disease Research and Policy muszą polegać na Chinach, korzystając z produkowanych tam 70% aktywnych składników farmaceutycznych (API).
Czy Bruksela zagrozi chińskiemu eksportowi?
Tony chemikaliów codziennie wytwarzanych w chińskich fabrykach zamieniane są w cząsteczki stanowiące aktywne składniki przyjmowanych powszechnie leków. Szybko trafiają na statki towarowe, by wkrótce znaleźć się w Europie. Tu dopiero są pakowane i wysyłane do szpitali i aptek na całym kontynencie.
Tę sytuację może zmienić już wkrótce Bruksela. Unijni urzędnicy są gotowi w razie potrzeby interweniować na rynkach – na przykład blokując eksport szczepionek, by zabezpieczyć ich dostawy. A już i tak od roku środki medyczne są przedmiotem wyjątkowo intensywnej kontroli. Nadzorowany jest przepływ tak masek i rękawiczek, jak i pigułek oraz szczepionek.
Europa jednak nie do końca ustąpiła miejsca Azjatom. To firmy europejskie nadal są ważnym źródłem innowacji farmaceutycznych i produkcji najnowszych markowych leków. Gdy chodzi jednak o nieopatentowane medykamenty lub po prostu komponenty leków – te są najczęściej ściągane w ogromnych ilościach z Azji. Tak jest taniej. Europa w niektórych przypadkach wręcz uzależniła się od azjatyckich producentów. Dotyczy to nawet tak kluczowych leków, jak antybiotyki. Na przykład, jeśli chodzi o penicylinę, zależność ta zbliża się do 100%.
Ryzykowne uzależnienie
Europa, chcąc uniknąć zanieczyszczeń związanych wytwarzaniem leków, odpuściła sobie górny szczebel ich produkcji. Chciała za to zachować korzyści z dalszych etapów. Jednak ostatnie dwie dekady obaliły założenie, że można mieć jedno bez drugiego – niezależnie od tego, czy chodzi o stal, aluminium, chemikalia czy leki, uważa Gildas Barreyre, wiceprezes organizacji handlowej European Fine Chemical Group oraz dyrektor ds. energii i spraw publicznych w firmie farmaceutycznej SEQENS.
Zachód polega na imporcie z Azji, także dlatego, że starzejące się zachodnie społeczeństwa konsumują coraz więcej lekarstw, a odsetek starszej populacji wymagającej stałej pomocy medycznej wciąż wzrasta. Europejskie systemy opieki zdrowotnej są mocno rozbudowane, więc dostęp do niedrogich leków jest dla nich istotny – przynosi wymierne korzyści, pozwalając na oszczędności.
Jednak wraz z importem takich medykamentów, nienadzorowanych w miejscu wytwarzania, pojawia się pewne ryzyko. W 2008 roku w USA zmarło 81 osób po tym, jak podano im chińską heparynę – lek rozrzedzający krew – wyprodukowaną na bazie sfałszowanych chemikaliów. Dekadę później w seriach walsartanu, importowanego z Chin generycznego leku na ciśnienie krwi, znaleziono rakotwórczą substancję – N-nitrozodimetyloaminę, co doprowadziło do wycofania produktu z rynku w UE.
Temu wszystkiemu towarzyszą ciągłe braki leków. Parlament Europejski podał w swoim raporcie z zeszłego roku, że liczba niedoborów wzrosła dwudziestokrotnie w latach 2000-18, a od 2008 roku wzrosła 12-krotnie.
Jednak tak duże uzależnienie UE od importu z Azji jest z różnych powodów po prostu niebezpieczne. Ostatni rok upływający pod znakiem koronawirusa jasno uświadomił sektor zdrowia, że czerpanie ważnych medykamentów, często ratujących życie, głównie z Azji, to spore ryzyko. Państwa azjatyckie podatne są tak na zewnętrzne wstrząsy, jak i zmieniające się wpływy polityczne. Przypomnieć wystarczy indyjski zakaz eksportu paracetamolu i innych leków ratujących życie. Chińczycy natomiast w samym szczycie pandemii zagrozili wstrzymaniem dostaw antybiotyków do USA.
Problemy z dostępnością i produkcją szczepionek z kolei jasno pokazały, że nie wolny rynek, a państwo jest w stanie szybko reagować w sytuacjach kryzysowych.
Kolejnym zagrożeniem dla dostaw leków jest coraz bardziej rosnące napięcie między Chinami i UE. Z jednej strony Chiny są największym partnerem handlowym Unii, jeśli chodzi o towary, z drugiej – jej rywalem systemowym, zgodnie z komunikatem Komisji Europejskiej z 2019 r.
Jak bardzo UE polega na Chinach?
„Centralizacja w jednym kraju [materiałów wyjściowych API] jest globalnym problemem bezpieczeństwa publicznego. Kraje nie zezwalają na podobną zależność w obszarach takich jak energia czy żywność” – uświadamia Rosemary Gibson, starszy doradca w amerykańskim think tanku Hastings Center i autorka książki „China Rx: Exposing the Risks of America's Dependence on China for Medicine”.
Jak dalece Europa jest uzależniona od Chin w dziedzinie leków? Dokładnie nie wiadomo. Dane banku inwestycyjnego Goldman Sachs wskazują, że jeśli chodzi o składniki farmaceutyczne API, udział Chin w eksporcie wyniósł w 2019 r. 46% dla całego świata. Gibson z kolei szacuje, że Chiny kontrolują od 80 do 90% kluczowych materiałów wyjściowych do produkcji API.
Liczby przytoczone w raporcie Parlamentu Europejskiego o niedoborach medykamentów także pokazują wyraźną przewagę Chin. „40% końcowych produktów leczniczych sprzedawanych w UE pochodzi obecnie z krajów trzecich. […] Od 60 do 80% aktywnych składników chemicznych jest wytwarzanych poza UE, głównie w Chinach i Indiach” – podaje raport. W przypadku niektórych leków Chiny całkowicie dominują w globalnym łańcuchu dostaw.
Według raportu Center for Infectious Disease Research and Policy, które prowadzi projekt Resilient Drug Supply, Chiny odpowiadają za „prawie 100% API używanego do leków takich jak penicylina G, lewodopa i paracetamol oraz i ponad dwie trzecie API dla innych głównych leków, w tym leków przeciwcukrzycowych, przeciwnadciśnieniowych, przeciwretrowirusowych i innych antybiotyków”.
Gibson uważa, że uzależnienie od Chin jest szczególnie ryzykowne. Bywają one nieobliczalne. Kiedyś na przykład zagroziły wstrzymaniem dostaw minerałów ziem rzadkich, niezbędnych w produkcji pojazdów hybrydowych, w związku z konfliktem z Japonią dotyczącym wypadku statku rybackiego. Takich przykładów jest więcej.
Nieco inaczej obraz rynku przedstawia non-brandowe lobby farmaceutyczne „Medicines for Europe”. To przodujące lobby generyczne na podstawie wewnętrznej ankiety przeprowadzonej przez członków pod koniec 2020 r. podaje, że europejscy producenci leków zachowują 58% swoich zakładów produkujących API w UE oraz 26% w Azji.
Te rozbieżności udowadniają tylko, że problem jest duży. Unia nie ma dokładnego wglądu w skomplikowane łańcuchy dostaw będące podstawą zaopatrywania Europy w leki.
Próbę zbadania tej sprawy podjął Stephen Schondelmeyer, profesor ekonomii farmaceutycznej na University of Minnesota. Chcąc zrozumieć te globalne sieci, współprowadzi projekt Resilient Drug Supply Project, badający łańcuchy dostaw leków. Pojawia się jednak coraz więcej znaków zapytania. Już w tzw. górnej części łańcucha, czyli tam, gdzie wytwarzane są wyjściowe chemikalia do składników farmaceutycznych i gdzie dominują Chiny, pojawiła się „wielka niewiadoma”. Okazało się, że na ten temat wiedza jest nikła. „Ten proces w ogóle nie jest przejrzysty” – przyznał Schondelmeyer. I wskazał na napięcia jako poważne zagrożenia dla łańcuchów dostaw.
Co uświadamia pandemia?
Temat stał się szczególnie gorący, gdy świat podjął walkę z COVID-19. Ogólnoświatowa solidarność zawiodła – państwa zaczęły blokować leki, nawet kosztem pozbawiania innych krajów możliwości leczenia.
Dobrym przykładem jest wspomniane już wstrzymanie przez Indie eksportu paracetamolu na początku pandemii. Ten dostępny bez recepty przeciwbólowy lek jest rutynowo stosowany w szpitalach. Wypadek w chińskim przedsiębiorstwie Anhui Bayi Chemical jeszcze pogorszył niebezpieczną sytuację, gdyż firma ta jest jednym z niewielu dostawców 4-aminofenolu, kluczowego składnika paracetamolu. Nie dość, że pojawiły się obawy o niedobory farmaceutyku, to jeszcze wzrosły ceny zarówno półproduktu, jak i gotowego leku w 2021 r.
Europa reaguje, ale czy to wystarczy?
Unijni producenci dostrzegają problemy i zagrożenia. Thilo Fuchs, szef globalnego pozyskiwania API w firmie Sandoz, producenta leków generycznych, twierdzi, że łagodzenie ryzyka ma najwyższy priorytet w obszarze, za który odpowiada. Bez względu na to, czy są to zagrożenia natury politycznej, środowiskowej czy związane z zakłóceniem dostaw przez wypadki lub kataklizmy. Jeśli chodzi o Chiny, największe jego obawy budzi ich struktura polityczna pozwalająca osobom wysoko postawionym wstrzymać produkcję bez względu na globalne konsekwencje. „Wszyscy zdają sobie teraz sprawę, że jest to ogromne ryzyko” – powiedział Fuchs.
Jednak nie wszyscy podzielają zdanie takich osób jak on. Niclas Frederic Poitiers, pracownik naukowy w think tanku Bruegel, uważa, że obawy są przesadzone. „Mogą istnieć określone towary, określone składniki, od których jesteśmy zależni. Jednak nie możemy powiedzieć, że w Europie panuje nadmierna zależność. Ogólnie Europa jest zdecydowanie największym eksporterem produktów medycznych na świecie” – powiedział Poitiers. Przytacza przy tym dane z Europejskiego Centrum Międzynarodowej Ekonomii Politycznej, pokazujące, że UE importowała większość swojego API (zarówno markowych, jak i generycznych) od siebie, stanowiąc 51,9% całkowitego udziału. Chiny z wynikiem 22,5% znalazły się na odległym drugim miejscu.
Uważa on, że przyczyną przesadnego zainteresowania tematem dostaw i produkcji leków jest pandemia wywołująca poczucie bezsilności i wpływająca na polityków. „Wszyscy są bardzo zdenerwowani tym, ile czasu zajęło dostarczenie szczepionek” – powiedział. Wyraża też obawy, że działania mające na celu przeniesienie produkcji z Azji wygenerują duże koszty zarówno ekonomiczne, jak i polityczne. Przypomniał: „Nasze gospodarki dużo eksportują do Chin. Duży wzrost pochodzi z eksportu do Chin. A jeśli sytuacja gospodarcza się pogorszy – pytanie brzmi, co stanie się ze wszystkimi inwestycjami, które europejskie firmy poczyniły w Chinach”.
Odmiennego zdania jest poseł do Parlamentu Europejskiego Christophe Grudler, zastępca koordynatora ds. Odnowy Europy w Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii Parlamentu Europejskiego. Twierdzi on, że pandemia uświadomiła Europejczykom, że Unia nie ma jasnego projektu dotyczącego medykamentów. I czas, by decydenci podjęli ten temat. Chociaż nie jest całkiem przeciwny importowi z Chin, uważa, że UE musi przejąć kontrolę nad dostawami leków.
„Zdrowie ma znaczenie strategiczne” – powiedział.
Źródło: Politico