Fragmenty książki "Kościół dla średnio zaawansowanych"
Szymon Hołownia Kościół dla średnio zaawansowanych |
|
Specjalna odmiana zakonników. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa mówiło się tak o pustelnikach, którzy uciekali z miast, by szukać Boga na odludziu (stąd na ich określenie zaczęto stosować greckie słowo monos, które znaczy po prostu, że ktoś jest sam). A ponieważ na odludziu nie było łatwo, mnisi zaczęli z czasem łączyć się w większe kolonie i tak powstały pierwsze zakony. Dziś mnichami określa się tych nosicieli habitów, którzy należą do jednego z najstarszych zakonów, takich jak choćby benedyktyni (i ich mutacja — kartuzi) czy cystersi (i ich mutacja — trapiści). Mnisi tym się różnią od całej reszty zakonników, że ich życie koncentruje się wokół mieszkania w jednym i tym samym miejscu, spokojnej modlitwy i pracy (ora et labora) na obrzeżach świata. Praca ta ma służyć wyłącznie dążeniu do zbawienia, a nie do robienia pobożnej kariery. Ojciec Michał Zioło, popularny dominikański duszpasterz, który zmienił zakon i wstąpił do surowych trapistów, opowiadał, że gdy odbywał na algierskiej pustyni swój nowicjat, pewnego dnia otrzymał polecenie malowania w ciągu dnia jednej ściany. Dobrze zorganizował sobie zajęcie i pomalował ją w dwie godziny. Jego przełożony, gdy to zobaczył, pokręcił głową z dezaprobatą: „Gdzie się tak spieszysz? Nie chodzi o to byś to, co robisz, zrobił jak najszybciej, ale by twoja praca prowadziła cię ku Bogu”.
Tak pojmowana praca (najczęściej fizyczna) ma przynieść mnichom punkty na drodze do chrześcijańskiej doskonałości, ale też pomóc tym, którzy przyjeżdżają do nich po duchową radę. Mniszki klauzurowe, bardzo często przez krytyków podejrzewane o to, że są po prostu grupą kobiet, które uciekły przed facetami za kraty, tłumacząc sens swojego życia, przywołują biblijną opowieść o walce Żydów z Amalekitami. Walka odbywała się w dolinie, a na jej obrzeżach, z boku stał Mojżesz, który trzymał ręce uniesione w błagalnym geście ku Bogu. I póki je trzymał — wygrywali Żydzi, gdy zmęczony opuszczał, przewagę natychmiast zyskiwał przeciwnik. Jego towarzysze, aby zapewnić sobie zwycięstwo, podtrzymywali więc ręce Mojżesza. „Walka toczyła się na dole, ale jej losy ważyły się gdzie indziej” — mówią siostry, które przez modlitwę chcą we współczesnym świecie spełniać właśnie rolę takiego duchowego centrum wsparcia zlokalizowanego poza głównym polem bitwy.
Dla współczesnych mnisi charyzmat nie musi jednak być wcale tak oczywisty. Zakonom cysterskim, które już w średniowieczu były głównymi sprawcami ówczesnej rewolucji technologicznej i agrarnej, pomysł na to, jak być mnichem w czasach telewizji i Internetu, poddał Thomas Merton, jeden z najwybitniejszych chrześcijan XX wieku. Nawet on nie przewidział jednak pewnie, że na progu XXI wieku jego współbracia z opactwa w Spring Bank, którzy -mając niewiele powołań i coraz mniej zysków z rolnictwa — aby nie stanąć przed widmem głodu, podejmą walkę z gigantami rynku komputerowego, produkując kartridże do drukarek pod marką „Laser Monks”, a polscy cystersi z opactwa w Jędrzejowie w 2004 roku podejmą emigrację zarobkową do opustoszałego klasztoru w jednym z najpiękniejszych zakątków Norwegii, na położonych za kołem podbiegunowym Lofotach.
Niektórzy pustelnicy, jak kameduli, których w Polsce jest już tylko około dwudziestu (na świecie niespełna sześćdziesięciu), wciąż czekają jednak na swojego reformatora.
Benedyktyni, którzy w swoich klasztorach w Tyńcu czy Lubiniu odnaleźli się w nowej rzeczywistości, nastawiając się na przyjmowanie gości i dzielenie się z nimi owocami swojej modlitwy, nie muszą się tego obawiać. Trapiści, za sprawą wspomnianego ojca Michała Zioło, myślą o otwarciu nowej placówki w Polsce, gdzie dotąd ich nie było.
Jeśli takich ludzi jak Zioło czy Merton będzie więcej — być może monastycyzm przeżyje w Polsce swoją drugą młodość. Do tej pory w polskim Kościele był wyraźnie na drugim planie, zasłonięty przez aktywne, bardziej widoczne i nastawione na misje tak zwane zgromadzenia zakonne, jak określa się zakony powstałe od XVII wieku wzwyż (od XIII wieku i franciszkanów oraz dominikanów do pijarów w 1621 roku powstają w Kościele zakony bez żadnych definicyjnych dodatków). Dla nich celem nie było życie wspólne, wspólna praca i modlitwa. Stawiali na efektywność, jasność przekazu, nie kazali nazywać się ojcami, mówi się o nich, że są po prostu „księżmi”. Szli z rytmem modernizującego się świata. Mnisi idą w poprzek tego rytmu. Dla obu szkół jest w Kościele miejsce.
opr. ab/ab