Fragmenty książki "Kościół dla średnio zaawansowanych"
Szymon Hołownia Kościół dla średnio zaawansowanych |
|
„Jezus szedł ze swoim ojcem i jakieś dziecko, biegnąc, uderzyło go w ramię. I natychmiast padło martwe. [...] Innego dnia bawił się Jezus na jakimś budynku na wieży. Promień słońca wpadł przez dziurkę od klucza do wnętrza. Jezus więc skoczył na promień i usiadł na nim. Inne dziecko ujrzało to i chciało z Jezusem usiąść na promieniu. Przy tym jednak spadło z wieży i umarło”. Na następnych kilku stronach cytowanej księgi mały Jezus uśmierca jeszcze kilku rówieśników i jednego nauczyciela, który próbował go zdzielić. Gdy wraz z grupą ocalałych kolegów bawi się na dachu, z którego jeden z nich spada, Jezus używa jednak swojej mocy i wskrzesza malutkiego Zenona.
To nie scenariusz katechetycznej dobranocki, którą za pięćdziesiąt lat napiszą autorzy popularnej serii „Transformers”. Choć być może przyświecałyby im idee podobne jak autorowi cytowanego tekstu, który prawdopodobnie na prostych przykładach, prostym ludziom, wychowanym w myśl zasady „wierzę w to co widzę”, usiłował pokazać boską moc Jezusa. Tekst ten nosi tytuł Dzieciństwo Pana, Ewangelia Tomasza. I jest apokryfem.
Apokryfy to przeważnie starożytne księgi, których nie włączono do oficjalnego biblijnego kanonu. Warto wiedzieć, że kanon ten, na przykład jeśli chodzi o Nowy Testament, nie został ogłoszony specjalnym boskim komunikatem, a był efektem praktyki gmin chrześcijańskich i ukształtował się dopiero około II—IV wieku (choć jeśli mowa o Ewangeliach — od samego początku „na poważnie” traktowano wyłącznie te same cztery, co dzisiaj). Każde chrześcijańskie wyznanie ma zresztą własny biblijny kanon. Niektóre wyznania protestanckie nie uznają kilku ksiąg Starego Testamentu (między innymi Księgi Tobiasza, czy Ksiąg Machabejskich), wyznawcy judaizmu z przyczyn oczywistych dodatkowo w ogóle nie przyjmują Nowego Testamentu (choć — tu ciekawostka — są na tym świecie również tak zwani żydzi mesjanistyczni, którzy i Jezusa, i Nowy Testament uznają). Każde wyznanie ma więc też swoją własną kolekcję apokryfów.
W katolicyzmie są wśród nich takie perły, jak Ewangelia tajemna Marka, Dzieje Józefa Cieśli, List Heroda do Piłata czy wreszcie List o zachowaniu niedzieli spadły z Nieba (sic!) oraz Męczeństwo Piłata. Według autora tej ostatniej księgi, Piłat po ukrzyżowaniu Jezusa przeżył nawrócenie. Zły na siebie, kazał najpierw ukrzyżować uwolnionego wcześniej złoczyńcę Barabasza, za co społeczność żydowska wściekła się na niego i sporządziła donos do zwierzchnika Piłata, Petroniusza (a sama postanowiła spalić grób Jezusa, zresztą nieskutecznie). Petroniusz kazał ukrzyżować Piłata, lecz śmiertelną procedurę zakłóciło ukazanie się nad głową namiestnika i jego żony świetlistych koron. Przerażony Petroniusz o wszystkim zawiadomił cesarza Tyberiusza, któremu akurat umarł syn. Cesarz wysłał więc do Jerozolimy jego szczątki, by Piłat mocą Jezusa je wskrzesił, co ten uczynił. Po tym nie było już wątpliwości, kto jest tu dobrym bohaterem: Petroniusz wraz z cesarskim wojskiem wymordował Żydów z Herodem na czele, a Piłat trafił do Rzymu i tam został ukrzyżowany (tym razem skutecznie) przez cezara, oburzonego, że nie tylko nic nie wiedział o Bogu Jezusie, ale jeszcze go zabił.
Od takich pikantnych historii w apokryfach aż się roi. Niektóre z nich uznawano wręcz za antychrześcijańskie, ich autorów podejrzewano o duchową dywersję. Czytane dziś, mają już chyba zupełnie inny wydźwięk. Przypominają sensacyjne dziennikarskie komentarze do oficjalnych, rzetelnych komunikatów — nie wnoszą nic nowego do wiedzy o fakcie, malują jednak barwnymi kolorami jego tło. Są niczym „odświeżacz do duszy”. Człowiek się nim nie naje, ale wyostrzy sobie smak. Przypominają katolikom, że w tle biblijnych historii, które słyszą w kościele i które za dwudziestym razem wydają im się suche, naprawdę toczyło się życie. Że Jezus przez trzydzieści lat życia nie siedział w klasztorze, a heblował deski i robił na zamówienie drzwi, przy Jego zaś narodzeniu asystowała — według apokryfów — wynajęta przez troskliwego Józefa położna. Żona Piłata, która na kartach Ewangelii pojawia się raz w jednym krótkim zdaniu, w apokryfach ma swój cały biogram!
Tych ksiąg nie wolno księżom używać w charakterze czytań mszalnych, ale mogliby proponować wiernym, aby ci — zamiast w niedzielne popołudnia katować się kolejnymi odcinkami Na dobre i na złe poczytali je sobie w domu.
opr. ab/ab