Program in vitro, deklaracja wiary lekarzy, klauzula sumienia to tematy nieustannie żywe w dyskusji. I nic dziwnego - bioetyka to jeden z głównych frontów światopoglądowej batalii, która rozgrywa się na naszych oczach
W ostatnich dniach media w zasadzie nieustannie poruszają tematy o charakterze bioetycznym. Na początku lipca minął dokładnie rok, od kiedy uruchomiony został „Rządowy program leczenia metodą In vitro”. Z drugiej strony nie słabną komentarze dotyczące „Deklaracji Wiary”, podpisanej przez trzy tysiące ekspertów medycznych. Głośno podejmowany jest również wątek prof. Bogdana Chazana, który powołując się na klauzulę sumienia, nie zdecydował się przeprowadzić aborcji, lecz skierował pacjentkę oraz jej nienarodzone dziecko do hospicjum perinatalnego. O podobnych tematach zdecydowaliśmy się porozmawiać z prof. Andrzejem Kochańskim, lekarzem genetykiem, z Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN.
Błażej Kmieciak: Co Pan Profesor, jako genetyk uważa o metodzie in vitro?
Prof. Andrzej Kochański: Problematyka zapłodnienia pozaustrojowego jest wielowarstwowa. Zajmuję się nią na płaszczyźnie genetyki klinicznej. Z tej perspektywy procedury zapłodnienia pozaustrojowego mają wpływ na geny, genom i epigenom człowieka. Literatura naukowa na ten temat jest bardzo bogata. Zaburzenia genetyczne u dzieci urodzonych z zastosowaniem zapłodnienia pozaustrojowego mają kilka poziomów. Zaczynając od poziomu genu mamy do czynienia z zaburzeniami metylacji genów- w skali całego genomu. Zwracam uwagę, że metylacja genów to tylko część epigenetyki, ta część, która jest najlepiej poznana. Szczególne problemy dotyczą genów podlegających piętnowaniu rodzicielskiemu. Metody zapłodnienia in vitro sprzyjają propagacji istniejących mutacji. W przypadku niektórych z nich mamy dane o wystąpieniu nowych mutacji (powiększenie rozmiaru delecji).
Pan Profesor pracował również, jako lekarz genetyk w poradni. Miał Pan możliwość bezpośredniego kontaktu z pacjentami, u których zdiagnozowano schorzenia o genetycznym podłożu. Jak opisane przez Pana zaburzenia genetyczne „prezentują” się w odniesieniu do konkretnej osoby? Innymi słowy, z perspektywy zdrowia osoby poczętej, jakie konkretne konsekwencje mogą pojawić się w trakcie jej dalszego rozwoju?
Nie znamy przyczyn znacznie wyższego odsetka występowania niektórych wrodzonych wad rozwojowych u dzieci urodzonych z zastosowaniem zapłodnienia pozaustrojowego. Badania na zwierzętach laboratoryjnych wskazują, że zaburzenia genetyczne powstałe w związku z procedurami in vitro są trwałe, a co gorsza dziedziczą się w kolejnych pokoleniach. Wreszcie ostatnio wykazano, że u zdrowych dzieci urodzonych z in vitro stwierdza się subkliniczne uszkodzenie układu krążenia, do którego dochodzi już w życiu prenatalnym. Mamy coraz więcej dowodów na to, że najwcześniejszy okres życia człowieka- okres zarodkowy decyduje o zdrowiu na całe życie.
W czasie II wojny światowej, w czasie wielkiego głodu, racje żywieniowe były bardzo ograniczone. Dziś wiemy, że dzieci kobiet, które zostały poczęte w czasie wielkiego głodu ciężko chorują. Dobrze udokumentowany jest wpływ alkoholu spożywanego przez matkę na rozwój dziecka. Zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym u dzieci z płodowym zespołem alkoholowym są nieodwracalne i zwykle bardzo głębokie, co miałem okazję widzieć nie raz w poradni genetycznej.
Zarodek ludzki jest niewyobrażalnie delikatną strukturą. Ten wspaniały system biologiczny oddziałujący z naturalnym środowiskiem w nieznany nam sposób po przeniesieniu do sztucznych warunków może rozwijać się nieprawidłowo i mamy na to coraz więcej danych.
Z mojej pracy w poradni genetycznej pamiętam ciężko chore dzieci urodzone z zastosowaniem zapłodnienia pozaustrojowego. Pamiętam również, że często nie umiałem znaleźć przyczyny choroby. To jest bardzo trudne, „warsztat” epigenetyki dopiero się rozwija.
Pamiętam, jak na wykładach zwracał Pan uwagę, iż metoda ta jest w istocie nadal eksperymentem. Czemu tak Pan uważa?
Mamy do czynienia z działaniami, które noszą cechy eksperymentu. Zwracam jednak uwagę, że w przypadku eksperymentu biomedycznego uczestnik zgadza się na przeprowadzenie procedury oraz istnieje możliwość wycofania się z eksperymentu. Te dwa warunki nie dotyczą procedur in vitro.
Poziom bezpieczeństwa w przypadku procedur medycznych podlega ocenie. Warunkiem uznania procedury medycznej jest wysoki poziom bezpieczeństwa. Wystarczy przywołać próby zastosowania terapii genowej, które są obwarowane bardzo restrykcyjnymi przepisami.
W przypadku procedur in vitro o poziomie bezpieczeństwa dowiadujemy się dopiero po pewnym czasie. Zwracam uwagę, że w przypadku eksperymentu wyniki są skrzętnie odnotowywane.
Ostatnio z prasy dowiedziałem się, że pewien ośrodek „H” in vitro w Polsce „zastrzega sobie prawo do zniszczenia dokumentacji związanej z przeprowadzoną terapią”. Nie wypada mi nawet tego komentować.
Patrząc na metody wspomaganego rozrodu widać jednak także tendencje do tzw. nowomowy. Nawet zwolennicy in vitro zaznaczają, że dzięki owej metodzie nie rozwiązujemy ostatecznie problemu niepłodności. Dlaczego zatem utrwalił się pogląd, zgodnie z którym mówimy o technice leczenia niepłodności?
Propaganda zawsze domaga się odrębnego języka. To warunek sine qua non skutecznej manipulacji. I tak, w owym języku zabicie dziecka nienarodzonego to terminacja ciąży. Dziecko nienarodzone to płód. Kobiety mają tzw. „prawa reprodukcyjne”. In vitro jako „technika leczenia niepłodności”, to część tego osobliwego języka.
Cały wywiad dostępny na stronie:
opr. mg/mg