Homilia na 5 niedzielę Wielkiego Postu roku C
Przy pierwszej spowiedzi nauczyli mnie formułki: „Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie żałuję, postanawiam się poprawić i więcej nie grzeszyć”. Skutek był taki, że po dwóch latach przestałem chodzić do spowiedzi. Bo... Bo przecież ani razu nie dotrzymałem obietnicy „więcej nie grzeszyć” (zresztą, po co by wtedy była potrzebna spowiedź?). Na szczęście miałem dobrego katechetę, który mi problem wyjaśnił.
Po latach prowadziłem rekolekcje dla grupy rodzin. Któregoś dnia wywiązała się dyskusja wywołana problemem grzechu i tej właśnie nieszczęsnej formułki z mego dzieciństwa. Jedni twierdzili, że człowiek najpierw musi się stać doskonałym — dopiero wtedy może stanąć przed Bogiem. Inni utrzymywali, że przecież miłosierny Bóg i tak wszystko przebaczy. Kto miał rację? Problem jest odwieczny i wcale nie taki teoretyczny, jakby mogło się zdawać. Postawienie wymogu osiągnięcia doskonałości wydaje się szczytniejsze. Ale zdajemy sobie sprawę, że ludzi doskonałych, żeby nie rzec bezgrzesznych, nie ma. Liczenie zaś na niewyczerpane Boże miłosierdzie może zrodzić pokusę brnięcia w zło, w grzech, bez żadnych zahamowań, nawet zuchwale.
Odpowiedź zapisali Ewangeliści. Przed tygodniem czytaliśmy przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym Ojcu. Dziś słyszymy słowa przebaczającego i stawiającego wymagania Jezusa: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! Miłosierdzie — czym jest? Jest dobrocią przebaczającą. Ale dobroć najpierw stawia wymagania. Zatem pełna odpowiedź brzmi: miłosierdzie to Boża dobroć wymagająca i przebaczająca. Głęboki komentarz daje Apostoł Paweł — nie samymi słowami, ale postawą, o której pisze: Nie mówię, że już stałem się doskonałym, lecz pędzę, aby to osiągnąć. Zapominam o tym, co za mną, pędzę ku temu, co przede mną. Pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w Chrystusie Jezusie. Miłosierdzie dobrego Ojca nakłania Apostoła do wysiłku, wielkiego, ogromnego wysiłku ku dobremu. Tylko tak można odpowiedzieć Bogu.
W wielu parafiach były bądź trwają rekolekcje. Wielu przystąpiło do sakramentu pokuty, czyli jak zwykło się mówić „do spowiedzi”. Warto przypomnieć, że przyjęcie sakramentu pokuty obejmuje pięć kroków, zwanych czasem warunkami: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź, zadośćuczynienie. Jezus, gdy mówi: Idź, a od tej chwili już nie grzesz, wskazuje na ten, który nazywamy postanowieniem poprawy.
Wraca nasza wątpliwość: Czyżby Jezus domagał się bezgrzeszności? Nie, bo bezgrzeszność — to dopiero dar nieba. Ale już tu, na ziemi, musimy zerwać z niektórymi grzechami. Jezusowi, gdy mówi do owej kobiety: Nie grzesz więcej, chodzi o tę konkretną sprawę: małżeńską wierność. W życiu każdego człowieka podobnych spraw, z którymi i można, i trzeba zerwać, jest więcej. Człowieczą odpowiedzią na Boże miłosierdzie są więc zobowiązania. Jednak nie jakieś mgliste obietnice, które praktycznie niewiele znaczą poza tym, że „chciałbym”.
Zapytaj więc samego siebie i odpowiedz na dwa pytania: Z którym grzechem zerwać całkowicie? W czym stać się lepszym? Jak odpowiedzieć? Postanawiam zerwać z grzechem najcięższym wobec Boga, a także najwięcej zamętu wprowadzającym w życie moje i mego otoczenia. Postanawiam być lepszym w tym, w czym na co dzień popełniam błędy, choćby małe, ale częste.
Przypatrz się zatem sobie, czyli dokonaj rachunku sumienia... Warto też kontrolować realizację swoich postanowień — trzeba o nich pamiętać, przy kolejnej spowiedzi można zdać sprawozdanie z ich realizacji. Trud w to włożony staje się wielkim błaganiem do Boga o siłę ku dobremu.
Jezus, nasz Zbawiciel, nie potępia nikogo. Powiedział to dziś w Ewangelii. Wszelako oczekuje wysiłku i stawia wymagania. A wymagania są zdecydowane: Idź, a od tej chwili już nie grzesz!
opr. mg/mg