Fragmenty książki p.t. "Sprawiedliwość"
ISBN: 83-7318-628-X
wyd.: WAM 2006
Na szczęście istnieją przedsiębiorcy, których bardziej interesuje ochrona środowiska niż zysk. Kilka lat temu, jedna z takich osób wywarła na mnie ogromne wrażenie: był nią Yvon Chouinard, prezes i założyciel firmy Patagonia z siedzibą w Ventura, w Kalifornii, produkującej odzież i sprzęt turystyczny. Od samych początków we wczesnych latach siedemdziesiątych, wyłącznym celem firmy było słuszne postępowanie. Po pierwsze, oznaczało to produkcję praktycznych i trwałych wyrobów. Firma zaczęła wytwarzać aluminiowe kliny zamiast dawnych, metalowych karabinków, które pozostawiały trwałe ślady na skałach. Patagonia była też pierwszą firmą, która wprowadziła do produkcji odzieży sportowej nowoczesny, syntetyczny polar. W 1984 roku Chou- inard zaproponował, by pewien odsetek dochodów firmy (które w 1998 roku osiągnęły 180 milionów dolarów) przeznaczyć na wsparcie finansowe dla grup działających na rzecz ochrony środowiska. W 1996 roku Patagonia zdecydowała się wykorzystywać do produkcji swojej odzieży tylko bawełnę organiczną, czyli hodowaną bez użycia pestycydów i nawozów sztucznych.
W 1999 roku Chouinard walczył o likwidację jednej z krajowych hydroelektrowni, niegdyś niezbędnej dla ludzi, dziś uniemożliwiającej wędrówkę łososi na tarło. Walnie przyczynił się do rozbiórki zapory Edwarda na rzece Kennebec w Maine. W stanie Waszyngton, za namową
Chouinarda, rząd szukał sposobów na likwidację takich tam, jak Little Goose.
Czy Chouinard mógłby zwiększyć swoje zyski, gdyby postępował inaczej? Oczywiście. Lecz częścią życia — jak powiada — jest pytanie o to, jak się je przeżywa.
Innym, niezwykle skutecznym ekologiem jest Albert J. Fritsch, jezuita ze stopniem naukowym doktora nauk chemicznych. Z prostej szklarni w Mount Vernon w Kentucky kieruje on organizacją Appalachia —Science in the Public Interest, ASPI (Appalachy — Nauka w Interesie Społecznym). Teren środkowych Appalachów, bioregion, na którego obszarze ma swoją siedzibę ASPI, obejmuje wschodnią część Kentucky, wschodnią część Tennessee, Zachodnią Wirginię, zachodnią część Wirginii i zachodnią część Północnej Karoliny. Ojciec Fritsch i jego dwunastu pracowników (w większości zatrudnionych na niepełny etat) pomagają chronić i regenerować środowisko naturalne oraz ochraniać gospodarkę w regionie. Każdego dnia, w gospodarstwach, pośród lasów, w ogrodach i w domach dowodzą zalet energii słonecznej, dobrodziejstw, jakie daje ziemia oraz możliwości takiego wykorzystania technologii i nauki, by służyły one mieszkańcom Appalachów. Pracownicy ASPI zaszczepili nawet swój światopogląd na Haiti, w Peru i w Republice Dominikany, gdzie pozyskanie energii słonecznej polepszyło życie mieszkańców. Życie ojca Fritscha można podsumować w trzech słowach: namysł, odnowa, poszanowanie.
Bardzo ważnym pojęciem dla działalności Fritscha jest zrównoważony rozwój, rozumiany jako samowystarczalność, proste życie w minimalnym stopniu uzależnione od paliw kopalnianych i pożywienia. Najważniejszy projekt dotyczy energii słonecznej. Znamiennym przykładem jest przerobiony Mitsubishi Dodge Colt z 1988 roku należący do Joshui Billsa, współpracownika Fritscha. Ten samochód nie hałasuje, nie potrzebuje ropy, płynu chłodzącego ani świec zapłonowych. Pod maską ma 8 akumulatorów, kolejnych 12 ukrytych jest w bagażniku, na zewnątrz którego umieszczono 20-watową baterię słoneczną, wytwarzającą prąd elektryczny na podobieństwo alternatora. Energii elektrycznej dostarczają słoneczne kolektory na dachu głównej siedziby organizacji. Koszt przerobienia auta wynosi 6 tys. dolarów, koszt eksploatacji niecałe dwa dolary na miesiąc. (Co prawda energia, która napędza samochód, wyczerpuje się po przejechaniu 80 mil, a ponowne naładowanie akumulatorów trwa 8 godzin. Jest to jednak auto służące tylko po to, by dojechać do pracy, a tam, gdzie pracuje Bills, jest więcej odnawialnych źródeł energii). 15 marca 2002 roku, po pięciu latach prowadzenia negocjacji z Komisją Służb Publicznych w Kentucky, ASPI otrzymała w końcu zezwolenie na włączenie swojego systemu energii słonecznej do stanowej sieci energetycznej.
Energia słoneczna znajduje także zastosowanie w suszarkach spożywczych, termach elektrycznych, szklarniach oraz innych urządzeniach elektrycznych. Główna siedziba ASPI ma swoją własną szklarnię, w której wykorzystując słońce, można hodować poza sezonem marchew, czosnek, szpinak i zioła. Od 1997 roku na grządkach przygotowanych w miejscu, które pokrywała niegdyś kostka brukowa, wyhodowano ponad 7 tys. funtów warzyw. Dokonał tego, pracując jako ogrodnik, Albert Fritsch.
Zaskakujące dla mnie było odkrycie, że niemal wszędzie w Appalachach rośnie żeń-szeń. Zaglądając jednak do mojego, ciągle jeszcze przydatnego, Webster's New International Dictionary of the English Language (wyd. 2, 1958), znajduję informację, że żeń-szeń jest mało przydatny, z wyjątkiem właściwości kojących i uśmierzających ból. A mimo to w 1999 roku organizacja ASPI powołała Appalachian Ginseng Foundation, AGF (Appalachijską Fundację na Rzecz Żeń-szenia), która nazywa żeń-szeń cudownym lekarstwem i kluczem do wyzwolenia Appalachów z kleszczy przemysłu wydobywczego, węglowego, drzewnego i naftowego. W jaki sposób?
Międzynarodowi kupcy są gotowi zapłacić za funt korzeni dojrzałego, dziko rosnącego żeń-szenia 400 dolarów. Żeń-szeń, zioło lecznicze wysoko cenione w Azji ze względu na swoje walory, jest coraz bardziej doceniane w Stanach Zjednoczonych. Ze strony internetowej ASPI (www.a-spi.org) dowiadujemy się, że jest to pewne źródło dochodu nie powodujące degradacji lasów. Dziki żeń-szeń mógłby stanowić dobry argument przeciwko sprzedaży drzew lub złóż kopalin.
Trzeba jednak powstrzymać nielegalnych i niekontrolowanych kłusowników przed rabunkowym zbiorem tego, już i tak zagrożonego, gatunku. AGF, choć ani nie podważa, ani nie występuje w obronie leczniczych walorów żeń-szenia, wkłada dużo wysiłku w ochronę, zbieranie i wprowadzanie na rynek dzikiego żeń-szenia, za względu na korzyści, jakie przynosi on środowisku i gospodarce w Appalachach. (ASPI wspomaga prowadzone na uniwersytecie badania nad skutecznością żeń-szenia w leczeniu raka prostaty).
Aktualnie ASPI koncentruje dużo energii na sposobie sprzedaży żeń--szenia, który będzie być może wzorowany na systemie zezwoleń na hodowlę tytoniu, nazywanym przez Ala Fritscha dobrym systemem nałożonym na szkodliwy produkt. Celem regulacji prawnych nie byłoby ograniczanie produkcji (jak to ma miejsce w przypadku tytoniu), lecz wprowadzenie uprawnień dla hodowców i zapewnienie im ochrony. Jest to niezwykle ważne dla hodowców żeń-szenia, ponieważ pojedynczy rabuś, w jedno popołudnie jest w stanie zniszczyć pięcioletnią lub starszą uprawę tej rośliny w sposób, który uniemożliwia kolejne zbiory.
Na koniec chciałem przytoczyć słowa Ala Fritscha, napisane po 11 września, które zwięźle tłumaczą, że istnieje bliski związek pomiędzy celowością jego pracy a atakami terrorystycznymi na World Trade Center i Pentagon.
Na dłuższą metę, dotowana gospodarka oparta na nieodnawialnych źródłach energii jest po prostu nie do utrzymania i żadna wojskowa potęga nie zdoła zapewnić jej bezpieczeństwa. [...] Powiedzcie [swoim dzieciom], że nie może dalej istnieć świat podzielony na tych, którzy posiadają i na tych, którzy nie posiadają, szczególnie jeśli ci, którzy nie posiadają, zaczynają zdawać sobie sprawę ze swojej siły. [...] Oprócz patriotycznego zapału potrzebujemy teraz co najmniej tyle samo głębszej refleksji.
opr. aw/aw