Fragmenty książki "Smaki miłości", zbioru krótkich esejów opisujących codzienne wydarzenia, w których autor uczestniczył lub których stał się obserwatorem
ks. Mieczysław Kinaszczuk Smaki miłości |
|
Jeżeli miłość nie jest codziennie na nowo budzona,
to szybko zaśnie snem wiecznym.
(Emil Gött)
Od ponad 10 lat Telewizja Polska emituje serial pt. M jak miłość. Film cieszy się ogromną popularnością wśród przedstawicieli wszystkich pokoleń Polaków. Potwierdzeniem tego może być badanie przeprowadzone przez CBOS, które wykazało, że w pewnym przedziale czasowym przed telewizorami zasiadało przeszło 10 mln widzów śledzących losy filmowej rodziny Mostowiaków. Autorka serialu, Ilona Łepkowska, zapytana o przyczyny powodzenia swego filmowego projektu oświadczyła, że mimo zmieniających się realiów rzeczywistości, mimo upływu czasu, jedna rzecz jest niezmienna, wciąż budząc wielkie zainteresowanie i pragnienie wśród telewizyjnej widowni. Jest to miłość — uczucie, które zawsze będzie wdzięcznym tematem wielu filmów i seriali. W M jak miłość wciąż mówi się o miłości, występuje ona w niemal każdej formie, a mimo to film promuje liczne postawy antychrześcijańskie. Wiem, że w tej chwili narażam się wielu fanom i wielbicielom serialu, ale nic nie poradzę na fakt, że scenarzyści robią wszystko, by na ekranie telewizorów pojawiło się jak najwięcej treści liberalnych, laickich, sprzecznych z chrześcijańską wizją miłości. Jeżeli bowiem bohaterowie filmu, zwłaszcza bardzo młodzi, zmieniają partnerów jak przysłowiowe rękawiczki, żyją ze sobą w związkach niesakramentalnych, to gdzie tu jest mowa o prawdziwej miłości, której fundament stanowi jest wierność? Święty Paweł przypomina nam, że miłość „nie jest bezwstydna, nie szuka swego” (1 Kor 13,5).
Można podać kolejny przykład, który jest antytezą postawy miłości wynikającej z Ewangelii Chrystusa. Młodzi bohaterowie filmu, Kinga i Piotr, żyjący od wielu lat na kontrakcie cywilnym, posiadający małe dziecko, zastanawiają się, czy poczekać jeszcze ze ślubem kościelnym, gdyż nie ma co się spieszyć.
Z pewnością na twarzy niejednego Czytelnika mogło się pojawić zdziwienie, a może nawet tak zwane święte oburzenie, bo przecież poruszone wyżej sprawy to tylko filmowa fikcja, a zatem trudno się tym przejmować. Owszem, prawdą jest, że należy oddzielić filmową projekcję od rzeczywistych faktów, które zachodzą w naszym życiu. Niemniej jednak warto podkreślić, że wielomilionowa widownia oglądająca serial M jak miłość w jakimś sensie wchodzi w świat bohaterów filmu. Nie jest to tylko bierne śledzenie losów osób występujących w serialu; wielu widzów identyfikuje się z bohaterami występującymi na szklanym ekranie. Oczywiście, widzowie bardziej krytyczni potrafią zachować zdrowy dystans i umieją oddzielić fikcję od realiów. Znajdą się jednak tacy obserwatorzy, dla których serialowa wizja miłości stanie się odniesieniem w ich życiu, a nawet może być usprawiedliwieniem osobistych wyborów niejednego widza, które w takim przypadku okażą się niezgodne z nauczaniem Kościoła w kwestii chrześcijańskiego modelu rodziny i miłości małżeńskiej. Wiele razy spotkałem na swej duszpasterskiej drodze osoby, zwłaszcza rodziców mających dorosłe dzieci, którzy wzruszali ramionami, wyrażając w ten sposób swoją bezradność wobec życiowych wyborów córki lub syna. Najczęściej te decyzje dotyczyły stylu życia, w którym nie było miejsca na sakrament małżeństwa.
Czy serial M jak miłość, niosący przesłanie niezgodne z prawdziwą, ewangeliczną miłością, która „wszystko przetrzyma” (1 Kor 13,7), może być dla chrześcijanina cenną propozycją kulturalną? Odpowiedź brzmi: nie. Wręcz przeciwnie, serial przekazuje karykaturę miłości i choć z pewnością ogląda się go lekko i przyjemnie, to jednak nie przynosi on większego pożytku. Tytułowe słowa tego eseju stają się ironicznym pytaniem o granice zabawy tym, co w życiu jest najcenniejsze i niezwykle delikatne — miłością.
opr. ab/ab