Żyliśmy za Jana Pawła II

To my mieliśmy szczęście i przywilej żyć za czasów Jana Pawła II - czy wykorzystamy tę szansę?

Rodzice chcieliby dla dzieci jak najlepiej, ale są rzeczy, których dać nie można, choćby nie wiem jak się chciało. Wśród nich jest możliwość życia w czasach Jana Pawła II. Ich młodsze dzieci i wnuki będą mogły już tylko zazdrościć: wy to mieliście szczęście.

Prorok to ktoś powołany i posłany, by głosił ludowi słowa Boga. Jan Paweł II był prorokiem. Powołany, jak sam powiedział, z dalekiego kraju, ludziom na wszystkich kontynentach głosił Ewangelię, niósł nadzieję, ogłaszał wyzwolenie, ale też przestrzegał i nie wahał się podnieść głosu przeciw ciemiężcom i oszczercom. Ludzie prości kochali go i szanowali, nawet wtedy, gdy byli innej religii. Elity często wprawiał w zakłopotanie przypominaniem prawd, także tych niewygodnych, za co szczególnie w Europie atakowała go niemała część mediów i tzw. intelektualistów. Niestety, także tych podających się za katolickich. Ale choć chciał, by Chrystusowi otworzono drzwi na oścież, nie bał się być znakiem sprzeciwu, bo wiedział, że służy Bogu. Jak wielcy prorocy przewidywał przyszłość: dobrą dla ludzi i ludów szanujących prawa Boga i złowrogą dla tych, którzy świadomie je odrzucają. Bezkompromisowo bronił człowieczeństwa, zwłaszcza najsłabszych: nienarodzonych, zniedołężniałych, chorych, niepotrzebnych, biednych, bezrobotnych, wykorzystywanych, wzgardzonych. Przestrzegał przed uwodzicielskimi wizjami budowania raju na ziemi, bo z autopsji znał koszmar totalitaryzmów, ale rozmawiał i szukał osób dobrej woli także wśród ludzi odległych mu przekonaniami i religią. Był człowiekiem głębokiej modlitwy, w której potrafił zatopić się także pośrodku milionowych tłumów, wśród zgiełku, szumu kamer i fleszy aparatów fotograficznych.

Chowaliśmy się w jego cieniu długo, bo był to jeden z najdłuższych pontyfikatów w historii Kościoła. Zmieniali się prezydenci, premierzy, królowie, upadały dyktatury i złe ustroje – nie bez jego udziału – a on nieprzerwanie trwał na stolicy św. Piotra jako Nasz Ojciec Święty. Tej atmosfery podczas pielgrzymek, nadziei, radości, łez i Ducha zstępującego na tę ziemię żadne archiwalne filmy i dokumenty nie oddadzą. Już raczej babcie i dziadkowie opowiadający wnukom: dawno, dawno temu, jak nasz Papież przyjechał do Polski…

Jeszcze nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę, że jesteśmy pokoleniem, które jako jedyne w tysiącletniej historii naszego narodu żyło w czasach papieża Polaka. I to jakiego Papieża! Choć to może dla nas trochę dziwne, mnóstwo ludzi na całym świecie uważa, że nasz papież to był ich papież. Wielu widziało w nim ojca. Tak czuli i tak go traktowali, choć nie spotkali go inaczej niż wśród wielomilionowego tłumu.

Ale beatyfikacja to nie miejsce na żale za tym, co utracone. To ogromna radość, bo Kościół mocą otrzymaną od Chrystusa potwierdził nam, że mamy w Niebie potężnego orędownika. Ojca, nie tylko dla nas, ale dla tak wielu ludzi i ludów, które odwiedził i chciał odwiedzić na wszystkich kontynentach. Wiemy, że będzie wstawiał się za nami, za naszymi rodzinami, za narodem, z którego wyszedł i który tak bardzo umiłował i za wszystkimi, którzy na całym świecie czują, że nadal chce być dla nich ojcem. Kolejne pokolenia tych, którzy nie zdążyli poznać go za życia, tym bardziej będą mogły doświadczyć jego wstawiennictwa.

A siły zła niech drżą. Cuda dopiero się zaczynają.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama