Hasła o konieczności rozdziału Kościoła od państwa wracają zawsze, gdy jest na nie partyjne zapotrzebowanie. Służą za pałkę do okładania Kościoła
Argumenty mające świadczyć o usłużności państwa wobec Kościoła (w domyśle katolickiego) są wciąż te same. Chodzi o nieszczęsny Fundusz Kościelny, pensje kapelanów w instytucjach państwowych i katechet ów w szkołach, obecność delegacji państwowych na celebrach kościelnych i pojawianie się hierarchów kościelnych na uroczystościach państwowych oraz eksponowanie symboli religijnych w przestrzeni publicznej.
Fundusz Kościelny nazywam nieszczęsnym, ponieważ jest wymysłem rządu Bolesława Bieruta. Powstał na mocy ustawy z 1950 r. o przejęciu przez państwo tzw. dóbr martwej ręki, będących w posiadaniu Kościoła. Dobra te nie podlegają zwrotowi. Środki, które tworzyły Fundusz, miały pochodzić z części dochodów uzyskiwanych przez państwo z tych majątków. W czasach PRL dysponował nim Urząd ds. Wyznań, powołany do zwalczania Kościoła. Na dotacje z jego strony mogli liczyć szczególnie tzw. księża patrioci, którzy wbrew Prymasowi Tysiąclecia podjęli współpracę z PZPR. Uprzywilejowane były także inne Kościoły i związki wyznaniowe, uległe wobec komunistycznych władz.
Obecnie Funduszem Kościelnym dysponuje MSWiA. Korzysta z niego – oprócz Kościoła katolickiego – około 160 (!) innych związków wyznaniowych. Wśród nich te, które w 1950 r. niczego nie utraciły, ponieważ ich jeszcze nie było. Do nich trafia jednak około połowy świadczeń. Biorąc pod uwagę, że na Fundusz Kościelny w roku 2022 zarezerwowano w budżecie 192 mln zł, można szacować, że Kościół katolicki w Polsce otrzymuje z niego na remonty zabytków, działalność charytatywną i dofinansowanie ubezpieczeń społecznych ok. 100 mln zł. To zaledwie jedna dwudziesta np. rocznej dotacji dla TVP.
Albo: Kościołowi katolickiemu w Niemczech (ok. 23 mln wyznawców) w 2021 r. państwo przekazało z podatków prawie 6,7 mld euro. Oznacza to, że z Funduszu Kościelnego do Kościoła katolickiego w Polsce trafia mniej niż jedna trzechsetna tej kwoty! Kościół katolicki już w roku 2013, za rządów PO-PSL, gotów był zrezygnować z Funduszu w zamian za skromny odpis podatkowy. Nie zgodziły się na to jednak mniejsze wspólnoty religijne. To też trzeba wiedzieć. Ale to nam musi zależeć na wyplątaniu się z nieszczęsnego dziedzictwa Bieruta.
Co do pensji wypłacanych katechetom, to nie „załatwił” ich prymas Polski kard. Józef Glemp, który zadeklarował, że duchowni katoliccy będą uczyć za darmo. I przez siedem lat tak uczyli. Aż w 1997 r. interwencje w tej sprawie podjął między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich, bo zgodnie z kodeksem pracy pracownik nie ma prawa zrzec się wynagrodzenia. To samo dotyczy kapelanów szpitalnych, więziennych i wojskowych. Prawo do katechezy w szkole daje Konstytucja RP w ramach gwarancji wolności sumienia i wyznania obywateli. Państwo wspiera rodziców w wychowaniu ich dzieci zgodnie z ich przekonaniami. Według danych sprzed dwóch lat na pensje dla katechetów wszystkich Kościołów i wyznań religijnych państwo wydaje rocznie ok. 1,2 mld zł, czyli ok. 2 proc. subwencji oświatowej państwa dla jednostek prowadzących szkoły.
W kwestii obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej, o której znów robi się głośno po usunięciu krzyża z przedszkola w Szczecinie, trzeba pamiętać, że na temat krzyża w szkole wypowiedział się w 2011 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Obecności krzyża bronił wówczas przed Trybunałem ortodoksyjny Żyd prof. Josef Weiler.
A z drugiej strony: prezydent Lech Kaczyński, katolik, w 2006 r. wprowadził zwyczaj zapalania chanukowych świec w pałacu prezydenckim. On i jego następcy wielokrotnie uczestniczyli w tym obrzędzie również w warszawskiej synagodze Nożyków. Czy to powód do bajdurzenia o judaizacji Polski? Czy raczej wyraz szacunku dla wspólnoty religijnej współtworzącej Polskę? Dlaczego z tego szacunku mieliby być wykluczeni katolicy?
Trudno o dowody na to, że Kościół katolicki w Polsce jest szczególnie uprzywilejowany na tle innych działających u nas wyznań i religii. Nic nie wskazuje również na to, żeby duchowni i świeccy katolicy w Polsce cieszyli się przywilejami większymi od tych, które mają przedstawiciele dominujących wyznań i religii w innych europejskich krajach. Mity o rzekomym sojuszu Kościoła z państwem co jakiś czas mimo wszystko są wskrzeszane, jak na zamówienie. I nie brakuje tych, którzy w nie wierzą. Dlatego przypominamy fakty.