Kryzys autorytetów

Człowiek staje się takim, jakim się go wychowa. Tymczasem współcześnie proponuje się model wychowania, w którym rola wychowawcy zostaje sprowadzona do bycia kumplem wychowanka. Jakie mogą być tego efekty?

Londyński maraton ma pecha do startujących w nim Polaków.

Trzy lata temu głośna była sprawa oszustwa w wykonaniu bezdomnego, który dołączył do biegnących na trasie, a potem znalazł zgubiony przez kogoś numer startowy. Wykorzystując go, mógł ukończyć maraton. Zdobył medal. Chwałą zwycięzcy nie cieszył się długo, szybko bowiem wyszło na jaw, że zgubiony numer należał do Jake'a Hallidaya z Edynburga, który wystartował w maratonie, by zdobyć fundusze na leczenie kobiety chorej na raka. Jako że metę minął bez numeru, został zdyskwalifikowany. Trudno mi było zrozumieć tłumaczenie naszego rodaka opisującego, jak radosny był dla niego moment dekoracji medalem — stwierdził, że był to najpiękniejszy moment w jego życiu oraz że zrobił to dla syna. Żeby mógł być z niego dumny. Sprawa ta przypomniała mi się, gdy wybuchł kolejny skandal: podczas tego samego maratonu trzy lata później dwójka Polaków również dopuściła się oszustwa, tym razem z jednego pakietu startowego produkując dwa. A że biegli obok siebie, fakt ten szybko wyszedł na jaw za sprawą fotografii umieszczonej w mediach społecznościowych. Komentujący pomstują na oszustwo, a wśród wielu krytycznych komentarzy pojawiła się teza, że dzisiaj ludzie nie mają już żadnych zasad. I że to wstyd. Zgadzam się, że to wstyd i że z wiernym trzymaniem się zasad jest dzisiaj coraz trudniej. Pytam jednak: dlaczego?

Mało kto pamięta, że człowiek staje się takim, jakim się go wychowa. Mało kto wierzy w to, że ojcostwo i macierzyństwo są po to, żeby być ojcem i matką, czyli nie tylko urodzić, lecz także wychować potomstwo. Mało już kto dzisiaj zdaje sobie sprawę z tego, że podobnie ma się sprawa z relacją pomiędzy nauczycielem i uczniem (kiedyś mówiło się: mistrzem i uczniem). Tak nam się ten świat porozkładał, że z naturalnych i wartościowych relacji porobiły się potworki. Nie mam wątpliwości, że winę za ten stan rzeczy ponoszą ci na prawo i lewo wymachujący hasłami o nowoczesności, której zasadniczym wyznacznikiem jest to, że walczy z wszelkimi przejawami tego, co tradycyjne. Panuje na przykład dziwne przekonanie, że aby być dobrym ojcem, nauczycielem, wychowawcą, katechetą, trzeba koniecznie stać się kumplem tego, kogo się wychowuje czy naucza. Najlepsza mama wedle tych przekonań to dobra kumpelka, tata — dobry kumpel, który za bardzo nie zgani, wszak sam błędy popełnia i różne głupoty w życiu robił. Te same wzorce pojawić się mogą w relacji między uczniem i nauczycielem. Dzieje się tak tym częściej, im bardziej zapomina się o tym, że szkoła również wychowuje. I istotne jest, do czego wychowuje. Jak we współczesnym świecie ustalić wartości, do jakich powinna wychowywać szkoła, skoro na najwyższych szczeblach władzy, wśród polityków czy akademików, te najważniejsze zdają się nie istnieć? Kryzys autorytetów pogłębia się i będzie się pogłębiał równie dynamicznie, jak rozpowszechniać się będą opinie o tym, że człowiekowi żadnych autorytetów nie trzeba. Albo że sam dla siebie powinien być największym autorytetem.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama