Między Grunwaldem i Konstancją

Czy to oznacza, że mamy już do czynienia z kampanią zohydzania Polakom ich własnej historii i odbierania im powodów do narodowej dumy?

"Idziemy" nr 29/2012

Ks. Henryk Zieliński

Między Grunwaldem i Konstancją

Na polach pod Grunwaldem i na szlakach, którymi w 1410 roku ciągnęły armie na wielką bitwę, rozpoczną się niebawem zakrojone na szeroką skalę badania archeologiczne. Zostanie do nich wykorzystany nowoczesny georadar, który pozwoli prześwietlić warstwy ziemi co najmniej na 2 metry w głąb. Za badania zapłaci polski podatnik. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie komentarze, jakie przy okazji wiosennej konferencji naukowej na temat planowanych badań wygłosił nie kto inny jak Szymon Drej, dyrektor muzeum grunwaldzkiego – palcówki podległej ministerstwu kultury. Zapowiedział, że rozpoczynające się już w sierpniu badania „mogą się przyczynić do upadku sienkiewiczowskiego mitu o szlachetnych rycerzach Jagiełły i złych Krzyżakach”. – W rzeczywistości bowiem – twierdzi dyrektor muzeum grunwaldzkiego – idące pod Grunwald wojska polsko-litewskie paliły mijane wsie krzyżackie, grabiły i prawdopodobnie zabijały ludność cywilną. Mają to potwierdzać zarówno źródła pisane, jak i wcześniejsze wykopaliska archeologiczne. Jako koronny przykład podaje wydarzenia w Dąbrównie, gdzie w obleganym przez wojska Jagiełły kościele spłonęła ponoć żywcem miejscowa ludność.

W styczniu tego roku Janusz Kijowski, dyrektor Teatru im Stefana Jaracza w Olsztynie, znany reżyser, bezskutecznie startujący w ostatnich wyborach do sejmu z list SLD, niegdyś kojarzony z Unią Wolności, podczas debaty w ramach cyklu „Powstania Styczniowe” wystąpił z oryginalną krytyką organizowania corocznych rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem. – (…) co jest porywającego w fetowaniu bitwy średniowiecznej, gdzie azjatycka dzicz starła się z cywilizacją zachodnią? – mówił Kijowski.

Czy to oznacza, że mamy już do czynienia z kampanią zohydzania Polakom ich własnej historii i odbierania im powodów do narodowej dumy? Wyjątkowo pokrętne jest również to, że dyrektor jednej z Narodowych Instytucji Kultury za „cywilizację zachodnią”, przed którą bije czołem, uznaje średniowieczny niemiecki zakon rycerski, podczas gdy w tej samej dyskusji pała nienawiścią do współczesnych polskich księży i do Kościoła. Zapewne ani ów dyrektor, ani jemu podobni nie zastanawiają się, jak dzisiaj wyglądałaby ich sytuacja, gdyby to Krzyżacy wygrali nie tylko pod Grunwaldem, ale nade wszystko w Konstancji.

Militarnego zwycięstwa na polach grunwaldzkich nie można bowiem rozpatrywać w oderwaniu od moralnego i prawnego zwycięstwa Polaków w auli soborowej w roku 1414. Jak zauważa na naszych łamach ks. dr Paweł Dudziński, gdyby nie zwycięstwo na soborze w Konstancji, wygralibyśmy bitwę, ale przegralibyśmy wojnę. Łatwo nie było. Ojcom soborowym rozstrzygającym konflikt między państwem polsko-litewskim i zakonem krzyżackim mentalnie bliżej było przecież do niemieckich zakonników niż do polskiego króla – zresztą neofity! O soborowym zwycięstwie Polaków zadecydowała jednak znajomość faktów i dokumentów wśród wydających werdykt – z pewnością lepsza niż wśród dzisiejszych paszkwilantów. A także mądrość i patriotyzm polskiego księdza Pawła Włodkowica, rektora Akademii Krakowskiej, późniejszego proboszcza w Kłodawie, który przekonał ojców soborowych do rewolucyjnej na owe czasy tezy o powszechnym prawie do wolności sumienia i wyznania, które obejmuje także niechrześcijan.

Z tej wolności po sześciuset latach korzystają również ci, którzy próbują dyskredytować naszą historię krzyżackimi argumentami, chociaż obradujący zaledwie kilka lat po Grunwaldzie sobór kościelny w Konstancji przyznał rację Polakom.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama