Dzisiaj nie mniej ważne od podkreślania jedności terytorialnej Polski jest szukanie wspólnych wartości i źródeł jedności Polaków. Kultura narodowa ma je tworzyć, a nie niszczyć
Dzisiaj nie mniej ważne od podkreślania jedności terytorialnej Polski jest szukanie wspólnych wartości i źródeł jedności Polaków. Kultura narodowa ma je tworzyć, a nie niszczyć.
Jak się chce, to można! To moje najkrótsze podsumowanie odsłonięcia i poświęcenia 19 maja w Łodzi pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. Uroczystość dawała bowiem nadzieję na istotny przełom w wojnie polsko-polskiej. Perspektywa jej zakończenia i podjęcia współpracy wszystkich sił politycznych w sprawach najważniejszych dla naszej ojczyzny wydawała się całkiem realna. O nadziei na przełom mówił nawet Jarosław Kaczyński, dziękując obecnym na uroczystościach władzom miasta i radnym nie tylko z własnej partii, ale także z PO i SLD, którzy poparli budowę pomnika.
Takich spolegliwych gestów Kaczyńskiego wobec działaczy opozycji było więcej: prezes PiS nie przesądzał w swoim wystąpieniu, że pod Smoleńskiem był zamach, ani o czyjejkolwiek winie. Zamiast tego apelował, aby „Smoleńsk był wspólną pamięcią narodu, niezależnie od tego, co się tam naprawdę stało”. Zgromadzeni przyjęli to zgodnie brawami.
Atmosfera towarzysząca budowie i odsłonięciu pomnika w największym stopniu była zasługą abp. Marka Jędraszewskiego. Najpierw uczestniczył w sesji Rady Miejskiej w Łodzi, która 11 maja ub.r. debatowała nad zgodą na pomnik. Przypominał o przypadającej tamtego dnia 72. rocznicy bitwy o Monte Cassino, o ofiarach Katynia, 1050-leciu chrztu Polski i istnienia państwa polskiego oraz o obowiązku pamięci o ludziach i wydarzeniach, na której wznosi się trwałe fundamenty Rzeczypospolitej. Kiedy doszło do głosowania, za pomnikiem zagłosowali nie tylko wszyscy radni PiS, ale także SLD i prawie wszyscy z PO.
Także w kazaniu wygłoszonym przed odsłonięciem pomnika na zaproszenie obecnego administratora archidiecezji łódzkiej bp. Marka Marczaka abp Jędraszewski podkreślał konieczność troski o dobro wspólne i pamięci o tym, co tworzy naszą tożsamość. Poświęcenie żołnierzy pod Monte Cassino, ofiarę pomordowanych w Katyniu i tych, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, pokazał jako jeden ciąg służby Polsce. Z tym ujęciem trudno było się było nie zgodzić. Szczególnie że przedstawiał je człowiek, który zyskał w Łodzi autorytet i szacunek nie tylko w kręgach naukowych czy politycznych, ale także wśród przedstawicieli różnych wyznań, których zwierzchnicy stają przy nim na każde zaproszenie. Uroczystość przebiegła dostojnie, bez buczenia i przepychanek. Chciałoby się, żeby ta atmosfera rozlała się na całą Polskę. Ale to chyba jeszcze nie teraz.
Równolegle bowiem nakręcono spiralę wrogości wokół organizowanego przez TVP w Opolu Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej. Sprawa wygląda na prowokację. Komentuje to u nas Jacek Karnowski. Ostatecznie, jak wyjaśnia prezes TVP Jacek Kurski, nie chodziło bowiem o występ Kayah w koncercie jubileuszowym Maryli Rodowicz. Miarka się przebrała, gdy zakwalifikowany do koncertu premier zespół Dr Misio zaproponował skandaliczny wideoklip do piosenki, którą miał wykonać na festiwalu: nie tylko antyklerykalny i antychrześcijański, ale noszący znamiona mowy nienawiści. Wyszydza on sakrament pokuty i katolickie nabożeństwa. Podżega do niechęci wobec księży i biskupów, zohydzając ich w oczach odbiorców tymi samymi metodami, jakimi w Niemczech goebbelsowska propaganda zohydzała Żydów. Reakcja TVP mogła być tylko jedna: cofnięcie zaproszenia do udziału w koncercie. Dodajmy, że z bardziej błahych powodów w tym samym czasie TVP odmówiła emisji płatnej reklamy „Naszego Dziennika”, o czym na naszych łamach pisze Marek Jurek.
Próba wykorzystania festiwalu i telewizji publicznej do wzbudzania niechęci wobec duchowieństwa i całych grup społecznych, źle świadczy o ludziach, którzy po nią sięgają. Nie tylko o ich stosunku do człowieka i o ich kulturze, której mienią się twórcami, ale także o ich stosunku do Polski. Szczególnie teraz, gdy już chyba tylko Kościół może być katalizatorem narodowego pojednania, czego przykład mogliśmy zobaczyć w Łodzi. Prezydent Opola, zrywając umowę z TVP, poszedł inną drogą. Jego to sprawa i mieszkańców. A festiwal polskiej piosenki może się odbyć w Łodzi, Radomiu albo jeszcze gdzie indziej. Czasy, kiedy dla podkreślenia jedności Polski festiwale trzeba było organizować wyłącznie w miastach na tzw. ziemiach odzyskanych, już chyba minęły. Jakoś przeżyliśmy odejście od festiwali w Zielonej Górze i w Kołobrzegu. Przeżyjemy i Opole.
Dzisiaj nie mniej ważne od podkreślania jedności terytorialnej Polski jest szukanie wspólnych wartości i źródeł jedności Polaków. Kultura narodowa ma je tworzyć, a nie niszczyć.
"Idziemy" nr 22/2017
opr. ac/ac