Dlaczego polscy księża w większości nie umieją głosić kazań?
Kazania niekiedy wydają się być zaniedbywane przez księży. Wiele z nich jest nudnych i niezrozumiałych. Są jednak duchowni, z których warto brać przykład.
„Mam taki problem, że od pewnego czasu - mimo że od zawsze chodzę na Mszę - nie potrafię się skoncentrować na kazaniu. Ksiądz zaczyna coś mówić, a ja po chwili już odpływam w świat własnych myśli i nie daję rady koncentrować się na jego słowach” - napisała na kobiecym forum internetowym użytkowniczka o pseudonimie „nomiczka”.
Na jej post odpowiedziała „brysia”: „ja przestałam skupiać się w kościele na wywodach księży od momentu, jak głównym tematem w naszej parafii okazała się polityka - nawet na Mszy dla dzieci ksiądz musiał wtrącić słowo o wydarzeniach ze świata polityki - nie chodzę i mam spokój, modlę się w domu i kocham Boga na swój własny sposób” — stwierdzała internautka.
Czytając takie komentarze i samemu uczestnicząc we Mszach św. w różnych parafiach, nie sposób nie zadać sobie pytania: czy polscy księża nie potrafią głosić kazań?
Przeważnie uczestniczę we Mszy św. w jednej parafii — nie swojej. Wybieram ten właśnie kościół, bo wiem, że nie tylko spotkam w nim Boga, ale również usłyszę mądre słowo kapłańskie, które pomoże mi rozważać Biblię i odnaleźć się w codziennym życiu. Księża głoszący kazania w tej parafii mówią ciekawie, ładnym językiem, wyraźnie, czasem nieco zabawnie, odwołują się do przykładów z własnego życia i z życia innych ludzi. Kazanie prawie zawsze jest powiązane ze Słowem Bożym, ale nie jest jego streszczeniem, a odniesieniem do czasów współczesnych, drogowskazem. Wskazuje, gdzie i jak szukać Boga. Naprawdę pomaga myśleć i pomaga rozpoczynać kolejny tydzień wytężonej pracy.
Zdarza mi się jednak, z różnych przyczyn, słuchać kazań w innych kościołach. Nie we wszystkich, ale w większości przypadków trafiam na księdza, który mówi monotonnym głosem, popada w liczne dygresje, podejmuje kilka wątków jednocześnie i w rezultacie mam wrażenie, że sam nie wie, o czym właściwie miał mówić. Jego słowa odnoszą się trochę do Biblii, trochę do ogólnych, dobrze znanych twierdzeń. Na twarzach uczestników widać znudzenie. Gdy dobrnie do końca, wszyscy oddychają z ulgą. Sam ksiądz chyba też.
W takich sytuacjach zadaję sobie pytanie — dlaczego? Próbuję tłumaczyć, że ksiądz miał zły dzień, ale słysząc kolejny raz podobny retoryczny bałagan, zastanawiam się, czy nie szukam usprawiedliwienia na siłę.
W większości przypadków odnoszę wrażenie, że ksiądz nie przygotował się należycie, bo jednak mając za sobą ileś lat posługi, wiele przeczytanych ksiąg, książek i dokumentów, zajęcia z homiletyki w seminarium, mógłby przecież przygotować kazanie, które naprawdę będzie ciekawe. Nie musi trwać 25 min., może 10 czy 15, ale żeby miało sens, przesłanie.
Sądząc po wpisie internauty „hydros”, wypowiadającego się na forum jednej z gdańskich parafii, „kazanie nie ma być ciekawe i rodzic zainteresowanie wiernych (choć nie zaszkodziłoby, żeby takie właśnie było), lecz ma pouczać i wyjaśniać słowa Pisma Świętego. Zjawiskiem często zauważalnym jest pragnienie ludzi, by dostosowywać wszystko do swoich oczekiwań. Prowadzić to może jednak do niebezpiecznego relatywizmu, że przyjmujemy tylko to, co jest dla nas wygodne. Określenie «kazania na niskim poziomie» jest stwierdzeniem niedokładnym. (...) Kazanie nie ma nas zachwycać, tylko kierować naszą duszę na właściwe tory. Kazanie jest mocno związane z czytaniami, pomaga w ich zrozumieniu, więc warto sobie po Eucharystii postawić pytanie, czy i co nowego wyniosłem z usłyszanego Słowa Bożego. Nawet nudne kazanie może przynieść wiele owoców”.
Pewnie nie wszyscy zgodzą się z moim twierdzeniem, jednak stoję na stanowisku, że trudno jest przemówić do uczestników Mszy usypiającym, monotonnym kazaniem. Z przyjemnością dowiaduję się o księżach, którzy swoimi umiejętnościami kaznodziejskimi zaskakują wiernych i nie tylko. Sama z chęcią ich też wyszukuję.
Jednym z księży, który właśnie dzięki kazaniom przyciąga do swojego kościoła rzesze wiernych, jest ks. Piotr Pawlukiewicz z kościoła akademickiego św. Anny w Warszawie. Co niedziela głosi kazanie na Mszy o godz. 15. Żeby zająć miejsce siedzące, do kościoła trzeba przyjść najpóźniej na 30 minut przed rozpoczęciem Eucharystii, a i miejsc stojących na kilkanaście minut przed rozpoczęciem nabożeństwa zazwyczaj brakuje. Ludzie, nawet w zimie, stoją tłumnie przed kościołem, chłonąc słowa kapłana.
Kazania ks. Piotra zawsze mają przemyślaną formułę: kilka jasno oddzielonych części i odwołania do życia codziennego. Są tak ciekawe, że wierni słuchają ich nawet poza świątynią. Można je znaleźć też w internecie.
Innym przedstawicielem nurtu ciekawych kazań jest ks. Eugeniusz Burzyk z parafii św. Barbary w Bielsku-Białej Mikuszowicach Krakowskich. Jest on znany ze swoich lapidarnych i dosadnych, acz mądrych kazań. Unika w nich popularnych określeń, jak drodzy, najmilsi czy umiłowani oraz patetycznego tonu. Najkrótsze kazanie księdza z Bielska-Białej miało cztery zdania, a najdłuższe trzynaście. Czy w tak minimalistycznej formie można przekazać wielkie przesłanie? - Nuda w katechezie lub kaznodziejstwie nie tylko ośmiesza mówcę, ale jest więzieniem dla prawdy i Ewangelii. Jeśli nudzimy, to nasza skuteczność będzie zerowa. Dzięki temu, że jest krócej, może być pobożniej - mówił ks. Burzyk w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej Katowice”. Można się też o tym przekonać, czytając jeden ze zbiorów kazań ks. Burzyka, o znamiennych tytułach - „Po pierwsze nie nudzić” czy „Krótsze od najkrótszych”.
Mówiąc o oryginalnych i dobrych kazaniach księży, nie można nie wspomnieć o ks. Jacku Stryczku, duszpasterzu z parafii św. Józefa na krakowskim Podgórzu, wiele razy wspominanym o nim także na łamach „Przewodnika”. Ks. Stryczek wykorzystuje podczas Mszy św. różnorodne atrybuty — laptopa, rower, pokazuje prezentacje multimedialne. — W Środę Popielcową wstawiłem do kościoła rower stacjonarny. Chciałem w ten sposób powiedzieć, że na początku Wielkiego Postu nie wystarczy chwila skruchy, ale trzeba zacząć od ćwiczeń zarówno duchowych, jak i ascetycznych — tłumaczy ks. Jacek.
Jego niekonwencjonalne kazania zaczęły się wraz z początkiem posługi. - Pierwsze takie kazania głosiłem już na początku mojego kapłaństwa, czyli 16 lat temu. Wtedy to było na Mszach dla dzieci. Odbiór był rewelacyjny, kościół pękał w szwach — wspomina. Jednak ta forma głoszenia Słowa Bożego nie zawsze spotyka się z pozytywnym odzewem. - Teraz, gdy przekaz ewidentnie nie jest skierowany do dzieci, z odbiorem jest trudniej. Wiele osób przychodzi do kościoła, aby się wyciszyć, nie akceptuje działania przez zaskoczenie. Wbrew pozorom nie tylko księża, ale i wierni są raczej konserwatywni. Razem z asystą liturgiczną staramy się liturgię wyciszać, bo przecież głoszę Ewangelię dla ludzi. Nie zmienia to faktu, że ekspresyjne kazania zostają w pamięci i zmuszają do myślenia. Dlatego nie wyrzekłem się tego — podkreśla ks. Jacek Stryczek.
To tylko przykłady trzech osób, ale charyzmatycznych, refleksyjnych księży jest więcej. Warto, żeby wszyscy obserwowali swoich parafian. Kazania nie muszą być rozbudowane w formie i wzniosłe. Ważne, żeby były zrozumiałe dla odbiorców, skłaniały do refleksji i budowały wieź między wiernymi i ich kapłanem, a tym samym z całym Kościołem.
- Mój mistrz kaznodziejski, ks. Prof. Edward Staniek, opowiadał o tym, jak udzielił porady jednemu z księży, który nie wiedział, o czym ma mówić. Zapytał go, co ostatnio czytał i zasugerował, żeby właśnie o tym powiedział. Ja dodałbym do tego pytanie: o czym ostatnio myślałeś, co przeżywałeś, z czym się zmagałeś, i poradziłbym: mów o tym. Kazanie to dzielenie się przemyśleniami dotyczącymi konkretnych spraw. Ksiądz powinien być refleksyjny i dzielić się swoją pracą duchową — podsumowuje ks. Stryczek.
opr. mg/mg