Fragmenty książki "Siedem wtajemniczeń"
© Wydawnictwo WAM, 1997
Redakcja: Anna Piecuch
ISBN 83-7097-964-5
Tyle małżeństw jest „pokopanych", zmarnowanych, rozwalonych z głupoty swojej. Właśnie z tego niepilnowania się. A później się skarżą, że to nie ta dziewczyna, że to nie ten chłopiec. Że się rozczarował. Że dopiero jej się teraz oczy otwarły.
A pytanie powinno być inne: Ileś ty włożył w to małżeństwo usiłowania, chęci, woli, akcji, działania? Czyś zrobił wszystko, ażeby miłość trwała, rosła, potężniała? Nie tylko jego do mnie ale moja do niego. Nie tylko jej do mnie ale moja do niej. Dałeś wszystko na co cię było stać?
Zdradzę ci tajemnicę jedną drobną w tym względzie: jeżeli czujesz, że coś jest nie tak między wami, wtedy jedynym sposobem, żeby to zmienić, jest okazanie serdeczności; jeżeli się przełamiesz, nawet prawie wbrew sobie i zrobisz twojej ukochanej osobie coś dobrego, to nie tylko rośnie miłość jej do ciebie ale i twoja do niej. I na takiej zasadzie buduj swoje małżeństwo.
Nagrywaliśmy dla telewizji kolejny odcinek: Małżeństwo. W hotelu Pollera, na placu Świętego Ducha, na parterze, w sali recepcyjnej. Jakby czekając na młodą parę i na ich gości. Tym bardziej, że szczęśliwie znalazł się portret Modrzejewskiej. Na jej tle przebiegała cała rozmowa. Pani Teresa, z którą toczyła się rozmowa, trochę z przekory zarzuciła mi: „A ksiądz tak ciągle o miłości. A przecież ślubujemy nie tylko miłość. Ale przysięgamy sobie wierność. I przysięgamy sobie: że nie opuszczę cię aż do śmierci. A to są różne rzeczy. Miłość może się skończy, ale wierność musi pozostać". Nie, proszę pani - odpowiedziałem. Moglibyśmy sobie tę litanię nawet wydłużyć: ślubuję ci miłość, wierność, lojalność, cierpliwość, wytrwałość. Można by było mówić dłużej: że pozostanę z tobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Ale naprawdę to wszystko jest niepotrzebne. Wystarczy tylko jedno słowo, w którym się wszystko tamto mieści: I ślubuję ci miłość. A nawet nie „ślubuję". To już jest złe słowo. Bo gdy ślubuję, to wygląda na to, że sam się zmuszam i ciebie zmuszam. Powinno się raczej mówić: I wyznaję ci miłość. W tym wyznaniu miłości jest wszystko. Cała treść małżeństwa.
Padł kolejny zarzut: „Czy można ślubować miłość? Przecież miłość albo jest, albo jej nie ma. Tak jak przyjdzie, to może odejść. Ja na to nic nie poradzę". A więc nieprawda. Ślubujesz miłość, to znaczy ślubujesz, że będziesz starał się jej nie stracić. Czyli nie tylko masz się starać, abyś był kochany, ale abyś ty kochał.
Jest taki zwyczaj w kościele, gdzie odprawiam Mszę świętą o godzinie 18, że po Mszy świętej jestem do dyspozycji ludziom, którzy chcą ze mną rozmawiać. I tak to jest do godziny 21. Muszę przyznać, że tematem rozmów w jakiś dwóch trzecich to sprawy: chłopiec - dziewczyna, względnie: mąż - żona.
Przypominam sobie, gdy raz tak słuchając opowieści o tym, jak to miłość się skończyła i jak smutno, nudno, po prostu okropnie a w dodatku beznadziejnie, zapytałem: „I co dalej? Jakie jest wyjście, jaka rada?" A czekałem, a spodziewałem się odpowiedzi tylko jednej: „Muszę nieść krzyż taki do końca życia". I taka padła. A wtedy mi przyszło do głowy, że jedyne wyjście z tej sytuacji jest: zakochać się jeszcze raz. I to powiedziałem. W pierwszej chwili nie zostałem zrozumiany: „Jak ksiądz mówi?" „Trzeba, aby się pani na nowo zakochała w swoim mężu - powtórzyłem. - I żeby się mąż na nowo w pani zakochał". „Przecież to niemożliwe". „Nie, to jest możliwe". I wytyczyłem program na najbliższy okres, prosząc, ażeby po miesiącu znowu przyszła.
„A może ksiądz zdradzić, jaką terapię ksiądz przepisywał? Bo na ile rozumiem, to ksiądz stosował tę metodę niejednokrotnie". A, to bardzo indywidualnie. Zależnie od tego, co mnie uderzyło, co uważałem za szczególnie ważne. „Ale proszę dać jakiś przykład". Proszę bardzo. Wygląd zewnętrzny: włosy, starannie dobrany, gustowny ubiór. Pogoda ducha, czyli uśmiech. Otwartość, dowcip, tworzenie atmosfery normalności a nie napięcia, luzu a nie postawy na baczność. Porządek w domu, schludność. Troska o posiłki. Stół nakryty, jedzenie ładnie podane. Zalotność, zbliżenie, łącznie z pogłaskaniem, przytuleniem, pocałunkiem. Ale zaznaczam: ten etap rezerwowałem na koniec. Najpierw trzeba postarać się, aby systematycznie i konsekwentnie odzyskiwać utracone obszary terenu a potem startować do czułości. Ale w tym procesie istotne znaczenie ma takt. Nie może być nic na siłę. Nie może być nawet cienia narzucania się. Nie wolno przedobrzyć. To misterna robota.
„Jakie ksiądz ma rezultaty?" Rozmaite. Są ludzie, którzy odskakują. Czują się prawie obrażeni, rozczarowani. Nie po takie rady przyszli, tylko po pociechę. Nie tego się spodziewali. Ale bywa, że niektórzy z nich przekonują się.
Ot, nie tak dawno przyszła do mnie kobieta, mówiąc, że uratowałem jej małżeństwo. A była u mnie ostatni raz przed ośmioma laty, nawet nie pamiętam, jaka to była sprawa.
I dlatego muszę powiedzieć, że nawet bardziej niż sam ślub lubię świętować rocznice ślubu. Już tę pierwszą, potem drugą małżeństwa. Bo jakoś chodzę za tymi moimi nowożeńcami i trochę oni chodzą za mną, ci których błogosławiłem, i wypatruję ich miłości. I cieszę się, jak kto głupi, gdy to pierwsza rocznica ślubu. Drugą cieszę się jeszcze bardziej. Trzecią - szalenie. Gdy piąta, wołam: Żyjemy! Gdy dziesiąta, gratuluję, jesteśmy na dobrej drodze! Gdy dwudziesta piąta, śpiewam: „Sto lat". A z największą radością patrzę się, jak dwoje starszych małżonków, już z siwizną na głowie, idą trzymając się za ręce.
Bo przecież tak to jest, że sakrament małżeństwa - tak jak inne sakramenty - to nie uroczysty akt, który trwa mniej więcej godzinę i się kończy. Ale to codzienność. Ślub zaczyna proces. Ale realizowanie go musi być codzienne. Co to znaczy? Jeżeli powiedziałeś kiedyś, że miłujesz, to musisz walczyć o tę miłość swoją. Musisz się pilnować, żeby jej nie stracić. Musisz walczyć o tego Boga, który cię nawiedził. Starać się, aby Go nie wypchnąć ze swojej duszy. A do tego należy nie tylko obowiązek świętowania rocznicy raz w roku.
opr. ab/ab