Rok z Thomasem Mertonem - fragmenty
Thomas MertonRok z Thomasem MertonemCodzienne medytacjeISBN: 978-83-7318-800-6 |
Wczoraj wieczorem, po modlitewnym czuwaniu w kaplicy nowicjatu (nie poszło mi zbyt dobrze — byłem roztargniony i rozkojarzony), położyłem się późno do łóżka w pustelni. Absolutna cisza. Na farmie Boone'a i Newtona żadnych świateł. Leżąc w łóżku, uświadomiłem sobie nagle swój stan: byłem szczęśliwy. Wypowiedziałem to dziwne słowo: „szczęście”, i zdałem sobie sprawę, że otacza mnie jako podmiot, a nie przedmiot. Było wokół mnie i we mnie. Kiedy dziś rano, schodząc do klasztoru, ujrzałem morze gwiazd nad nagim zarysem lasu, uderzyło mnie nagle pełne znaczenie wszystkiego. Pojąłem, że otacza mnie niezmierzone Boże miłosierdzie, że Pan w swej nieskończonej dobroci wejrzał na mnie i w miłości obdarzył mnie tym powołaniem, które zawsze pragnął mi darować, a tym samym jak niedorzeczne i banalne były wszystkie moje obawy i rozterki. Niezależnie od tego, co ktoś mógłby o tym myśleć lub mówić, realizuję swoje powołanie do samotności (choć nie jestem typowym eremitą). Nieważne, jak mnie nazwą lub zaklasyfikują. W świetle prostego faktu Bożej miłości oraz formy, jaką przybrała ona w misterium mojego życia, wszelkie klasyfikacje tracą sens i nie chcę więcej zaprzątać sobie nimi głowy (jeśli w ogóle robiłem to kiedykolwiek) — przynajmniej w tej sprawie.
Jedyną reakcją jest wyjść poza wszystko, kim jestem — a jestem przecież nikim — i wylać tę nicość z wdzięcznością za to, że Bóg jest Tym, kim jest. Wszystko inne jest zuchwalstwem, bo niszczy prostotę tej nicości przed Bogiem, nadając jej pozory „czegoś”.
9 grudnia 1964, V, 178
opr. aw/aw