Kolejna część wielkopostnych spotkań z Jezusem (6)
Ja jestem krzewem winnym,
wy — latoroślami.
Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity,
ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić
(J 15,5)
Stara żydowska legenda opowiada o kobiecie, która codziennie uczęszczała do synagogi. Przyszedł jednak czas, gdy spadły na nią ciężkie doświadczenia: mąż stracił pracę, dorosłe dzieci coraz rzadziej ją odwiedzały, ból głowy nie pozwalał zasnąć, sąsiedzi zaczęli obgadywać. Przyszły czarne myśli i nadszedł też dzień, w którym po raz pierwszy nie poszła do synagogi. Następnego dnia również. Po kilku dniach do drzwi jej mieszkania zapukał stary rabin. Zapytał grzecznie, czy może wejść. Skinęła głową. Wszedł więc i usiadł koło kominka. Długo nic nie mówił. Potem wziął szczypce, wyciągnął z ognia kawałek żarzącego się węgla i położył go na kamiennej posadzce przed kominkiem. Oboje przyglądali się, jak pomału gasł, aż wreszcie sczerniał i tylko trochę dymu uniosło się do góry. Kobieta podniosła wzrok i wyrzekła tylko jedno słowo: zrozumiałam. Następnego dnia widziano ją modlącą się w synagodze.
Do podstawowych warunków wzrostu życia duchowego obok modlitwy, karmienia się Słowem Bożym i przyjmowania sakramentów należy życie we wspólnocie. Można nawet powiedzieć, że zarówno Słowo Boże, jak i sakramenty święte skierowane są ku wspólnocie, są środkiem budowania wspólnoty. Jezus nie objawia swojej obecności wprost. Daje się poznać w znaku Słowa, w znaku sakramentalnym i w znaku wspólnoty. Każdą, najmniejszą nawet wspólnotę, zapewnia: Gdzie dwóch albo trzech jest zgromadzonych w imię moje, tam Ja jestem pośród nich. A tam, gdzie On jest, nie ma już mroku, smutku i beznadziejności, podziału i nienawiści. Jest światło, radość i pokój. Jedność i miłość.
Człowiekowi wydaje się tylko, że wszystko zależy od niego samego: od jego starania, wysiłku, dobrej woli. Owszem, musi dać swój wkład w budowanie dobra w sobie i wokół siebie, ale bez zjednoczenia z Bogiem i bez pomocy braci niczego nie uda mu się dokonać.
Także Jezus potrzebował wspólnoty. Szukał towarzystwa Apostołów przed swoją Męką — w Wieczerniku i w Ogrójcu. Nie wszyscy — i nie zawsze — byli Mu wierni. Judasz Go zdradził, przyjaciele nie znaleźli dość sił, by czuwać z Nim w Ogrójcu, Piotr się Go zaparł, pod krzyżem z Apostołów wytrwał tylko Jan. Ale miłość Jezusa była większa. Można nawet powiedzieć, że rosła w miarę oddalania się uczniów. Jezus wiedział, że Jego śmierć jest potrzebna każdemu, na jego własną miarę. Wiedział, że mimo ludzkich słabości i odejść, ci, którzy Go pokochali, potrzebują komunii z Nim i komunii pomiędzy sobą. Potrzebują jej jak chleba...
Dlatego w Eucharystii dał swoje Ciało i swoją Krew. Dał samego siebie. Daje nam siebie także dziś. Kiedy więc jesteśmy spragnieni miłości, szukajmy jej właśnie w zjednoczeniu z Jezusem-Eucharystią. On, ukrzyżowany z miłości Bóg, który zwyciężył śmierć, również nam pozwala ją zwyciężać dzięki swej nieustannej obecności — pomiędzy nami i w nas.
opr. mg/mg