Wiem, co to bieda

Nadmiar czasu, który pojawia się w życiu wraz z emeryturą, można zagospodarować na wiele sposobów - dla Krystyny Wojewódzkiej sposobem na życie stała się pomoc potrzebującym

Wiem, co to bieda

Nadmiar czasu, który pojawia się w życiu wraz z emeryturą, można zagospodarować na wiele sposobów. Bardziej majętni i odważni zwiedzają dalekie kraje, inni oddają się dotychczas zaniedbywanym pasjom — malują, muzykują, grają w szachy, nadrabiają zaległości kulturalne. Jeszcze inni opiekują się wnukami albo pielęgnują ogródek. Dla  Krystyny Wojewódzkiej, wolontariuszki Parafialnego Zespołu Caritas, sposobem na życie po sześćdziesiątce stała się pomoc potrzebującym.

Początki

Wiele lat spędziła w warszawskim Biurze Projektów, w Pracowni Elektrycznej. Kiedy pojawiła się możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę, powiedziała sobie — pora odpocząć. Jednak dość szybko, po kilku tygodniach czy miesiącach, stwierdziła, że nie może żyć bezczynnie. I rozpoczęła działanie w Caritas.

— W domu katechetycznym przy powstającym dopiero kościele NMP Matki Kościoła przy ul. Domaniewskiej w Warszawie z kilkoma osobami stworzyliśmy zespół wspierający osoby ubogie i potrzebujące pomocy. Na samym początku w niewielkiej jeszcze parafii poznawałam osobiście rodziny wymagające wsparcia. Pamiętam historię małego chłopca, bardzo zaniedbanego przez matkę — alkoholiczkę. Chłopczyk był niedożywiony, przestraszony, jąkał się. Żeby mu pomóc, skontaktowałam się z jego nauczycielką i księdzem. Po tej interwencji dziecko najpierw udało się umieścić w szpitalu, a później wysłać do sanatorium, skąd wróciło całkowicie odmienione — zdrowsze, odkarmione, uśmiechnięte — wspomina początki swojej pracy charytatywnej.

Kiedyś udało jej się namówić pewnego ciężko chorego pana do wznowienia kontaktu z rodziną. Dzięki temu, że skontaktował się z bratem, przebywającym za granicą, mogła zostać sfinansowana operacja jego stóp.

— Wiele takich historii sobie przypominam. Uważam, że trzeba w miarę swoich możliwości pomagać każdemu, kto o to poprosi. Nie jest ważne, czy ten człowiek jest alkoholikiem czy ma na swoim koncie jakieś przewinienia. Pan Bóg go ostatecznie osądzi, nie ja — podkreśla.

Pani Krystyna często czuje Bożą interwencję w swojej pracy: — Kiedyś do magazynu odzieżowego przyszedł mężczyzna w bardzo zniszczonych butach, boso prawie, a ja akurat dla niego lepszych butów nie miałam. Siadł sobie przed budynkiem i tak czekał, nigdzie mu się nie spieszyło. I stała się rzecz niesłychana — pojawiło się w magazynie małżeństwo z parą męskich butów w rozmiarze, którego potrzebował ten bezdomny. Czy to nie palec Boży w tej sprawie zadziałał? — pyta retorycznie.

Co jest najważniejsze...

Wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka wyniosła z rodzinnego domu. — Wiem, co to bieda czy nawet głód. Przeżyłam to wszystko jako dziecko podczas wojny i okupacji. Żeby uniknąć wywózki do Niemiec, pracowałam, opiekując się dziećmi w niemieckich rodzinach. Sama wówczas byłam dzieckiem — miałam niespełna dziesięć lat! — wspomina.

Jej pracę jako wolontariuszki akceptował i zawsze wspierał nieżyjący już mąż. Kiedyś, pomagając w transporcie żywności, zasłabł... Obecnie ogromną pociechą dla pani Krystyny są dwaj wnukowie, kulturalni i wykształceni chłopcy. Jeden jest absolwentem Politechniki Warszawskiej, a drugi studentem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Babcia zawsze może na nich liczyć.

Działania podejmowane przez Parafialne Zespoły Caritas są różnorodne. Obecnie podstawą jest wydawanie żywności oraz odzieży potrzebującym. Za sprawą pani Krystyny, dzięki funduszom pozyskanym ze sprzedaży świec wigilijnych i wielkanocnych, ubodzy z parafii NMP Matki Kościoła otrzymują też bożonarodzeniowe paczki. Ale najważniejsze okazuje się zawsze dobre słowo i zainteresowanie losem drugiego człowieka. Pani Krystyna nigdy nie przechodzi obok ludzkiej biedy i nieszczęścia obojętnie.

Notowała Agata Jabłonowska-Turkiewicz

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama