Czy bycie singlem, czyli osobą samotną może być powołaniem?
Przynajmniej raz w roku w Kościele słyszę modlitwy o powołanie do kapłaństwa. W moim życiu też tylko raz usłyszałem, że ci oto zostali powołani do miłości małżeńskiej (przy okazji ślubu). Czy bycie singlem jest czymś nieodpowiednim?
Singiel, według definicji socjologicznej, to osoba między 25. a 55. rokiem życia, niezależna zawodowo, bez stałego partnera i żyjąca we własnym gospodarstwie domowym. Według różnych źródeł w Polsce takich ludzi jest już 5 milionów, a w Europie ponad 160. Myślę też, że takich osób będzie coraz więcej. Oczywiście sfera rozrywkowo-konsumpcyjna też o tym wie: popularna wyszukiwarka internetowa pod hasłem „singiel” odnajduje ponad milion stron. Jedna z nich na wstępie proponuje dwie ścieżki: można tu znaleźć „dawkę adrenaliny” albo „drugą połowę”. Tej pierwszej dostarczą nam przeróżne niekonwencjonalne propozycje: quady, przeloty balonem lub motolotnią, skoki ze spadochronem, rejs szybką motorówką, przejazd jeepem czy... czołgiem. Wszystko dla ciebie, drogi singlu!
Na progu XXI wieku znikają takie określenia, jak starokawalerstwo czy staropanieństwo. Życie bez „partnera” nie jest przecież złe, a nawet — o czym przekonują tytuły poradników dla singli — dobre, wygodne i lepsze niż z kimś, z kim trzeba się liczyć i kto nieustannie w domu tylko zrzędzi. Niezależność i brak zobowiązań staje się wartością nadrzędną. Coraz częściej bycie kawalerem lub panną to stan, który albo przedłuża się bardzo mocno, albo okazuje się być wyborem na całe życie. Kiedyś alternatywa była raczej prosta: celibat (życie duchowne) albo ożenek. Obecnie jednak rośnie odsetek wykruszających się z powyższej dychotomii. I nie przekonują nawet badania: np. dr Anna Lipowicz z wrocławskiego Zakładu Antropologii PAN dowodzi, że kawalerowie (nawet z wyższym wykształceniem) częściej skarżą się na dolegliwości układu oddechowego i nadciśnienie. Miewają też problemy ze wzrokiem i podwyższony poziom cukru, a ci, którzy wybrali ślubny kobierzec, żyją dłużej. Dla przeciwwagi: żonaci mężczyźni wykazują mniejszą aktywność fizyczną i częściej są otyli.
O coraz liczniejszej grupie tzw. singli rozmawiałem z księdzem profesorem Adamem Przybeckim z Zakładu Teologii Pastoralnej UAM. Zwrócił uwagę, aby w sposób mechaniczny nie przenosić pojęć stosowanych np. w badaniach socjologicznych na płaszczyznę opisu doświadczenia osób wierzących, które żyjąc samotnie, nie utożsamiają się z lansowanym w pewnych środowiskach stylem życia czy swoistą filozofią singli. Różne bowiem mogą być powody życia w samotności: niemożność spotkania odpowiedniego kandydata na współmałżonka, zobowiązania wobec własnych rodziców, porzucenie przez małżonka, wdowieństwo czy wreszcie świadomy wybór takiej drogi w ramach realizacji własnego powołania życiowego. Nie ukrywał zarazem, iż jego zdaniem refleksja teologiczna nie nadąża za bardzo szybkimi zmianami, dokonującymi się we współczesnym życiu społecznym. - Rejestrujemy zjawiska, lecz zbyt powolnie na nie odpowiadamy. Praktyka życia nieubłaganie idzie do przodu — przyznaje ks. prof. Przybecki, dodając, że Kościół promuje taki styl życia, który jest motywowany miłością. — Podstawową drogą wiernych pozostaje wspólnota życia, zazwyczaj rodzina. Od początku jednak było miejsce dla osób, które wybierały życie samotne ze względu na jakiś cel ich powołania. Najważniejszy w tym wszystkim jest powód, dla którego dokonujemy wyboru konkretnej drogi życia. To jest najważniejsze — wyjaśnia ks. prof. Przybecki. Jeśli człowiek nie kieruje się miłością wobec drugiego człowieka, lecz tylko czystym hedonizmem, wygodnictwem i egoizmem, to trudno to uznać za wybór podyktowany Ewangelią.
Na pytanie dotyczące duszpasterstwa singli usłyszałem wprost, że mój rozmówca nie spotkał się z tak nazywaną formą działalności pastoralnej. Zna natomiast liczne propozycje duszpasterskie kierowane do osób żyjących samotnie z bardzo różnych powodów, o których wspominał wcześniej. Byłoby dobrze, aby single znaleźli w tych inicjatywach propozycje dla siebie. — Są bowiem także częścią Kościoła! Takie spotkania mogłyby stać się świetną okazją do refleksji, której tak często brakuje, pozwalając zmierzyć się im z pytaniem o wybór drogi własnego życia. Wtedy dopiero okazałoby się, dlaczego właśnie taki wybór został podjęty: czy jego źródłem był tylko egoizm, czy bezmyślne naśladowanie propagowanych przez niektóre środowiska postaw, czy wreszcie ucieczka przed wzięciem odpowiedzialności za drugiego człowieka. Propozycja taka winna jednak opierać się na pełnym troski pragnieniu towarzyszenia człowiekowi w jego różnorakich doświadczeniach życia, a nie kierować się filozofią wolnego rynku, z jego hasłami podaży i popytu — dodaje z ks. prof. Przybecki. Chodzi o znaczący impuls do obudzenia większej samoświadomości dokonywanych w całej prawdzie wyborów, w których punktem orientacyjnym jest miłość.
Zajmujący się duszpasterstwem rodzin w archidiecezji poznańskiej ksiądz doktor Paweł Pacholak powiedział mi, że dla niego singiel to raczej moda - w pewnym sensie wytwór współczesnej popkultury. — Problematyka tzw. singli to dla mnie w zasadzie same pytania. Nie oznacza to, że nie chcę zauważać jakichś spraw współczesnego społeczeństwa. Pojawia się jednak trudność w definiowaniu pojęcia singiel. Problematyczna jest zwłaszcza kwestia motywacji: Sens ma życie dla kogoś lub czegoś. Natomiast jeżeli singiel to ktoś, komu wygodniej żyć samemu, to dla tego sposobu życia specjalne duszpasterstwo raczej nie ma sensu — wyjaśnia ks. dr Pacholak.
Mój rozmówca tłumaczy, że dla osób żyjących w samotności — np. po rozwodzie lub w separacji - jest prowadzone duszpasterstwo specjalistyczne. Jednak w normalnym modelu społecznym samotność nie jest pozytywna. Odpowiadając na pytanie o powołanie do życia w samotności przywołuje antropologię biblijną, na gruncie której „nie jest dobrze, żeby człowiek był sam”. Jego zdaniem samotność nie może być celem samym w sobie, ale życie dla kogoś lub czegoś tak. — Można wyobrazić sobie sytuację, w której rozpoznaje się zadania wymagające życia w samotności. W konsekwencji jeśli ktoś poświęca się dla takich zadań, to chyba sensowniej proponować mu duszpasterstwo zawodowe, skupiające się właśnie na jego poświęceniu. Na przykład jeśli lekarz wybrał świadomie życie w samotności właśnie dla lepszego wykonywania swego zawodu, to lepiej wspierać go jako lekarza niż jako osobę samotną — dodaje ks. dr Pacholak.
Jeśli rzeczywiście w naszym kraju żyje już 5 milionów singli, to trzeba by się chyba zgodzić z socjologiem Dagmarą Jaszewską, która pisze o „singlizacji społeczeństwa”. Przyczyn tego zjawiska jest bardzo wiele, a do najważniejszych z nich należą: rosnąca indywidualizacja społeczeństwa i osłabienie społecznej kontroli, co jej zdaniem prowadzi do przemian obyczajowych odbijających się kryzysem rodziny (wzrost liczby rozwodów i związków nietrwałych oraz niski przyrost naturalny) Jej zdaniem kiedyś w kojarzeniu się ludzi pomagała kultura i reguły społeczne, których dziś po prostu nie ma (lub nie mają takiego wpływu na człowieka).
Choć socjolog stara się pokazywać różne perspektywy życia w pojedynkę i pisze wprost, że bycie singlem „nie musi być potępione”, to jednak zauważa: „Promowanie nowej moralności singlowskiej nie okazało się remedium na nieudane związki, raczej utrudnia znalezienie szczęścia we dwoje. Często jest maskowaniem skrywanych problemów psychicznych i seksualnych, a przyjęcie sztandarowych haseł singli nie przyczynia się do wyjścia z własnej skorupy, ale wręcz w niej utwierdza — przekonując, że ten stan wiecznie szukających jest najzupełniej normalny”. Taki opis nie powinien nas dziwić — wszak socjologia próbuje ogarnąć społeczeństwo niejako z lotu ptaka: zobaczyć najważniejsze trendy i przewidywać ich skutki. Niewątpliwie znaczny spadek przyrostu naturalnego w Polsce nie napawa optymizmem, a prognozy demograficzne na przyszłość są alarmujące. Jednak zasadnicze pytanie dotyczące stylu życia singla powinno raczej dotyczyć jego motywacji. Przyszło nam żyć w czasach, w których wolny wybór i wolność dla stają się priorytetem. Mam tylko nadzieję, że każdy będzie potrafił z nich skorzystać zgodnie z własnym powołaniem. Nie dlatego, że tak jest wygodniej, lecz dlatego, że każdy jest powołany do miłości. Nikt przecież nie powinien żyć dla siebie. A jeżeli tak jest, to nazywa się to egoizmem, czego nauka Kościoła i w zasadzie nikt, komu nieobojętna jest przyszłość społeczeństwa, nie popiera.
opr. mg/mg