Marto, pozwól Jezusowi Cię nakarmić, zanim podasz Mu kolację

Panie, czy Ci to obojętne… Pewnie wielu z nas wie z doświadczenia, co czuła Marta. Może nawet w kiedyś podobnych słowach zwróciliśmy się do Boga. Obawiamy się, że nasze starania i wysiłek w czynieniu dobra nie mają dla nikogo znaczenia i nawet Bogu są obojętne. Taka myśl może przyjść do głowy szczególnie wówczas, gdy nie spotykamy się z wdzięcznością ze strony innych ludzi. 

Starania Marty nie umknęły uwadze Nauczyciela. Patrzył się uważnie i czekał. Z pewnością doceniał jej zaangażowania. Przygotowanie posiłku było z jej strony wyrazem szacunku i miłości. Dla Żydów przyjęcie kogoś do domu i zaproszenie na posiłek było gestem o jeszcze większym znaczeniu niż dla nas. Z jednej strony gościnność dla podróżnych była uważana za jeden z ważniejszych wymogów prawa moralnego. Ale też zaproszenie na posiłek w swoim domu oznacza przyjaźń. Marta uwija się po domu, aby kolacja była jak najlepsza, bo kocha Pana Jezusa i chce to pokazać tak, jak potrafi i jak tego wymaga pradawny obyczaj.

Z relacji Ewangelisty wynika, że Marta była panią domu, więc czuła się pierwszą odpowiedzialną za to, w jaki sposób Gość zostanie potraktowany. Jest kobietą i w jej naturę wpisane jest macierzyństwo, które jest czymś więcej niż instynktem opieki nad własnymi dziećmi. Troska pani domu, aby wszyscy domownicy i goście byli nakarmieni jest przejawem macierzyństwa. Oczywiście, Marta nie traktuje Jezusa jak swego dziecka, ale kocha Go kobiecym sercem, które też jest matczyne. 

Marta postępuje właściwie, gdyby przyjąć, że jej Gość jest tylko wędrownym, mądrym i pobożnym rabinem, z którym łączą ją więzy przyjaźni. Ale On jest kimś więcej i Maria chwyciła to wcześniej niż jej starsza siostra. Zwykłe reguły gościnności tu nie wystarczą. Jego trzeba do swego domu przyjąć na innych zasadach, których Marta jeszcze nie rozumie i stąd wynika jej frustracja.

To Pan Jezus jest tym, który karmi swoich przyjaciół, którzy przyjmują Go do swego domu, a więc każdego człowieka, który w Niego uwierzył i przyjął do swego serca. Dlatego przychodząc do domu swych przyjaciół zaczyna od podania przygotowanego przez siebie posiłku. Nie tylko naucza, ale pozwala swoim przyjaciołom cieszyć się swoją bliskością. Wkrótce dokona cudu, który sprawi, że dosłownie stanie się naszym pokarmem – w Eucharystii. Maria naprawdę wybrała najlepszą cząstkę.

Starania Marty nie są Jezusowi obojętne. Zwraca się do niej tak serdecznie, powtarzając dwukrotnie jej imię, aby nie miała wątpliwości, że jest jej Przyjacielem. Nie chce, żeby energia serca Marty się zmarnowała. Chce nadać właściwy sens jej staraniom, również jej szlachetnej pracy pani domu. Aby tak było, Marta musi pozwolić, aby najpierw On ją nakarmił.

Żadne szlachetne i dobre działanie człowieka nie jest obojętne Bogu. Nasza troska o bliźnich, o dom, o rodzinę, przyjaciół i wszystkich wokół nasz, wreszcie troska o dobro wspólne przejawiająca się w dobrze wykonywanej pracy zawodowej – wszystko to Bóg widzi i przyjmuje. Ale chce nadać temu pełny sens, przeniknąć swoją miłością. Dlatego u podstawy każdego ludzkiego działania powinna być modlitwa. "Najpierw modlitwa, potem pokuta, dopiero na trzecim miejscu – daleko „na trzecim miejscu” – działanie." (św. Josemaría Escrivá, Droga 82) 

Niekoniecznie oznacza to pierwszeństwo w sensie chronologicznym. Wystarczy, że każdego dnia znajdziemy czas na modlitwę, w różnych formach, w różnych porach dnia, stosownie do swojej sytuacji rodzinnej i zawodowej. Ważne, żeby być systematycznym i hojnym, nie kalkulując, jakby tu zaoszczędzić czas z Panem Bogiem. Raczej szukajmy oszczędności w innych naszych aktywnościach – aby mieć czas dla Niego. Wtedy wszystkie nasze działania nabiorą pełnego sensu i staną się przejawem naszej miłości do Niego. 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama