„Nie ma już mężczyzny ani kobiety”. Ale to nie gender.

Jeszcze do niedawna w społeczeństwie sprawą oczywistą było istnienie dwóch płci związanych z biologicznymi różnicami. Dziś zamiast słowa „sexus”, czyli płeć, próbuje się wstawiać słowo „gender”, czyli płeć społeczna. W propagowaniu idei gender chodzi o przekonanie, że różnice biologiczne między mężczyzną i kobietą są niewielkie i de facto społecznie nie znaczące, a to oznacza, że dana jednostka może sama siebie w dowolny sposób zdefiniować, abstrahując nawet od własnej biologii. Jeszcze niedawno oczywistością było, że społeczeństwo jest „binarne”, czyli dzieli się na przedstawicieli dwóch płci. Dziś w niektórych szkołach średnich pojawia się czasem ktoś, kto określa siebie jako „osoba niebinarna”, czyli czująca się inną niż płeć biologiczna.  

Skąd rodzą się tego typu pomysły? Po pierwsze, wyrosły one z kolejnej fali feminizmu, czyli walki o równouprawnienie kobiet. W promocji genderyzmu chodzi o taki sposób walki o godność kobiety, że niweluje się całkowicie różnice wynikające z płci. Mówi się, że wtedy nastąpi całkowita równość, gdy wszelkie różnice się zniweluje. Różnice jakoby rodzą dyskryminację. Po drugie, genderowe idee wynikają z absolutnego ubóstwienia wolności, szczególnie w sferze seksualnej. Człowiekowi wolno wszystko: może w dowolny sposób wyrażać swoją seksualność, w dowolny sposób ją zaspokajać, może wybierać już nie tylko orientację, ale i samą płeć. Wraz jednak z poszerzaniem przestrzeni wolności rodzi się zagubienie wielu młodych. Współczesne ideologie nie ułatwiają młodym umocnić własną podmiotowość, której istotnym elementem jest wrodzona płeć. Narasta w nich dysharmonia osobowościowa, związana z wewnętrznymi napięciami, prowadzącymi do trudności w akceptacji własnej płciowości, a czasem do jej negacji.  

Nie można się zatem dziwić, że dla niektórych słowa św. Pawła z Listu do Galatów, dziś przywoływane w pierwszym czytaniu „nie ma już mężczyzny ani kobiety” brzmią albo jak manifest genderyzmu, albo przynajmniej jako jego zapowiedź. Tym bardziej potrzebne jest właściwe rozumienie przesłania św. Pawła. Jeśli Paweł mówi „nie ma już mężczyzny ani kobiety”, to rzeczywiście myśli o przezwyciężeniu antagonizmów między osobami dwóch płci. Prawdą jest bowiem, że takie napięcia istnieją, że często ofiarą tych napięć jest kobieta, choć nierzadko bywa odwrotnie. Jednak napięcia te wynikają nie z samych różnic płciowych, lecz z grzechów pychy, egoizmu i ulegania pożądliwościom. Genialnie pokazuje to Księga Rodzaju. Z pierwszego rozdziału dowiadujemy się, że Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę. Płeć zatem jest darem Bożym, jak i samo życie. W trzecim rozdziale tej księgi czytamy, że skutkiem grzechu pierwszych rodziców stały się od razu napięcia wynikające z różnic płciowych. Wcześniejsza nagość będąca symbolem harmonii, musiała zostać zakryta jako zabezpieczenie przed pożądaniami. Żeby zatem pokonać napięcia między mężczyzną i kobietą potrzebne jest przezwyciężenie grzechu. To przezwyciężenie w swych najgłębszych korzeniach możliwe jest jedynie poprzez przyjęcie łaski Bożej i współpracę z tą łaską. To przyjęcie łaski dokonuje się w chrzcie świętym, który nadaje status godności dziecka Bożego, niezależnie od różnic kulturowych, społecznych i płciowych. To właśnie o tym pisze św. Paweł: „wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”. Św. Paweł nie jest piewcą ani genderyzmu ani niebinarności, lecz równej godności dziecka Bożego wynikającej ze chrztu świętego.

Co to wszystko oznacza dla życia społecznego i rodzinnego? Po pierwsze, warto i należy ludziom młodym ukazywać, że życie i płeć są darem Boga, że płciowość służy pogłębieniu miłości małżeńskiej i powoływaniu nowych istnień ludzkich. Warto delikatnie towarzyszyć młodym, by przyjęli fakt własnej płciowości pogodnie i z nadzieją. Po drugie, wolność jest także darem Bożym, ale niestety można ją źle w życiu wykorzystywać, doprowadzając do destrukcji samego siebie. We własnej wolności nie możemy występować przeciw własnej biologii. Po trzecie, jeśli spotykamy na naszej drodze osobę, która definiuje się jako „niebinarna”, to należy podchodzić do niej miłością i cierpliwością, ale bez poddawania się jej subiektywnemu przekonaniu. Można jej zaproponować kontrakt, wyrażający się w takim lub podobnym stwierdzeniu: „masz z mojej strony pełny szacunek dla całej ciebie, a zatem także dla twojej biologii, dlatego będę cię określać płcią, którą masz w metryce urodzenia. Będę zwracać się imieniem metrykalnym, choć może Ci się to w tym momencie nie podobać. Jednak wiedz, że chcę z tobą rozmawiać o twoim życiu, o twoich problemach, także tych związanych z tożsamością płciową”. Po czwarte, rację mają ci rodzice, którzy zapowiadają w szkole, że jeśli nadal w klasie ich nastoletniego dziecka będzie eksponowana przez niektórych nauczycieli deklarowana niebinarność innego ucznia poprzez używanie nowych imion, np. neutralnych płciowo, to oni jako rodzice wypiszą swoje dziecko z tej szkoły, gdyż takie zachowania wewnątrzszkolne wpływają destrukcyjnie na tożsamość seksualną ich dziecka. Dziś takich rodziców próbuje się przedstawić jako zacofanych, a przecież oni chronią swoje dzieci.

Tak jak w Konstytucji RP chroniona jest hetero-normatywność małżeństwa (art. 18), tak też należy wzmacniać binarność społeczeństwa, wynikającą z biologii oraz z przesłania biblijnego, z zachowaniem niezwykłej wrażliwości i miłości wobec osób przeżywających trudności i napięcia związane z własną tożsamością seksualną.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama