Błogą atmosferę świąt Narodzenia Pańskiego nagle przerywa męczeństwo św. Szczepana. W drugi dzień świąt słuchamy Ewangelii o prześladowaniach uczniów Chrystusa. A przecież nie nacieszyliśmy się jeszcze świątecznym klimatem i nowonarodzonym Dzieciątkiem. Wiara chrześcijańska nie jest ckliwą opowiastką o kochających rodzicach i o szczęściu nowych narodzin. Dobra Nowina to życie, które jest zmaganiem i walką, a którego nieodłącznym elementem jest śmierć, czasami nawet męczeństwo.
Chrystus, i o tym nie wolno nam zapomnieć, przychodzi na świat po to, aby nas zbawić. Zbawienie to dokonuje się przez męczeńską śmierć. Od tego momentu każde przelanie chrześcijańskiej krwi nie będzie już nazywane śmiercią, bo została ona pokonana, ale – paradoksalnie – narodzinami… dla Nieba.
Dziś zatem również obchodzimy pamiątkę narodzin. W starożytnych kalendarzach kościelnych pod datą dzisiejszą widniał napis „Narodziny św. Szczepana”. Szczepan jest nazywany pierwszym męczennikiem, gdyż jako pierwszy po Chrystusie poniósł męczeństwo. Dziś jego pamiątkę obchodzimy uroczyście jako wielkie święto. Świętujemy dlatego, że Szczepan odniósł zwycięstwo. „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”. Diakon Szczepan wytrwał przy Chrystusie do końca, dlatego osiągnął zwycięstwo. A jego śmierć jest powodem do chluby i radości.