Mądrość serca polega na umiejętności połączenia kontemplacji i działania – mówił w homilii prymas Polski abp Wojciech Polak podczas Mszy św. na rozpoczęcie drugiego dnia obrad 387. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski
Abp Polak podkreślił, że „władza jest posługiwaniem i jako taka ma być sprawowana dla dobra wszystkich i szerzenia Ewangelii”. Poranna Msza św. z udziałem Episkopatu miała miejsce w kościele pw. św. Mateusza w Pabianicach, który był kościołem parafialnym św. o. Maksymiliana Kolbego.
Publikujemy tekst homilii:
6 października 2020, Pabianice, kościół pw. św. Mateusza
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!
W dzieje stuletniej diecezji, a dziś archidiecezji łódzkiej, wpisuje się również ten pabianicki kościół, w którym dziś rano się modlimy. To właśnie tutaj – jak przypomniał nam m.in. list pasterski Episkopatu Polski wydany z okazji stulecia urodzin św. Maksymiliana Marii Kolbego – podobnie jak było to wcześniej w Zduńskiej Woli, rodzice o. Maksymiliana, Marianna i Juliusz, codziennie przychodzili na Mszę świętą, która była odprawiana specjalnie dla robotników o godzinie 5, a następnie śpieszyli do fabryki. Z kościołem tym związane były także ich dzieci. Tu właśnie jeden z piątki ich synów, Rajmund, późniejszy o. Maksymilian przeżył szczególne wydarzenie. Jego matka, Marianna Kolbe, tak je kiedyś wspominała: jednego razu coś mi się u niego nie podobało i powiedziałam mu: Mundziu, nie wiem, co z ciebie będzie. Potem już o tym nie myślałam, ale zauważyłam, że dziecko to zmieniło się nie do poznania (…) W ogóle w całym swym zachowaniu się był on ponad swój wiek dziecinny, zawsze skupiony, poważny, a na modlitwie zapłakany. Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc się go pytałam: co się z tobą dzieje? Zaczęłam nalegać. Mamusi musisz wszystko opowiedzieć. Drżący ze wzruszenia i ze łzami mówił mi: jak mama mi powiedziała, „co to z ciebie będzie”, to ja prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem. Wtedy Matka Boża pokazał mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzyła i spytała, czy chcę te korony? Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i zniknęła. Latem 1907 roku trzynastoletni Rajmund Kolbe opuścił na zawsze Pabianice, udając się do Lwowa, do tamtejszej szkoły franciszkańskiej. Wydarzenie, które przeżył jako dziecko w tym kościele, zabrał ze sobą w świat. Franciszkańskie powołanie, posługa i apostolska praca dla Niepokalanej, a także śmierć męczeńska w bunkrze głodowym, ukazały, że pabianickie wydarzenie z dziecięcych lat było prorocze. Przenikasz i znasz mnie, Panie (…) znasz wszystkie moje drogi (…) Sławię Cię, że mnie tak cudownie stworzyłeś (…) Nie byłem dla Ciebie tajemnicą (…) bo Ty duszę moją znasz do głębi.
Drodzy Siostry i Bracia! Przywołane przed chwilą słowa psalmu ukazują nam, że tajemnica Bożej miłości spełniła się zarówno w głębokim doświadczeniu duchowym, jak najbardziej osobistym i intymnym, a w konsekwencji w synowskim oddaniu Niepokalanej, jak i wtedy, gdy życiem i apostolskim zaangażowaniem o. Maksymilian dawał wobec innych przekonujące świadectwo miłości. Syntezę tej postawy obrazuje nam dzisiejsza Ewangelia. Niekiedy jest ona odczytywana i interpretowana w ten sposób, jakby każda z opisanych nam przez świętego Łukasza dwóch sióstr – Marta i Maria – stanowiły odrębny sposób odpowiedzi Bogu. Marta jest nierzadko postrzegana jako symbol działania i pracy w tym świecie, zaś jej siostra Maria jako symbol kontemplacji i tego, czym będzie uszczęśliwiająca wizja Boga. Co jednak Jezus chce nam tutaj powiedzieć – pytał kiedyś papież Franciszek i odpowiadał, że dzisiejsza Ewangelia przypomina nam, że mądrość serca polega właśnie na umiejętności połączenia tych dwóch elementów: kontemplacji i działania. Nie chodzi przecież o przeciwstawienie tych dwóch postaw – słuchania Słowa Pana i kontemplacji, konkretnej posłudze bliźniemu. Nie są to bowiem – jak tłumaczy nam papież – postawy względem siebie przeciwstawne, ale przeciwnie, są to dwa aspekty, obydwa istotne dla naszego życia chrześcijańskiego. Aspekty, których nigdy nie należy od siebie oddzielać, lecz przeżywać je w głębokiej jedności i harmonii. Jeśli bowiem chcemy żyć pełnią naszej odpowiedzi Bogu, to musimy – wskazywał jeszcze papież – powiązać te dwie postawy: z jednej strony, stawać u stóp Jezusa, by Go słuchać, gdy objawia nam tajemnicę wszystkiego; z drugiej strony być usłużnymi i ochotnymi w gościnności, kiedy przechodzi On i puka do naszych drzwi z obliczem przyjaciela. Akcentowanie jednej z tych postaw z pominięciem drugiej czy wręcz przeciwstawianie ich sobie, aprobowanie jednej a negowanie drugiej, kończy się jakimś wewnętrznym rozbiciem i niebezpiecznym napięciem, niszczącym powoli wszystko. Pochwalając Marię, że obrała najlepszą cząstkę sam Jezus – jak mówi nam jeszcze papież Franciszek – zdaje się powtarzać każdemu z nas: „nie daj się przytłoczyć tym, co masz do zrobienia, ale słuchaj przede wszystkim głosu Pana, aby dobrze wypełniać zadania, jakie wyznacza ci życie. Upominając zaś Martę Jezus – jak interpretuje dalej papież – nie ma zamiaru potępiać postawy służby, lecz raczej pośpiech, z jakim niekiedy żyjemy. Modlitwa ma nas prowadzić do konkretnych działań. Ona nie jest i nie może być – jak to kiedyś trafnie powiedział Benedykt XVI – sposobem, by ukryć się czy chować się w jakimś prywatnym kącie własnego szczęścia. Modlitwa ma nas wewnętrznie oczyszczać, czyniąc otwartymi na Boga i przez to właśnie otwartymi na ludzi. Działanie zaś, które jest owocem takiej modlitwy, dalekie będzie od podjęcia się tylko takiego czy innego zadania. Kiedy bowiem w naszej posłudze kościelnej – przestrzega i nas papież Franciszek – zwracamy jedynie uwagę na to, by „zrobić”, większą wagę przypisujemy do rzeczy, działań, struktur, a zapominamy o centralnym miejscu Chrystusa, nie zostawiamy miejsca na dialog z Nim w modlitwie, to grozi nam służenie samym sobie, a nie Bogu obecnemu w potrzebującym bracie. A wtedy – jak nam przypomniał papież w minioną niedzielę – ci, którzy sprawują władzę, wszelką władzę, także w Kościele, w ludzie Bożym, mogą być kuszeni do robienia własnych interesów, zamiast Bożych. A Jezus – dodawał – mówi, że prawdziwa władza jest wtedy, gdy pełni się ją jako służbę, gdy jest służbą, bo Winnica jest Pańska, nie nasza. Władza jest posługiwaniem i jako taka ma być sprawowana dla dobra wszystkich i szerzenia Ewangelii.
Drodzy Siostry i Bracia! Modlitwa w tym szczególnym miejscu, w kościele w Pabianicach, jest dla nas wszystkich okazją, aby jeszcze raz przyjąć płynące stąd i zawarte w dzisiejszej Ewangelii wezwanie. Co Jezus chce nam dziś powiedzieć? Czym jest bowiem to jedno, czego dziś i my wszyscy potrzebujemy? Idąc po śladach świętego Maksymiliana, który właśnie tutaj się modlił, odkrywamy, że przecież w odpowiedzi na tak zadane pytania tkwi ostatecznie prawdziwy rys świętości. On sam opisał go kiedyś w numerze Rycerza Niepokalanej z kwietnia 1922 roku, w swym artykule pod znamiennym tytułem: Wielkość a świętość. Ojciec Maksymilian wskazywał w nim, że człowiek wielki i święty mają, owszem, wiele cech wspólnych, ale także – jak napisał – zasadnicza zachodzi między nimi różnica. O ile bowiem marzeniem tego pierwszego, a więc człowieka wielkiego czy też geniusza – jak go w swym artykule niejednokrotnie nazywa ojciec Maksymilian – jest nade wszystko sława, o tyle święty – wskazywał franciszkanin – Bożą tylko chwałę ma na oku. O ludzkie sądy nie dba i staje ponad nie – wyjaśniał dalej – władze duszy i ciała odpowiednio podporządkowuje i ciało rozumowi a rozum Bogu pod rządy daje. Stąd też cieszy się pokojem zwycięzcy. Ciekawą jest jeszcze rzeczą, a może nawet pewnym przeczuciem, które nasuwa się autorowi artykułu, gdy opisuje reakcję geniusza i świętego na sytuację – jak ją nazywa – gdy burza się rozpęta, a zewsząd padają gromy lekceważenia, złości i nienawistnej zazdrości, gdy potwarz i wzgarda uderzy. I znów, ten pierwszy, a więc człowiek jedynie po ludzku wielki, gnie się pod ciężarem, gryzie się, cierpi i czuje się nieszczęśliwym – Święty – w opinii ojca Maksymiliana – ponad tym wszystkim staje. Odczuje i on nieraz ból, ale wnet ukoi się w modlitwie i ufny w Bogu kroczy spokojnie dalej. Tak czyni, tak reaguje, bo cieszy się pokojem zwycięzcy. Martwisz się i niepokoisz o wiele? Mówisz, że przecież to wszystko tak bardzo cię pochłania, że na nic nie masz już czasu i miejsca? Jezus nam dziś potwierdził, że Maria wybrała dobrą cząstkę. Uchwyciła kairos – czas przychodzenia Oblubieńca, czas udzielania się Boga, który jest miłością, czas zbawienia i ocalenia, czas, w którym cieszy się pokojem zwycięzcy. Amen.
źródło: Biuro Prasowe KEP