Martwi mnie, że mój Kościół znowu będzie musiał mówić o pieniądzach
"Idziemy" nr 9/2013
Martwi mnie, że mój Kościół znowu będzie musiał mówić o pieniądzach. To zawsze źle dla Kościoła. A będzie musiał, i to przez kilka lat, jeśli z przyznanego mu 0,5 proc. odpisu podatkowego będzie chciał uzbierać owe 90 milionów złotych. Na tyle opiewał likwidowany właśnie Fundusz Kościelny. I tyle mniej więcej potrzeba, aby dofinansować remonty zabytkowych obiektów oraz ubezpieczenia społeczne dla sióstr klauzurowych, misjonarzy i tych duchownych, którzy nie mają żadnej umowy o pracę. Nie wystarczą pewnie zachęty w ogłoszeniach parafialnych, nie obejdzie się bez reklamy w mediach, nie tylko katolickich. Jak bowiem wskazuje doświadczenie z odpisem 1 proc. na organizacje pożytku publicznego, Polacy nie mają nawyku świadomego dysponowania przynajmniej częścią tych pieniędzy, które i tak odprowadzają w formie podatku. Dotychczas z tej możliwości korzystało zaledwie 38 proc. uprawnionych. Mimo dziesięcioletniej kampanii promocyjnej i wielości podmiotów, które można obdarować – do wyboru, do koloru. W przypadku Kościołów i związków wyznaniowych nie należy się więc spodziewać, że odpisu dokona więcej niż 20 proc. Polaków. Zwłaszcza, że nie wszyscy rozliczają się z fiskusem na podstawie PIT.
Do odpisu może wielu zniechęcić jego wysokość i towarzysząca mu negatywna kampania w mediach, które przedstawiają odpis jako kolejny przywilej dla Kościoła. Nawet w wypowiedziach obecnych ministrów słychać o „wspieraniu” Kościoła, a nie zadośćuczynieniu mu z tytułu sprawiedliwości. Faktycznie chodzi przecież zaledwie o jakiś procent od corocznych zysków, które państwo czerpie z tzw. „dóbr martwej ręki”, zabranych Kościołowi w czasach stalinowskich i w ogóle niepodlegających zwrotowi. W tym kontekście przyjęcie kompromisowego odpisu bez faktycznego oszacowania strat Kościoła może się okazać dla niego wizerunkowym samobójstwem. „Gazeta Wyborcza”, TVN i „Newsweek” z pewnością zadbają, aby coroczny odpis potraktować jako referendum na temat braku akceptacji w społeczeństwie dla postaw duchowieństwa i nauczania Kościoła zwłaszcza w dziedzinie etyki seksualnej. W myśl zasady: chcecie więcej – musicie się bardziej podobać.
Warto również przypomnieć, że 0,5 proc odpisu podatkowego to najniższa w Europie wysokość wśród państw, które taką formę rozliczeń z Kościołem przyjęły. Oznacza to, że podatnik, który osiąga miesięczne zarobki na poziomie średniej krajowej (3680,30 zł), będzie mógł zadysponować w zeznaniu podatkowym na wybrany Kościół sumą niespełna 15 zł rocznie! Przy realnie niższych zarobkach będzie to kilka złotych rocznie. Komu będzie się chciało to robić?
Największymi przegranymi proponowanych rozwiązań są te Kościoły, związki wyznaniowe i gminy żydowskie, które w żaden sposób nie zbiorą równowartości otrzymywanych dotąd kwot z Funduszu Kościelnego. Wcześniej jednak zabrakło chyba większej solidarności z Kościołem katolickim, na którym w kwestiach majątkowych skupiało się całe odium antykościelnej propagandy. A teraz w pojedynkę więcej pewnie osiągnąć się nie da, bo Konstytucja wymaga równego traktowania podmiotów wobec prawa. Ale w proponowanych rozwiązaniach jest też i coś pozytywnego. To zaprzestanie dopłacania z Funduszu Kościelnego do organizacji przestępczych, nierzadko rejestrowanych w Polsce jako Kościoły. Były takie i w Pruszkowie, i w Gdańsku, i w Markach, i miały swoich „biskupów”. Ich działalność szła w mediach na konto naszego Kościoła. Z tym może uda się skończyć.
Na koniec dobra wiadomość! Arcybiskup Marek Jędraszewski, metropolita łódzki, zdecydował o przyjęciu od 1 marca tygodnika „Idziemy” w archidiecezji łódzkiej. To wielki dla nas wyraz zaufania i uznania. Zwłaszcza, że Ksiądz Arcybiskup sam był kiedyś redaktorem naczelnym katolickiego tygodnika. Od mediów wie zatem, czego chce.
opr. aś/aś