Biografia Karola Wojtyły - rozdział 4
Tytuł oryginału: Storia di Karol
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo "M", Kraków 2002
ISBN 83-7221-215-5
Wydawnictwo "M"
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
http://www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl
Kraków nie był już tym samym miastem co kiedyś. Trudno go było rozpoznać: wyglądał tak, jak gdyby jakiś malarz wylał na miasto wiadro szarej farby. Gorzej: jak gdyby jakiś szalony malarz rozrysował wokół miasta, a może i nawet całego kraju ogromne więzienne kraty.
Wracając z nieudanej i bezsensownej ucieczki, już z daleka Karol zauważył zmiany. Wawel stał się smutnym symbolem Neue Ordnung Hitlera narzuconego narodowi polskiemu nie tylko, aby przekreślić jego byt państwowy, ale przede wszystkim, aby wydrzeć z niego serce, zniszczyć kulturę i pamięć historyczną. Na Baszcie Sandomierskiej powiewała flaga z czarną swastyką. Katedra była zamknięta od 29 września, kiedy to arcybiskup Sapieha odprawił ostatnią Mszę świętą. Na zamku, który od zamierzchłych czasów był siedzibą polskich królów z dynastii Piastów i Jagiellonów, mieszkał teraz Hans Frank generalny gubernator.
Przejmując Wawel w swoje posiadanie, wszedł przez główną bramę, na której widnieje łaciński napis: Si Deus Nobiscum Quis Contra Nos. Jeśli Bóg jest z na mi, któż może być przeciwko nam? Kontrast nie mógł być bardziej wyraźny i szokujący. I tragicznie symboliczny.
Frank, ojciec piątki dzieci, intelektualista, miłośnik muzyki, przy pierwszym kontakcie sprawiał wrażenie człowieka dobrodusznego, ustępliwego, o ludzkim obejściu; wrażenie jak najbardziej mylne, gdyż w rzeczywistości był bezlitosnym i żądnym krwi przestępcą, zabójcą. Dzień po objęciu stanowiska gubernatora powiedział: "Polacy muszą stać się niewolnikami Trzeciej Rzeszy. Nie mają żadnych praw, a jedynym ich obowiązkiem jest słuchać i wykonywać to, co im rozkażemy. Należy nieustannie przypominać im, iż mają być posłuszni..."
Okupacja stała się wkrótce dla ludności stanem jeżeli nie naturalnym, to przynajmniej codziennym, do którego należy przywyknąć. W nocy obowiązywała godzina policyjna; patrole strzelały do wszystkich, którzy nie zatrzymywali się na okrzyk "Halt!" lub próbowali uciekać, czasami także wtedy, kiedy ktoś spóźnił się z ustąpieniem miejsca przechodzącym żołnierzom niemieckim. W dzień wszystkie ulice miasta były nieustannie kontrolowane: każdy, kto nie posiadał przepustki, był od razu aresztowany i wysyłany do obozów koncentracyjnych lub na roboty.
Sercem Krakowa jest Rynek Główny wraz z Sukiennicami dawnym centrum handlowym oraz bazyliką Mariacką, z której wzbijają się w niebo dwie wieże. Co godzinę rozlega się z tej wyższej srebrzysty dźwięk trąbki, hejnał mariacki, który w pewnym momencie się urywa: jak głosi legenda, dzieje się tak ku upamiętnieniu strażnika, który, zauważywszy zbliżającą się hordę tatarską, zadął na alarm, przypłacając to własnym życiem, śmiertelnie ugodzony w szyję.
Teraz miasto opanowane było przez innych barbarzyńców, którzy zbezcześcili Rynek, niszcząc pomnik polskiego wieszcza Adama Mickiewicza i wywożąc do Norymbergi wspaniały drewniany ołtarz Wita Stwosza. Kraków został przemocą oszpecony i dogłębnie zraniony. Tak jak i jego mieszkańcy, którzy zaczęli cierpieć głód. Generalny gubernator stwierdził, iż Polakom powina wystarczyć dzienna racja dostarczająca 650 kalorii, podczas gdy obywatele Rzeszy mieli prawo do 2000 kalorii. Tak jak polecił Hitler, okupowani mieli być "tanimi niewolnikami". Sklepy pełne przysmaków, mięsa, świeżych warzyw i masła produktów w innych miejscach niedostępnych przeznaczone były tylko dla Niemców i oznaczone napisem nur für Deutsche. Polacy natomiast musieli wystawać w długich kolejkach po skromną rację chleba. Kiedy generał Frank został w końcu po swych długich i usilnych naleganiach zaproszony do domu biskupiego, arcybiskup Sapieha ugościł go kolacją, jaką w tamtych czasach spożywała większość krakowian: na stole znajdował się czerstwy chleb, trochę ziemniaków i podróbka czarnej kawy.
Karol szedł codziennie rano koło godziny czwartej po zaszronionych ulicach, aby ustawić się w kolejce po zazwyczaj suchy bochenek chleba. Aby zdobyć trochę cukru, margaryny i przede wszystkim węgiel zima tamtego roku zapowiadała się sroga, ponieważ wcześnie spadł pierwszy śnieg należało korzystać z usług czarnego rynku. Ryzyko było jednak duże: złapanych wciągano od razu na listy deportacyjne.
Trzeba było jednak przystosować się jakoś do zaistniałych warunków. Trzeba było przeżyć, wykorzystując skrawki wolności, które reżim totalitarny, chcąc nie chcąc, jeszcze pozostawił.
Młody Wojtyła, zdawszy pomyślnie egzamin u profesora Nitscha ze współczesnego języka polskiego, przeszedł na drugi rok studiów. Ponadto uczestniczył intensywnie w życiu kulturalnym, które od czasów zajęcia Krakowa odbywało się wyłącznie w prywatnych domach. Chodził do mieszkania przyjaciela Juliusza Kydryńskiego na dyskusje o literaturze i teatrze w gronie znajomych, a także uczęszczał na wieczory muzyczno-poetyckie do państwa Szkockich, do kamienicy leżącej nad Wisłą.
Neue Ordnung Hitlera nie przewidywało jedynie represji i ograniczeń swobody życia. Frank, przekazując swoim podwładnym polecenia Führera, wyjaśnił, iż należy uwolnić się od intelektualistów, uniemożliwiając im w ten sposób tworzenie klasy rządzącej: należało usunąć kler, przedstawicieli arystokracji i Żydów. Współczesne "czystki etniczne" wydają się dziecinną igraszką w porównaniu z planowaną przez Franka akcją eliminacji polskiej i żydowskiej społeczności.
"Jakikolwiek ślad polskiej kultury powiedział musi zostać usunięty. Polacy o nordyckim wyglądzie mają być wywiezieni do Niemiec i pracować w naszych fabrykach. Dzieci wyglądające nordycko mają zostać odebrane swoim rodzicom i wychowane jako robotnicy niemieccy. Wszyscy pozostali natomiast będą pracować, jeść niewiele, aż doprowadzi ich to do śmierci. Polska przestanie istnieć i nigdy już się nie odrodzi".
6 listopada 1939 r. władze niemieckie zaprosiły pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego na rzekomy wykład, który był właściwie zasadzką. Ci, którzy się stawili, a było ich 183, zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen(*). W związku z silnymi naciskami międzynarodowymi około stu z wywiezionych pracowników zostało zwolnionych; inni niestety nigdy już nie wrócili do swoich domów.
Tzw. Sonderaktion Krakau, czyli "Akcja Specjalna Kraków", była tylko częścią programu mającego na celu likwidację polskiej inteligencji, programu zwanego obraźliwie przez nazistów "specjalną akcją pacyfikacyjną". Zamknięto licea, uniwersytety, redakcje dzienników, stowarzyszenia artystyczne, zniszczono biblioteki. Do Teatru Słowackiego wstęp mieli tylko obywatele niemieccy. Dzieła Chopina i innych polskich kompozytorów znalazły się na liście utworów zabronionych. Przyszła też kolej na Kościół: rozpoczęły się masowe aresztowania księży, nie zezwolono na odprawianie Mszy św. w dni patronów narodu polskiego i wywłaszczono parafie i klasztory z ich dóbr.
W końcu prześladowania skupiły się na Żydach.
Aby zrobić miejsce obywatelom niemieckim, w przyłączonych do Rzeszy prowincjach zorganizowano deportację miejscowej ludności: milion dwieście tysięcy Polaków jako "niemożliwych do zasymilowania", czyli włączenia do narodu niemieckiego, oraz trzysta tysięcy Żydów zostało wyrwanych z rodzimego otoczenia i wywiezionych przemocą na wschód. To nie był koniec: ponieważ w Generalnej Guberni mieszkało przeszło trzy miliony Żydów, stanowiła ona idealne miejsce, aby właśnie tutaj przeprowadzić planowaną w wielkiej tajemnicy akcję zwaną przez przywódców niemieckich "ostatecznym rozwiązaniem", mającą doprowadzić do zagłady narodu żydowskiego.
W Krakowie Żydzi mieli swoją dzielnicę, Kazimierz, położoną w południowej części miasta. Tam, przynajmniej w pierwszym okresie, byli względnie bezpieczni. Zaledwie jednak pojawiali się w innych okolicach, rozpoczynały się prześladowania. Wszyscy musieli nosić na ramieniu opaskę z Gwiazdą Dawida. Niektóre sklepy wywieszały tabliczki z napisem: "Żydom i psom wstęp wzbroniony". Wystawieni na ogólną pogardę i wyrzuceni poza nawias społeczeństwa uznawani byli za Untermenschen podludzi.
Chociaż Frank został zwolniony z obowiązku zajęcia się sprawą żydowską, pragnął wykonać swoją część planu. Przekazał to w jasnych i bezlitosnych słowach własnym współpracownikom: "Panowie, pragnę prosić was, abyście wyzbyli się jakiegokolwiek uczucia litości i współczucia. Musimy unicestwić Żydów!".
Kilka miesięcy później w Oświęcimiu miejscowości oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa powstał obóz koncentracyjny, a właściwie, jak go określono, "obóz kwarantanny". Początkowo przeznaczony był dla więźniów politycznych, których należało traktować ze szczególną surowością, ale wiadomo było, iż w przyszłości miał służyć czemu innemu czemuś, co mogło powstać jedynie w całkowicie zepsutym umyśle.
W części Polski znajdującej się pod okupacją sowiecką nie było wcale lepiej. Z dwunastu milionów mieszkańców co najmniej półtora miliona zostało wywiezionych na Syberię i zamkniętych w tzw. "obozach pracy" składających się z ogromnych drewnianych baraków, bardzo zimnych i pilnie strzeżonych w dzień i w nocy.
A poza tym był Katyń...
Na wschodnich terenach państwa polskiego mieszkało około 250 tys. polskich żołnierzy, którzy zostali uznani za jeńców wojennych. Jeńców pojmanych w czasie wojny faktycznie nigdy niewypowiedzianej! Należący do tej grupy oficerowie nie byli czynnymi wojskowymi, lecz w większości przypadków rezerwistami mającymi przeróżne wykształcenie i zajęcia: znajdowali się wśród nich profesorowie, lekarze, dziennikarze, nauczyciele, intelektualiści. Wszyscy w oczach Kremla byli potencjalnymi przywódcami ruchu oporu gotowymi do walki w imię odrodzenia niepodległej Polski. 5 marca 1940 r. Biuro Polityczne zarządziło rozstrzelanie około 22 tysięcy oficerów uznanych za "zaprzysięgłych i nie nawracalnych nieprzyjaciół władzy radzieckiej". Masakra miała miejsce m.in. w Lesie Katyńskim: ciała zabitych wrzucono do wspólnego rowu. Zaraz po egzekucji 61 tysięcy krewnych pomordowanych żołnierzy przetransportowano do Kazachstanu. Przez lata ten barbarzyński incydent przypisywany był nazistom, i to zarówno przez rząd moskiewski co zrozumiałe jak i przez rząd brytyjski.
Chociaż ani w Warszawie, ani w Krakowie niczego nie wiedziano o tych wydarzeniach, Polacy przeczuwali już, że znaleźli się w śmiertelnym uścisku kleszczy. Także Karol nie był spokojny. Tragiczne wydarzenia wdarły się w bieg losów jego ojczyzny, w bieg jego młodego jeszcze życia. Został wmieszany w straszną historię: czuł się odarty z młodzieńczych marzeń, z przyszłości. Miał zaledwie dwadzieścia lat! W przeciągu kilku miesięcy cała jego egzystencja uległa radykalnej zmianie. Schronienie przed światem znalazł w lekturze nie tylko klasyków, nie tylko ulubionych pisarzy: czytał wszystko, co wpadło mu w ręce. Napisał dwie sztuki, Jakuba i Jeremiasza, i kilka przepięknych wierszy, których jeden zadedykował pamięci zmarłej matki. Uczył się francuskiego, udzielał lekcji łaciny młodszemu koledze Mieczysławowi Malińskiemu. Oprócz tego pracował jako goniec dla jednej z krakowskich restauracji.
Jego dni były bardzo intensywne, ale właśnie w ten sposób pragnął zapomnieć o eksplozji zła, która opanowała już chyba całą ziemię. Nie zdołał jednak tego zrobić, ponieważ nie można było uciec przed rzeczywistością.
Przyjaciel młodego Wojtyły, reżyser Kotlarczyk, nie mógł wydostać się z Wadowic, a jego dwóch braci aresztowano. Karol napisał do niego list, w którym wyraził całe swoje współczucie, ale również żal, jakim go przepełniało cierpienie Ojczyzny. "...Idea jej [Polski] pisał żyła w nas jak w romantycznym pokoleniu, ale w prawdzie jej nie było, bo się katowało i więziło chłopa za to, że chciał słusznie praw do rządu, że czuł swoją anhelliczną godzinę, że miał słuszność i prawo..." Gorycz, jaką przesycone są te słowa, rodziła się z wątpliwości, która dręczyła jego serce. Wojtyła zadawał sobie pytanie, czy Polska upadła tylko ze względu na bestialski atak nazistów, czy też może przyczynili się do tego sami Polacy należący do klasy rządzącej, do stronnictwa, które zmarnotrawiło dwadzieścia lat niepodległości, koncentrując się na władzy, a nie na tym, jak wzmocnić demokrację. Owszem, przyczynili się, podpowiadało mu sumienie. "...Wodziło się naród pisał dalej i kłamało..." W końcu jednak, dzięki silnej wierze, udało mu się odzyskać chociaż odrobinę nadziei: "Myślę, że wyzwolenie nasze winno być bramą Chrystusową"(*)
Te same słowa Karol wypowie jeszcze raz wiele lat później.
opr. mg/mg