Fragmenty książki "Homoseksualista w Kościele"
Tomasz Terlikowski Homoseksualista w Kościele |
|
Na naszych oczach rozgrywa się gigantyczna przemiana obyczajowa, porównywalna tylko z rewolucją październikową. W 1917 roku rewolucjonistom udało się zniszczyć prawo własności, osłabić radykalnie (przez wprowadzenie rozwodów) rodzinę i zburzyć Kościół. Teraz ich ideowe prawnuki próbują dokończyć dzieło ojców i zastąpić małżeństwo oraz rodzinę, która — jak powtarzał G.K. Chesterton — jest największym wrogiem totalitarnego państwa, która w każdej kulturze i cywilizacji składała się z mężczyzny i kobiety, jakimś nowym konstruktem (jakim, o to spierają się sami rewolucjoniści), który wyeliminuje dotychczasowe związki, na których zbudowana jest każda kultura. „Małżeństwo to głupi patriarchalny układ polegający na tym, że jedna osoba staje się własnością drugiej i w którym ludzie mają być ze sobą na zawsze po to, by płodzić lub wychowywać dzieci”5; — przekonuje wprost na łamach feministycznego dodatku do „Gazety Wyborczej” doktor Antu Sorainen, fińska lesbijka. Dalej oznajmia, że „ten głupi patriarchalny układ” powinien być zastąpiony układem czysto finansowym, bez miejsca na miłość, miłosierdzie czy troskę.6
Oczywiście nie każdy działacz gejowski (albo homoseksualny propagandzista) posuwa się tak daleko. Część z nich tłumaczy, że domaga się tylko „równych praw” z heteroseksualistami, w tym prawa do rejestracji (zwanej niekiedy — błędnie, bo nikt nie zdelegalizował par homoseksualnych — legalizacją) swoich związków. „Niezwykle istotną kwestią, bo dotyczącą kilkuset tysięcy par homoseksualnych żyjących w naszym kraju, jest problem nielegalności ich związków. Prawo, na szczęście, nie zabrania dwóm dorosłym, kochającym się mężczyznom lub kobietom wspólnego prowadzenia gospodarstwa domowego, ale pozostawia ich związek bez jakichkolwiek uregulowań prawnych”7 — przekonuje Robert Biedroń. Przyznanie pewnych uprawnień parom tej samej płci ostatecznie im nie wystarczy. Kolejnym żądaniem jest... adopcja dzieci, a przynajmniej zaakceptowanie „homorodzicielstwa” jako uprawnionego modelu wychowania dzieci. Na razie taki postulat nie jest wysuwany (w większości przypadków) wprost. Zamiast tego snuje się dywagacje na temat wyższości „homorodzin” nad zwykłymi rodzinami8, opisuje „wyciskające łzy” historie „normalnego lesbijskiego macierzyństwa”9 lub przekonuje Polaków, że normalne małżeństwo nie jest wcale typowe10. Ilustracją mają być materiały przedstawiające „homoseksualnych partnerów” celebrytów. Na końcu tej drogi jest zaś postulat, by zamknąć usta wszystkim inaczej myślącym11. Postulat ten jest stopniowo wcielany w życie poprzez pozwy przeciw tym wszystkim, którzy mają odmienne poglądy na temat wspaniałości homoseksualizmu.
Wszystko to pokazuje, że działaczom gejowskim, a także ich lewicowo-liberalnym poplecznikom wcale nie chodzi o równouprawnienie czy zaakceptowanie wyborów życiowych homoseksualistów, ale o radykalną zmianę modelu naszej kultury i cywilizacji. Ich celem nie jest zatem znalezienie dla siebie miejsca wewnątrz wspólnej nam przestrzeni kulturowej, ale prawdziwa rewolucja. Cywilizacja zachodnia, zbudowana na normach i wartościach judeochrześcijańskich, a także na pełnej akceptacji i ochronie małżeństwa i rodziny, ma być zastąpiona kontrkulturą, która swoje wzorce czerpie z rewolucji kulturalnej 1968 roku. Rewolucja jednak zawsze zakłada, że to, co stare, musi zostać zrównane z ziemią, i dopiero na gruzach może powstać nowa kultura, już „niedyskryminująca” mniejszości seksualnych. Kultura wolna od moralności, seksualnych ograniczeń czy choćby prawnej ochrony wierności. „Monogamia w sensie ścisłym, jeden jedyny partner na całe życie, jak u gęsi kanadyjskich — po prostu nie istnieje”12 — oznajmia Kinga Dunin, postulując szereg przemian prawnych, za którymi opowiadać się powinna obyczajowa lewica. „Oznacza to zgodę na legalizację związków jednopłciowych, ale również otwarcie się na inne możliwości, które mogą się pojawić. Można więc wyobrazić sobie, na przykład, instytucję «wspólnoty domowej». W jej skład wchodziłoby więcej osób, spokrewnionych lub nie, utrzymujących relacje seksualne lub nie”13 — przekonuje feministka i dodaje, że prawo powinno również wprowadzić pakt opiekunów z dzieckiem, w ramach którego relacje rodzicielskie zostałyby zastąpione relacjami opiekuńczymi. „Mogłyby one łączyć dziecko tylko z jedną osobą albo z większą ich liczbą, na przykład w rodzinach zrekonstruowanych formalnymi opiekunami dziecka mógłby być ojciec biologiczny i nowy partner matki, który na co dzień się nim zajmuje”14 — dodaje Dunin. Trudno nie uznać takich przemian za rewolucyjne. A trzeba mieć świadomość, że taką właśnie rewolucję na swoich sztandarach wypisali działacze i lobbyści gejowscy.
5 Finki noszą nóż w kieszeni. Z dr Antu Sorainen rozmawia Katarzyna Surmiak-Domańska, „Gazeta Wyborcza” 12.12.2009, s. 10 („Wysokie Obcasy”).
6 „Nie podoba mi się taki rodzaj miłości. Dla mnie miłość wiąże się z dawaniem sobie wolności, nie z opieką. Miłość związana z troszczeniem się to pomysł chrześcijański. Ja nie chcę takiej miłości. (...) Nie mam dzieci. Mam dziewczynę, która jest ode mnie o 20 lat młodsza, i nigdy nie chciałabym być dla niej ciężarem. Mam nadzieję, że uda mi się odłożyć tyle pieniędzy, żeby być na starość niezależną. Ale nawet gdybym miała dzieci, nie chciałabym z nimi mieszkać, gdy będę niedołężna. Nie zniosłabym myśli, że ktoś zajmuje się mną z obowiązku. Nikt nie chce być stary, ale jeśli już mam być stara, wolę, żeby ktoś, kto się o mnie troszczy, robił to dla pieniędzy” — oznajmia feministka, która nieco wcześniej tłumaczy, że posiadanie dzieci to także przeżytek, i że o wiele lepiej zająć się walką z ociepleniem klimatu niż płodzeniem. Tamże.
7 R. Biedroń, Platformo, pomóż gejom, „Rzeczpospolita” 14.11.2007.
8 „W przeciwieństwie do wielu par heteroseksualnych pary homoseksualne nie mają dzieci przypadkowo. Decyzja o wychowywaniu dziecka w takim związku jest podejmowana świadomie i odpowiedzialnie, nie ma mowy o wpadce. Jest odpowiedzialność i determinacja. Bo wychowanie dziecka w homoseksualnej rodzinie w naszym społeczeństwie wymaga wyjątkowej dojrzałości” — przekonuje Biedroń. R. Biedroń, Nie straszmy homorodzicielstwem, „Rzeczpospolita” 12.11.2009.
9 J. Podgórska, Mamy lesmamy, „Polityka”, nr 22/2008, s. 28—34.
10 K. Bem, J. Makowski, Katoliccy konserwatyści i kozy, „Gazeta Wyborcza” 6.07.2009.
11 „To homofobia jest grzechem, zgorszeniem i zagrożeniem, a nie homoseksualizm. To z niej, a nie z homoseksualnej miłości, wypływa strach i krzywda niewinnych. Jest mi wstyd, że w moim kraju uczy się dzieci, także te o skłonnościach homoseksualnych, iż homoseksualiści powinni powstrzymywać się od miłości fizycznej, że nie wolno im kochać się i wieść wspólnego życia, jakie wiodą mężczyźni z kobietami. Jad pogardy dla gejów i lesbijek sączy się już w szkole, a czasami, niestety, także na uniwersytecie. Toczą go ludzie z fałszywą troską na twarzy, z obleśną miną hipokryty” — podkreśla prof. Jan Hartman. J. Hartman, Geje, lesbijki, hipokryci, „Gazeta Wyborcza” 19.06.2009.
12 K. Dunin, Etyka związków poligamicznych, „Krytyka Polityczna” 16/17, s. 79.
13 Tamże, s. 81.
14 Tamże. Jeszcze dalej w projekcie rekonstrukcji natury ludzkiej idzie Agata Czarnacka. Jej zdaniem należy zaprzestać w ogóle wysławiania (które jest formą przymusu) wierności czy małżeństwa. „Nie chcę tutaj powiedzieć, że instytucje małżeństwa, rodziny, wolnych związków są gorsze od jednorazowych romansów ani że są lepsze. Chcę tylko wskazać na to, że źle się dzieje, kiedy w ich imię godzimy się lub odmawiamy wchodzenia w autonomiczny wymiar seksu, kiedy nabywają one charakteru przymusu” — przekonuje autorka „Krytyki Politycznej”. A. Czarnacka, Solidarni w akcie. Seks w perpektywie radykalnej etyki, „Krytyka Polityczna” 16/17, s. 107.
opr. aw/aw