Inicjacja Mądrości. Dla życia, duchowości, teologii (fragmenty)
Jacek Bolewski SJ Inicjacja Mądrości. ISBN: 978-83-7516-447-3 Wydawnictwo Święty Wojciech 2012 |
Zaczynam od ostatniego, najświeższego doświadczenia — „dzisiaj”, aczkolwiek opis dociera do Ciebie, Czytelniku — po latach... Wczoraj miałem z Przyjacielem trudną rozmowę telefoniczną, w której zdecydowanie sprzeciwił się on pewnej mojej propozycji — nie muszę zapewniać, że nie była niemoralna! Rozumiałem argumenty, jakie wysuwał, więcej, zgadzałem się z nimi, ale ze swej strony widziałem, że byłoby to ze szkodą dla większego dobra oczekiwanego przeze mnie, gdyby mimo wszystko zechciał ze mną się zgodzić. Uszanowałem jego opór, a ze swej strony mogłem uzyskać tylko tyle, by zgodził się zostawić „otwartą furtkę” — choćby, jak ustaliliśmy, „na jeden procent”, żeby po prostu pozostało jeszcze miejsce na to większe dobro, które widziałem. Gdy tak się umówiliśmy, także co do szczegółów, odnalazłem pokój — ale do czasu, bo dzisiaj rano sprawa powróciła mi na myśl.
Co pomyślałem? Poczułem żal, ale nie do Przyjaciela, tylko ze względu na sprawę, która mogła się nie zrealizować. Nazwałem sobie ten żal moim „dyskomfortem” i stało się powoli jasne, że to był mój udział w dyskomforcie Przyjaciela wyrażającym się w jego zdecydowanym sprzeciwie. Pomyślałem, że teraz jesteśmy „kwita”, skoro wspólnie dzielimy się naszym oporem. A wiadomo, ciężar znoszony razem staje się lżejszy. To jeszcze nie wystarczyło, gdyż ulga, jaką odczułem, otworzyła moje serce na myśl, aby to wspólne brzemię oddać Panu Bogu, żeby tylko Jego wola się zrealizowała. Z tym nastawieniem rozpocząłem poranną godzinną kontemplację, która nie jest niczym innym jak oddawaniem siebie Bogu — w imieniu Jezusa... Wtedy pojawiło się nowe rozwiązanie, wyraźnie ponad pierwotną wolą nas obu. Musiałem uśmiechnąć się, gdyż oczami serca zobaczyłem, jak nasi Aniołowie, zwani Stróżami, a w istocie Kontemplujący Boga, razem się cieszą. Jeszcze nie rozmawiałem o tym z Przyjacielem, ale jestem przekonany, że tym razem nie będzie czuł oporu.
Po medytacji i po mszy św. posłałem Przyjacielowi kilka słów pocztą elektroniczną, sygnalizując — aluzyjnie tylko — nowe rozwiązanie, zarazem dodając: „Jeszcze raz dzięki za Twój upór' w ostatniej rozmowie, bo dzięki temu wola Boża objawia się — widzę to! — pełniej”. Dla jasności dodaję teraz: napisałem „dzięki temu”, a nie po prostu „dzięki uporowi”, bo ważne było także moje dziękowanie za ten „upór”, czyli nie tylko akceptacja go, ale towarzyszące temu przekonanie, że wspólnie będziemy mogli dziękować Bogu, gdy Jego wola nas obu zaskoczy.
Jeszcze jedno tu na wstępie: całkowicie niezależnie od opisanego doświadczenia zaplanowałem na dzisiaj rozpoczęcie tekstu o moim odczuwaniu, także rozumieniu przyjaźni. M., o którym ostatnio tyle myślałem, jest dopełnieniem — na dzisiaj! — dłuższego doświadczenia. Zawdzięczam je najgłębiej pięciorgu przyjaciołom, i mnie samego zadziwia to, że imiona ich wszystkich zaczynają się literą M... Jak u Maryi, najbliższej ludzkiej Przyjaciółki w niebie! Może nie są to wszyscy przyjaciele, których spotkałem na drodze życia, ale z pewnością jak dotąd im właśnie najwięcej zawdzięczam — i dlatego początkowa dedykacja kieruje się na pierwszym miejscu do nich.
opr. ab/ab