Inicjacja Mądrości. Dla życia, duchowości, teologii (fragmenty)
Jacek Bolewski SJ Inicjacja Mądrości. ISBN: 978-83-7516-447-3 Wydawnictwo Święty Wojciech 2012 |
Kiedy już po latach dojrzałem do przyjaźni, zaczęło mnie zastanawiać, co znaczy „mój” w odniesieniu do Przyjaciela. Moje wcześniejsze doświadczenia — kilka razy dobrze zaczęte, ale niedopełnione, przerwane — przypominały o pewnej asymetrii, która może towarzyszyć początkowi przyjaźni. Były to sytuacje, kiedy bardzo mi zależało na tym, aby określona osoba stała się „moim” przyjacielem. To ja pragnąłem i szukałem z nią przyjaźni, jakby z góry zakładając, że również ona będzie tego chciała. W sumie moje oczekiwanie było dyskretne, starałem się nie narzucać ani obciążać drugiej osoby. A przy tym w duchu pytałem siebie trochę niecierpliwie, czy „już” mogę ją nazwać moim przyjacielem. Czułem, że tylko wtedy mógłbym to powiedzieć, gdyby również ona uważała mnie za swojego przyjaciela. „Mój” w odniesieniu do przyjaciela znaczyłoby wtedy, że obaj czy oboje myślimy w tej kwestii podobnie. Powiedzmy, M. mógłby wtedy myśleć o mnie: Jacek jest moim przyjacielem, i miałby przy tym na myśli nie tylko to, że ja siebie uważam za jego przyjaciela, ale również on widzi we mnie swojego — pragnie także darzyć mnie swoją przyjaźnią.
Takie pojmowanie przyjaźni zakłada, że jeśli nawet z początku jest ona asymetryczna, jednostronna, to stopniowo staje się wzajemnością. Mój błąd polegał wcześniej na tym, że szukałem tej wzajemności za bardzo, za wcześnie, godząc się wprawdzie na początkową „nierówność”, ale ciągle czekając, kiedy jednostronność ustąpi dwustronności. Niemało mnie kosztowało zrozumienie, że to psuje drogę ku przyjaźni. Nauczyłem się tego zwłaszcza wobec „innego” M., spotkanego wcześniej. Dzięki niemu — znowu dzięki oporowi, jaki mi stawiał — uczyłem się widzieć egoistyczną stronę „mojego” pragnienia. Wprawdzie byłem nie tylko gotowy wiele dla niego zrobić, ale także to robiłem. Jednakże — ciągle oczekiwałem, że i mnie się „coś” należy w odpowiedzi na tyle dobra, jakie mu świadczyłem. Nie byłem bezinteresowny, miałem w tym „mój” interes, aby „mój” przyjaciel odpowiedział tak, jak oczekiwałem od niego. Boleśnie odczuwałem brak „należnej” odpowiedzi. Stawałem wobec wyboru: czy w tej sytuacji przestaję zabiegać o „mojego” przyjaciela, czy raczej uznam, że jednak nadal bardzo mi na nim zależy — do tego stopnia, że gotów będę przyjąć, iż nie jest po prostu „mój”, tylko jest sobą i wcale nie musi postępować tak, jak ja tego oczekuję.
To nie było łatwe, bo „mój” egoizm wiele wycierpiał. Ale godziłem się na brak odpowiedzi, przechodziłem do porządku nad tym, co czuję — zaczęło mi wystarczać obdarzanie, dawanie. Moją sytuację rozjaśniały słowa Jezusa, które wtedy stały się dla mnie bliskie: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Towarzyszył mi także dwuwiersz angielskiego poety W.H. Audena: „Jeżeli miłość nigdy nie jest jednakowa, / Niech to ja będę zawsze tym, kto bardziej kocha”[7]. Daleko mi było do tego, by praktykować podobną postawę wobec wszystkich albo choćby większej liczby osób, ale stało mi się to bliskie tam, gdzie szukałem przyjaźni.
Do czego to prowadziło? Dodatkową wskazówkę znalazłem nieoczekiwanie w utworze Karola Wojtyły: Promieniowanie ojcostwa (Misterium). Adam, jeden z trojga jego bohaterów odczuwa samotność, ale rozpoznaje następnie: „Przekonałem się jednak, że nie jestem samotny'. Jestem daleko bardziej zamknięty'”[8]. Wcześniej opisywał swą samotność i tak: „ze zbioru słów, których używam, postanowiłem wyrzucić słowo moje'”. Dodaje pod adresem Boga: „Jakżeż mogę posługiwać się tym słowem, gdy wiem, że wszystko jest Twoje?”. Dlatego: „Muszę się z tego wyzwolić, wyzuć — niczego nie mieć, niczego nie chcieć na własność (mój' to znaczy własny')”. Dalsze rozważania wskazują wszak inne wyjście: „Lękam się słowa moje', choć równocześnie miłuję to, co w nim się zawiera. Lękam się jednak, gdyż słowo to stawia mnie zawsze wobec Ciebie. Analiza słowa moje' prowadzi mnie zawsze do Ciebie. I oto ja wolę nawet zrezygnować z posługiwania się nim, niż odnajdować w Tobie ostateczny jego sens. Chcę bowiem wszystko mieć przez siebie, a nie przez Ciebie. Jest to nonsens — ilu jednak ludzi zaprzęgło się w służbę tego nonsensu?”.
Znaleźć „moje” dzięki Bogu — jako Jego dar... Adam odnalazł to w dziecku, które dopiero późno — po trudnym doświadczeniu — gotów był uznać istotnie za swoje: „...moje dziecko. Gdy po raz pierwszy zdecydowałem się tak pomyśleć, / przez to samo przyjąłem w siebie znaczenie słowa moje'. Co się stało?... Stała się rzecz / zupełnie prosta, a zarazem jakaś odwieczna. — Jest ciężar gatunkowy słów, słów nawet najmniejszych... takim słowem jest słowo moje' — / tym słowem przyjmuję na własność, lecz zarazem oddaję siebie / ... MOJE DZIECKO! moje dziecko! — moje' to znaczy własne'”.
Dotyczy to również mojego Przyjaciela. Gdy widzę w nim dar Boga, wtedy „moje” oczyszcza się z egoizmu w oddaniu siebie — Bogu, którego dar przyjmuję. Pragnienie przyjaźni z mojej strony zostaje „z góry” zaspokojone — nie dzięki wyczekiwanej odpowiedzi Przyjaciela, ale dzięki Bogu, który daje mi siły do dawania, dzielenia się — bez oglądania się na reakcję. Mogę wtedy przyjąć, że On jest obecny w relacji ważnej dla mnie i ją pogłębia, oczyszcza, tak że w końcu będzie można w niej ujrzeć owoc, a zarazem obraz Jego przyjaźni-miłości.
[7] Zob. W.H. Auden, Ten, kto bardziej kocha, w: tenże, 44 wiersze, przeł. S. Barańczak, Znak, Kraków 1994, s. 121.
[8] Cyt. tutaj i dalej wg: K. Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice, Jan Paweł II, Tryptyk rzymski, Znak, Kraków 2004, s. 447-480.
opr. ab/ab